💫18💫

60 11 8
                                    

Z początku droga strasznie mi się dłużyła, mimo wygodnego siedzenia i miętowego zapachu odświeżacza powietrza, który tkwił na kratce klimatyzacji. W radiu grała jakaś lokalna stacja, dzięki czemu cisza nie była tak ciężka, jaka mogłaby ostatecznie być.

- Właściwie, co robiłeś w tej okolicy? - mój towarzysz postanowił w końcu zabrać głos, co brzmiało aż dziwnie przez to, że dłuższy czas nikt nic nie mówił.

- Przejażdżka - mruknąłem cicho, nie patrząc na niego. Byłem raczej obojętny, jak do wszystkiego i wszystkich w ostatnim czasie.

- To nie jest zbyt ciekawe miejsce - zauważył z cichym śmiechem, na co ja poprawiłem się nieco. Fakt, za dużo to tam nie było - ah, w ogóle, to Jaehyun. Wypadło mi z głowy.

- Pewien sentyment - wyjaśniłem, dopiero wtedy na niego spoglądając. Drapał się jedną ręką po karku, wpatrując się w drogę przed nami.
- Mark.. też kompletnie zapomniałem - przyznałem się. Zapomnieć o czymś tak istotnym - w każdym razie miło mi - dodałem, znów wbijając wzrok w przednią szybę.

- Mi również - przytaknął, a po jego słowach przez kolejną chwilę, trwaliśmy w ciszy. Było nieco niezręcznie.

- Mam nadzieję, że nie krzyżuję ci żadnych planów.. - mruknąłem w pewnym momencie, na co on od razu zaprzeczył.

- Akurat ten wieczór mam całkowicie wolny. Jedynym planem, jest jakiś film, może gra.. nic szczególnego, więc się nie martw - wyjaśnił, na co powoli pokiwałem głową.

- Rozumiem. Ah, teraz w prawo - wspomniałem, poprawiając się nieco na swoim miejscu, widząc odpowiedni zakręt. Jeszcze chwila i w domu. Nie wiem czy w końcu, czy niestety. Mama będzie się pewnie spinała...

Już chwilę później, brunet parkował w odpowiednim miejscu i zerknął na mnie.

- Naprawdę ci dziękuję... Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć, więc... - zacząłem, chcąc po prostu zwrócić mu pieniądze chociażby za paliwo, fatygę, ale on mi przerwał.

- Możesz dać mi swój numer i umówić się ze mną na kawę, to wystarczy - rzucił z uśmiechem, wzruszając lekko ramionami - nalegam - dodał, widząc chyba, że chce protestować.

Nie miałem zbytnio ochoty, by wychodzić gdzieś z kimś i w ogóle... No ale co zrobić? Skoro tak, nie chciałem odmawiać. Mogłem zawsze trafić na jakiegoś starego kolesia, albo zboczeńca, mordercę...

Dobra trochę się rozkręcam.

W końcu poprosiłem go o karteczkę i zapisałem na niej ciąg cyfr, oddając mu ją i lekko się uśmiechnąłem.

- Więc... Wychodzi na to, że do zobaczenia - mruknąłem, uśmiechając się lekko - jeszcze raz dziękuję - dodałem, a chwilę później szedłem już do drzwi.
Całe szczęście, było późno, więc wszyscy spali. A przynajmniej taką miałem nadzieję.

Wszedłem po cichu do domu, ale cóż... Drzwi były otwarte, więc mama na pewno czeka. I się nie myliłem. Siedziała w kuchni widocznie zła.

- Gdzie byłeś Mark - zapytała ostro, nawet nie kryjąc swojej złości.

- Byłem w sklepie, ale samochód mi padł, dlatego nie miałem jak wrócić - wyjaśniłem wzdychając- nie wziąłem telefonu. Ale jutro pojadę po niego z Bumem, a teraz idę spać, bo czuje się wykończony. Nie musisz się tak denerwować, jestem dorosły - zauważyłem, kierując się po schodach w górę.

- Ale wciąż jesteś moim dzieckiem - rzuciła za mną, ale już na to nie odpowiedziałem. Po prostu zamknąłem się w swoim pokoju, rzucając na łóżko.

*******

Może i miałem plany na wieczór, dotyczące picia alkoholu, oraz ponownym użalaniu się nad sobą. Jednak gdy wtedy moja twarz spotkała się z poduszką, czułem się zbyt ciężki by wstać, a wirujący przed oczami, szeroki, serdeczny uśmiech, spojrzenie pełne czegoś, czego nie potrafię ogarnąć, totalnie zaciągnęło mnie w ramiona głębokiego snu. Po prostu przy dobrych wspomnieniach, łatwo się zasypia.

No i pewnie spałbym pół dnia, gdyby nie wizyta nieoczekiwanego i raczej niechcianego gościa.

Otworzyłem oczy, marszcząc mocno brwi już na wstępie, gdy usłyszałem głos Jinyounga, który wyrwał mnie ze snu. To była najgorsza pobudka, jaka mogła istnieć, bo z przyjemnego snu, gdzie mogłem oglądać wciąż śmiejącego się Jacksona, wpadłem znów w tą chujową rzeczywistość. W dodatku prosto na chłopaka, który nie próbował mnie zrozumieć, fałszywie określając się mianem mojego przyjaciela.

- Balowałeś wczoraj czy jak? - zapytał, odgarniając włosy z mojej twarzy. Ja tymczasem, od razu się podniosłem, wtedy ogarniając, że jestem wciąż w ubraniach. Czułem się conajmnjej źle.

- Nie... - mruknąłem cicho, przecierając buzię dłonią - pójdę się ogarnąć - wymamrotałem, w ogóle go ignorując i zaraz zamknąłem się w łazience. Gorący prysznic, to zdecydowanie to.

Kiedy szedłem korytarzem, mama minęła mnie z takim wyrazem twarzy, że aż mnie brzuch rozbolał. Do bólu zawiedziona, zmierzyła mnie tylko wzrokiem.

Też gówno wie, a próbuje mnie oceniać. Miałem kurewsko dość ich wszystkich.

Zamknąłem oczy, wchodząc pod strumień ciepłej, kojącej w tym momencie wody. Czułem się od razu lżejszy, gdy wszystko ze mnie spływało. Przyjemne uczucie. Jeszcze chwila przeciągnięcia snu, a przynajmniej tak czułem, otoczony całym tym ciepłem.

No ale cóż, wiecznie tu stać nie mogłem, w końcu w moim pokoju siedział Jinyoung.

Wyszedłem z łazienki w szlafroku, powoli idąc do swojej sypialni. Gdy zajrzałem do środka, zobaczyłem chłopaka, który trzymał w dłoni ramkę ze zdjęciem.
Gdy mnie zauważył, uniósł wzrok, odkładając przedmiot na poprzednim miejscu.

- Nie zapomnisz o nim, mając go wszędzie - zauważył, na co od razu poczułem uścisk.

- Kto ci powiedział, że ja chcę zapomnieć? - zapytałem, starając się nie okazywać swojej irytacji już na samym początku. Czy on nie pozwalał sobie za bardzo?

- Powinieneś, bo nigdy nie ruszysz dalej Mark - powiedział i podszedł do mnie powoli - męczysz się. Bardzo się zamieniłeś, chce z powrotem Marka, który ciągle się uśmiechał - powiedział, stojąc naprzeciw mnie - dlaczego nie chcesz tego, co będzie dla ciebie dobre? - w jego głosie czułem tę nutę żalu.

- Bo według ciebie, dla mnie dobre, będzie zastąpienie go tobą. A ty nigdy mi go nie zastąpisz, przykro mi Jinyoung - pokręciłem głową. Nie mogłem owijać już w bawełnę. To nie miało sensu.

- Ty dalej swoje. Nawet nie próbujesz - uniósł nieco głos, unosząc wzrok w górę - kocham cię i chce ci tyle dać, a ty ciągle o nim. Jackson to, Jackson tamto. Jackson, zostawił cie tu samego i ma gdzieś. Czy to definicja faceta idealnego? - zapytał, a we mnie coś zawrzało. Nie miał prawa go oceniać.

- Gdyby nie musiał, nie zostawiłby mnie - warknąłem na niego, czując coraz większą złość.

- Ta. Wyjechał sobie i prowadzi nowe, świetne życie. A wiesz co? Ostatnio nawet się do mnie odezwał. I co o tym myślisz, hmm? Nie słyszałem, by do ciebie cokolwiek pisał.

I wiecie co? Poczułem, jak coś we mnie pęka. Dosłownie. Stałem tam i patrzyłem na niego. Dlaczego Jackson nie daje mi znaku życia, a takiemu Jinyoungowi owszem?
Czyżby naprawdę chciał ode mnie uciec?

- Wynoś się. Natychmiast - wymamrotałem cicho, zaciskając wargi i odszedłem od niego, podchodząc do szafy.

- Mark....

- Powiedziałem wypieprzaj - warknąłem, już w tym momencie będąc naprawdę wściekłym. To była totalna przesada.
A on miał szczęście, że po prostu wyszedł.




-------

Okay, więc, tak jak obiecałam, dziś też rozdzialik. No i, padło na Blood Ties, tak jak podejrzewalwm hahaha
a do tego Blond Beauty !!
Tak więc do następnego i mam nadzieję, że rozdział się podoba!!

Lost Stars ☆ Markson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz