Rozdział 3

37 2 2
                                    

Ania czekała z kubkiem gorącej kawy przed drzwiami księgarni, czekając, aż właściciel się zjawi i otworzy. Dziewczyna jest bardzo podekscytowana, to przecież jej pierwszy dzień w pracy. Rozejrzała się dookoła i zauważyła wysokiego mężczyznę w ciemnym płaszczu i kapeluszu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ten osobnik nie wpatrywał się w Anię tak natarczywie, jakby czegoś chciał. Anie przeszył dreszcz, chociaż nie wiedziała czemu. Na chwilę odwróciła wzrok, bo usłyszała krzątaninę w księgarni, ale gdy znów chciała spojrzeć na nieznajomego, to już go tam nie było, nigdzie go nie było.

-Dziwne... - Wymamrotała pod nosem i weszła do sklepu. - Dzień dobry. - powiedziała z uśmiechem.

- Witam. Przepraszam, ale zdaje się, że się nie przedstawiłem. Jestem Ryszard Kowalski.- powiedział mężczyzna, lekko skłaniając się dziewczynie. - Pozwól tu na chwilę, pokażę ci jak obsługiwać kasę i jak wprowadzać zmiany w systemie i ogólnie wszystko, co musisz wiedzieć.

Całe szczęście, że Ania jest pojętna i szybko się uczy. Praktycznie cały dzień przestała za kasą. Nie było wielu klientów, dopiero gdy zbliżał się koniec zmiany, do księgarni wszedł mężczyzna ubrany na czarno i w kapeluszu. Ryszard ściągnięty dźwiękiem dzwonka wyszedł z pokoju dla personelu. Na widok klienta zamarł w bezruchu.

- Dzi... dzi... dzień dobry szanownemu panu. W czym możemy... pomóc?- zająknął się Rysiek i skłonił się nisko. Od razu przykuło to uwagę Anny. Z zachowania Ryszarda wywnioskowała, że ma do czynienia z ważnym klientem.

-Witaj Ryszardzie. Nie przyszedłem po nic konkretnego, tylko chciałem zobaczyć twoją nową pracownicę.- Wypowiedział te słowa z takim zimnym spokojem, i świdrował księgarza bystrym spojrzeniem niebieskich oczu. Znów Anna poczuła dreszcz i zbeształa się za to w myślach. Nieznajomy podszedł do dziewczyny i chwycił jej rękę w nonszalancki sposób i pocałował. - Nazywam się Dorian Ring. I domyślam się, że ciebie zwą Anna.

- Anna Krwańska.- uściśliła dziewczyna i lekko dygnęła. Dziwnie się czuła, ponieważ nikt nigdy nie całował jej w rękę. Co prawda ten gest był miły, jednak powiało w tym czymś staroświeckim. Nie wielu ludzi wciąż zachowuje się w tak nienaganny sposób.

- A więc mam nadzieje, że ci się tu spodoba.- Powiedział Dorian, zbliżając się do drzwi, jednak zatrzymał się przed nimi. - I jeszcze jedno, uważaj, aby nie wychodzić z domu po zmroku. - I wyszedł. Dopiero teraz dotarło do Ani, jaki tu panował spokój, gdy ten mężczyzna tu był. Mogłoby się wydawać, że cisza jest nieznośnie głośna. Ania też zaczęła rozmyślać nad tym, co powiedział Dorian na odchodne. Co miało znaczyć, że nie powinna wychodzić z domu, gdy się ściemni?

- To, co zmywasz się do domu? - Zapytał Ryszard, stając obok Ani.

- Tak i pewnie brat już na mnie czeka. - Odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

Dziewczyna zebrała swoje rzeczy i opuściła księgarnię. Zerknęła na telefon, aby sprawdzić, czy przypadkiem ktoś nie dzwonił. Zobaczyła SMSa od Piotrka ,, Nie mogę cię zgarnąć, mam nadzieję, że się nie gniewasz.,, Ania szybko odpisała, że się nie gniewa, ale już z nieco mniejszym entuzjazmem ruszyła do domu. Jakaś myśli kazała jej się odwrócić i zobaczyła, że w jej kierunku idzie Dorian. Stwierdziła, że dziwne jest zachowanie mężczyzny, bo cały czas kręcił się w okolicy księgarni.

