1. Odmienność w rutynie

42 8 0
                                    

25 września, środa, 2019 rok, Heel City

Otworzyłam zaspane oczy i wpatrzyłam się w sufit. Znowu codzienna rutyna. Jak ja jej nienawidzę. Gdybym czas cofać umiała. Nie trwała bym teraz w tym kole, gdybym nie pozwoliła mu skręcić...

Wstałam przeciągle i ubrałam się w ubrania, jakże by inaczej, czarne, które wczoraj sobie uszykowałam. Związałam włosy w luźnego koka i zrobiłam kreskę na linii wodnej oka, aby je podkreślić. Musiałam też nałożyć podkład na moje ogromne wory pod oczami. Ostatnio, długie ostatnio, źle sypiam.

- Śniadanie, Sheily! - dobiegł mnie głos mamy z dołu.

- Nie jem dziś - powiedziałam pod nosem, i tak by mnie nie usłyszała.

Wzięłam pusty plecak z długopisem, kilkoma parami słuchawek, podpaskami, zapasowymi kluczami i portfelem z czterema dychami.

- Spieszę się do szkoły, dziś niestety nie zjem - zrobiłam smutną minkę wchodząc do kuchni. - Przykro mi, bo świetne tosty robisz o poranku, mamo. Ale nie zdążę zjeść niestety.

- Och... No dobrze, dobrze. - wzruszyła ramionami. - Masz tu pieniądze na śniadanie w szkole. - wręczyła mi kolejne dwie dychy uśmiechając się ciepło.

Jezu, jakie ludzkie stworzenia są idiotyczne. I naiwne. I irytujące. I głupie. I... głupie...

- Dziękuję, mamo! Do widzenia! - wykrzyknęłam radośnie i wybiegłam z domu. Kiedy tylko wyszłam za drzwi uśmiech znowu zszedł mi z twarzy. Znowu byłam sobą. Nie udawałam, że jest wspaniale, bo było... było dobrze... Ale kiedyś. A teraz jest... po prostu źle.

Szłam szurając nogami po chodniku ze spuszczoną głową, rękami w kieszeni, kapturem na głowie i wzrokiem wbitym w buty.

Po odliczeniu równo 281 moich kroczków weszłam do sklepu nie patrząc do jakiego, bo doskonale wiedziałam jakiego.

- Te co zawsze, Timm - wymamrotałam nie patrząc na rozmówcę.

- Masz - podał mi pudełeczko rakotwórczych papierosów. - 18 złotych, 20 groszy. Bo pamiętaj, że ty masz większą cenę za nieledztwo.

- Tak, tak, trzymaj - podałam mu banknot dwudziestozłotowy, przewracając oczami. Oddał mi resztę, a ja spakowałam ją do kieszeni w spodniach. Fajki trzymałam narazie w dłoni. Po wyjściu ze sklepu wyjęłam jedną oraz zapalniczkę z kieszeni, a paczuszkę schowałam.

Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem penetrującym moje płuca. Przyjemne szczypanie, znałam te uczucia już na pamięć. Witaj kolejny dniu...

~*~

Weszłam do klasy ze spuszczoną głową i usiadłam na swoim miejscu. Ostatnia ławka od strony okna, wyryte serduszko w dolnym lewym rogu, puste miejsce obok mnie. Mogłabym z zamkniętymi oczami wskazać gdzie jaka rysa znajduje się na tej ławce.

- Wyciągamy karteczki - powiedziała młoda nauczycielka wchodząc do klasy.

- A jak nie? - odpowiedziałam wpatrując się w spadające złote liście zdmuchiwane przez wiatr za oknem.

- A to niby czemu, panno Sheily? - spytała unosząc brew.

- Bo mam okres i jak zacznę myśleć, to dostanę wewnętrznego krwotoku - sarknęłam. - Czy to nie jest czasem trzecia bądź czwarta kartkówka w tym tygodniu? Czy my pani wyglądamy na pilnie uczących się kujonów? No bo jeśli zależy pani na naszych dobrych ocenach to nam nie pomaga pani, codziennie robiąc nam głupie kartkóweczki z których, jak to my, nic nie umiemy - powiedziałam spokojnie, czekając na reakcję nauczycielki, jednak jedyne z czym spotkał się mój monolog to głośny wiwat ze storny moich rówieśników.

- A tak w zasadzie to przecież miał dziś dojść nowy uczeń - powiedziała jakaś osoba. Wszyscy byli mega tym podjarani. Wszyscy, czemu nie ja?

- Dobrze, ale jutro, Shei, skoro raczyłaś podzielić się z nami tak przemyślanym wykładem, Ty napiszesz kartkówkę podczas kiedy inni będą robić projekt - powiedziała i sięgnęła po kredę, aby napisać temat.

- Tak, tak. Napiszę tyle, że nie zdążysz przeczytać w ciągu swojego całego życia. Przynajmniej nie będą musiała słuchać idiotycznych pomysłów na projekt o sowach i hipopotamach... - przewróciłam oczami, lecz nauczycielka olała całkowicie moje słowa i na spokojnie sprawdziła obecność.

W połowie lekcji do klasy wszedł dyrektor wybudzając mnie tym samym ze snu lekcyjnego.

- Dzień dobry, tak jak wiecie, miał dziś dojść do Was nowy uczeń. Powiedziano mi, że przybędzie na drugiej lekcji, więc prosiłbym o szacunek do niego - mówiąc ostatnie zdanie spojrzał znacząco na mnie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

- Jasne, zrozumiałam. - powiedziałam i ziewnęłam kładąc się tułowiem wygodnie na ławce.

- Czyli, że na spokojnie mogłam zrobić tą kartkówkę - pani Cecilia zmrużyła oczy.

Druga godzina lekcyjna, 9:04.

- Tak jak było zapowiedziane... - zaczęła Cecilia. - Na tej lekcji poznamy nowego ucznia. Chcę wam przedstawić... - urwała prawdopodobnie dając czas na "czaderskie wejście" nowego ucznia. Wpatrywałam się dalej za okno, gdy nagle usłyszałam skrzypnięcie. Otworzyły się drzwi, czyli przypuszczam, że jest w klasie. - Samuela.

Cała klasa zaczęła klaskać, gwizdać i wiwatować, jak to przystało na klasę najbardziej sympatycznej nauczycielki. Spojrzałam na środek klasy gdzie stał wysoki, czarnowłosy chłopak.

- Hej, jestem Samuel Skave, przyjechałem z Hollywood, mam 17 lat - przerwał na chwilę. - Tak, raz kiblowałem. I jak widać jestem płci męskiej - zaśmiał się i puścił oczko. - Oraz...

- Oraz masz ładne oczy... - przerwałam mu obojętnie wpatrując się w jego błękitno-białe tęczówki. Poczułam ten cringe w swoich kościach.

- Eee... dzięki?

Wszyscy zaczęli się śmiać. Nie ze mnie, oczywiście. Z sytuacji i skrępowania Sediego, czy jak mu tam.

- Okej. Sheily, mam świetny pomysł - powiedziała nauczycielka z tym swoim błyskiem w oku.

- Oho! Czyli, że mam przegwizdane. Super - wyjrzałam za okno wyobrażając sobie, że jestem jednym z liści.

- Być może. A więc, panienko, zamiast pisać jutro kartkóweczki oprowadzisz Samuela po szkole, po okolicy i wyjaśnisz mu także jakie panują tu zasady. Liczę na Ciebie - powiedziała złośliwie.

- Co proszę? - wstałam gwałtownie z krzesła. - Jakim prawem? Przecież to nie mój problem! Od tego są ci debile z bibliotek robiący maślane oczka do dyrektora! - krzyknęłam zdenerwowana.

- Trudno, Shei - powiedziała spokojnie. Jak ja jej czasami nienawidzę. - Samuel, usiądź w ostatniej ławce z Sheily, chyba, że masz wadę wzroku lub słuchu?

- Nie, spokojnie. - uśmiechnął się odwracając w stronę nauczycielki
i ruszył w stronę mojej ławki. Mi się zdawało czy widziałam zarys tatuażu na karku?

- Ale to jest MOJA ławka! - oburzyłam się, bagatelizując tusz na skórze.

- Od teraz wasza - wzruszyła ramionami Cecilia, a Sam usiadł obok mnie.

- Zajebiście... - wymamrotałam.

- Słyszałam! - zaśmiała się. - To za to, że ma ładne oczy!

~*~

Rozdział poprawiony, kaktusy 🌵💙

venomous heart || gruntowa korekta (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz