Z początku droga strasznie mi się dłużyła, mimo wygodnego siedzenia i miętowego zapachu odświeżacza powietrza, który tkwił na kratce klimatyzacji. W radiu grała jakaś lokalna stacja, dzięki czemu cisza nie była tak ciężka, jaka mogłaby ostatecznie być.
- Właściwie, co robiłeś w tej okolicy? - mój towarzysz postanowił w końcu zabrać głos, co brzmiało aż dziwnie przez to, że dłuższy czas nikt nic nie mówił.
- Przejażdżka - mruknąłem cicho, nie patrząc na niego. Byłem raczej obojętny, jak do wszystkiego i wszystkich w ostatnim czasie.
- To nie jest zbyt ciekawe miejsce - zauważył z cichym śmiechem, na co ja poprawiłem się nieco. Fakt, za dużo to tam nie było - ah, w ogóle, to Jaehyun. Wypadło mi z głowy.
- Pewien sentyment - wyjaśniłem, dopiero wtedy na niego spoglądając. Drapał się jedną ręką po karku, wpatrując się w drogę przed nami.
- Mark.. też kompletnie zapomniałem - przyznałem się. Zapomnieć o czymś tak istotnym - w każdym razie miło mi - dodałem, znów wbijając wzrok w przednią szybę.- Mi również - przytaknął, a po jego słowach przez kolejną chwilę, trwaliśmy w ciszy. Było nieco niezręcznie.
- Mam nadzieję, że nie krzyżuję ci żadnych planów.. - mruknąłem w pewnym momencie, na co on od razu zaprzeczył.
- Akurat ten wieczór mam całkowicie wolny. Jedynym planem, jest jakiś film, może gra.. nic szczególnego, więc się nie martw - wyjaśnił, na co powoli pokiwałem głową.
- Rozumiem. Ah, teraz w prawo - wspomniałem, poprawiając się nieco na swoim miejscu, widząc odpowiedni zakręt. Jeszcze chwila i w domu. Nie wiem czy w końcu, czy niestety. Mama będzie się pewnie spinała...
Już chwilę później, brunet parkował w odpowiednim miejscu i zerknął na mnie.
- Naprawdę ci dziękuję... Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć, więc... - zacząłem, chcąc po prostu zwrócić mu pieniądze chociażby za paliwo, fatygę, ale on mi przerwał.
- Możesz dać mi swój numer i umówić się ze mną na kawę, to wystarczy - rzucił z uśmiechem, wzruszając lekko ramionami - nalegam - dodał, widząc chyba, że chce protestować.
Nie miałem zbytnio ochoty, by wychodzić gdzieś z kimś i w ogóle... No ale co zrobić? Skoro tak, nie chciałem odmawiać. Mogłem zawsze trafić na jakiegoś starego kolesia, albo zboczeńca, mordercę...
Dobra trochę się rozkręcam.
W końcu poprosiłem go o karteczkę i zapisałem na niej ciąg cyfr, oddając mu ją i lekko się uśmiechnąłem.
- Więc... Wychodzi na to, że do zobaczenia - mruknąłem, uśmiechając się lekko - jeszcze raz dziękuję - dodałem, a chwilę później szedłem już do drzwi.
Całe szczęście, było późno, więc wszyscy spali. A przynajmniej taką miałem nadzieję.Wszedłem po cichu do domu, ale cóż... Drzwi były otwarte, więc mama na pewno czeka. I się nie myliłem. Siedziała w kuchni widocznie zła.
- Gdzie byłeś Mark - zapytała ostro, nawet nie kryjąc swojej złości.
- Byłem w sklepie, ale samochód mi padł, dlatego nie miałem jak wrócić - wyjaśniłem wzdychając- nie wziąłem telefonu. Ale jutro pojadę po niego z Bumem, a teraz idę spać, bo czuje się wykończony. Nie musisz się tak denerwować, jestem dorosły - zauważyłem, kierując się po schodach w górę.
- Ale wciąż jesteś moim dzieckiem - rzuciła za mną, ale już na to nie odpowiedziałem. Po prostu zamknąłem się w swoim pokoju, rzucając na łóżko.
*******
Może i miałem plany na wieczór, dotyczące picia alkoholu, oraz ponownym użalaniu się nad sobą. Jednak gdy wtedy moja twarz spotkała się z poduszką, czułem się zbyt ciężki by wstać, a wirujący przed oczami, szeroki, serdeczny uśmiech, spojrzenie pełne czegoś, czego nie potrafię ogarnąć, totalnie zaciągnęło mnie w ramiona głębokiego snu. Po prostu przy dobrych wspomnieniach, łatwo się zasypia.
No i pewnie spałbym pół dnia, gdyby nie wizyta nieoczekiwanego i raczej niechcianego gościa.
Otworzyłem oczy, marszcząc mocno brwi już na wstępie, gdy usłyszałem głos Jinyounga, który wyrwał mnie ze snu. To była najgorsza pobudka, jaka mogła istnieć, bo z przyjemnego snu, gdzie mogłem oglądać wciąż śmiejącego się Jacksona, wpadłem znów w tą chujową rzeczywistość. W dodatku prosto na chłopaka, który nie próbował mnie zrozumieć, fałszywie określając się mianem mojego przyjaciela.
- Balowałeś wczoraj czy jak? - zapytał, odgarniając włosy z mojej twarzy. Ja tymczasem, od razu się podniosłem, wtedy ogarniając, że jestem wciąż w ubraniach. Czułem się conajmnjej źle.
- Nie... - mruknąłem cicho, przecierając buzię dłonią - pójdę się ogarnąć - wymamrotałem, w ogóle go ignorując i zaraz zamknąłem się w łazience. Gorący prysznic, to zdecydowanie to.
Kiedy szedłem korytarzem, mama minęła mnie z takim wyrazem twarzy, że aż mnie brzuch rozbolał. Do bólu zawiedziona, zmierzyła mnie tylko wzrokiem.
Też gówno wie, a próbuje mnie oceniać. Miałem kurewsko dość ich wszystkich.
Zamknąłem oczy, wchodząc pod strumień ciepłej, kojącej w tym momencie wody. Czułem się od razu lżejszy, gdy wszystko ze mnie spływało. Przyjemne uczucie. Jeszcze chwila przeciągnięcia snu, a przynajmniej tak czułem, otoczony całym tym ciepłem.
No ale cóż, wiecznie tu stać nie mogłem, w końcu w moim pokoju siedział Jinyoung.
Wyszedłem z łazienki w szlafroku, powoli idąc do swojej sypialni. Gdy zajrzałem do środka, zobaczyłem chłopaka, który trzymał w dłoni ramkę ze zdjęciem.
Gdy mnie zauważył, uniósł wzrok, odkładając przedmiot na poprzednim miejscu.- Nie zapomnisz o nim, mając go wszędzie - zauważył, na co od razu poczułem uścisk.
- Kto ci powiedział, że ja chcę zapomnieć? - zapytałem, starając się nie okazywać swojej irytacji już na samym początku. Czy on nie pozwalał sobie za bardzo?
- Powinieneś, bo nigdy nie ruszysz dalej Mark - powiedział i podszedł do mnie powoli - męczysz się. Bardzo się zamieniłeś, chce z powrotem Marka, który ciągle się uśmiechał - powiedział, stojąc naprzeciw mnie - dlaczego nie chcesz tego, co będzie dla ciebie dobre? - w jego głosie czułem tę nutę żalu.
- Bo według ciebie, dla mnie dobre, będzie zastąpienie go tobą. A ty nigdy mi go nie zastąpisz, przykro mi Jinyoung - pokręciłem głową. Nie mogłem owijać już w bawełnę. To nie miało sensu.
- Ty dalej swoje. Nawet nie próbujesz - uniósł nieco głos, unosząc wzrok w górę - kocham cię i chce ci tyle dać, a ty ciągle o nim. Jackson to, Jackson tamto. Jackson, zostawił cie tu samego i ma gdzieś. Czy to definicja faceta idealnego? - zapytał, a we mnie coś zawrzało. Nie miał prawa go oceniać.
- Gdyby nie musiał, nie zostawiłby mnie - warknąłem na niego, czując coraz większą złość.
- Ta. Wyjechał sobie i prowadzi nowe, świetne życie. A wiesz co? Ostatnio nawet się do mnie odezwał. I co o tym myślisz, hmm? Nie słyszałem, by do ciebie cokolwiek pisał.
I wiecie co? Poczułem, jak coś we mnie pęka. Dosłownie. Stałem tam i patrzyłem na niego. Dlaczego Jackson nie daje mi znaku życia, a takiemu Jinyoungowi owszem?
Czyżby naprawdę chciał ode mnie uciec?- Wynoś się. Natychmiast - wymamrotałem cicho, zaciskając wargi i odszedłem od niego, podchodząc do szafy.
- Mark....
- Powiedziałem wypieprzaj - warknąłem, już w tym momencie będąc naprawdę wściekłym. To była totalna przesada.
A on miał szczęście, że po prostu wyszedł.-------
Okay, więc, tak jak obiecałam, dziś też rozdzialik. No i, padło na Blood Ties, tak jak podejrzewalwm hahaha
a do tego Blond Beauty !!
Tak więc do następnego i mam nadzieję, że rozdział się podoba!!
![](https://img.wattpad.com/cover/113421441-288-k194733.jpg)
CZYTASZ
Lost Stars ☆ Markson
Fanfic"-Zawsze gdy będziesz smutny, to spójrz w gwiazdy. Może i będziemy daleko od siebie, wszystko się zmieni, ale niebo zawsze będzie takie samo. Tak jak my." Tylko Jackson nie wiedział, że dla Marka nie był zwykłym przyjacielem.