- Anno poczekaj chwilę. Chyba usłyszałem, że brat cię nie odbierze. A uważam, że taka piękna dziewczyna nie powinna nigdzie chodzić sama. - powiedział to takim tonem, że dziewczynie ciężko się myślało, ale jej uwaga nagle padła na to, że stwierdził, że usłyszał wiadomość, w której Piotr mówi, że jej nie odbierze. Jak mógł to usłyszeć, skoro Ania dostała SMS. Czy możliwe jest to, żeby przeczytała go na głos i nie zdawała sobie z tego sprawy.

- Czy mógłbym zaprowadzić cię do domu? - zapytał z lekkim uśmieszkiem, oferując jej ramię. A Ani zapaliła się czerwona lampka. Przecież ja go nie znam a mieszkańcy (tu rozejrzała się do około) zdają się bać go z jakichś przyczyn.

- wybacz, ale chyba muszę ci odmówić. Widzi pan, ja wcale cię nie znam.

- Ach gdzie moje maniery i proszę mów mi po imieniu, ale wiesz taki spacer mógłby sprawić, że się lepiej poznamy. No ale skoro nie ufasz mi na tyle, żebym cię mógł do domu odprowadzić, to chociaż daj się namówi na kawę. - spojrzenie, jakie wbił w nią wcale nie uspokajało Anny.

- Wybacz Dorianie, może kiedy indziej. Mam sporo rzeczy do zrobienia. Do zobaczenia. - i ruszyła szybkim krokiem w stronę lasu.

Nagle, gdy dziewczyna była w połowie drogi do domu, usłyszała głos dziecka.
-pomocy! - to słowo niosło się po lesie jak mantra. Anna nie wiele myśląc skierowała się w stronę źródła krzyków. Szła, szła i szła, nawet nie zorientowała się, że poza wołaniem o pomoc, nie słychać zupełnie nic. Ptaki nie śpiewają a drzewa nie trzeszczą pod powiewami wiatru. Nawet liście, po których Ania szła nie wydawały dźwięku. Zorientowała się, dopiero gdy zatrzymała się przy jeziorze, ale teraz to już nawet tego wołania nie słyszała. I miała już wracać, kiedy dostrzegła dziecko na łódce. Oszacowała, że nie ma więcej niż pięć lat. Chłopiec zdawał się całkiem spokojny, tak jak wszystko, co go otaczało. Tak cicho, tak spokojnie. Nie było śladu po dziecięcym nawoływaniu, a ten chłopiec też nie wyglądał na takiego co potrzebuje pomocy. Co z tego, że był na środku jeziora, a dorosłych też nigdzie nie było. Wzruszyła ramionami, znów odwracając się w stronę z której przyszła. I nagle znowu rozległo się wołanwie. Ania nie wiedziała co robić. Nigdzie nie było drugiej łodzi a pływać nie umie, aby dostać się do niego wpław i go zabrać stamtąd.
Zawiał wiatr od strony jeziora, zmuszając dziewczynę do odwrócenia się, lecz gdy znów spojrzała w stronę chłopca, to już go nie było. Ania rozglądała się, ale nigdzie nie widziała chłopca, za to zobaczyła łódź przy najdalszym brzegu, ale dziecka nie dostrzegła.
- hmmm, może tam popłynął i odszedł z rodzicami.- powiedziała do siebie z niedowierzaniem. Przecież żadne dziecko nie jest w stanie tak szybko wiosłować. Zastanawiając się nad tym zdarzeniem ruszyła w kierunku domu. A przynajmniej tak myślała.

Zapadł już zmierzch, kiedy Ania dopuściła do siebie myśl, że zabłądziła. Na domiar złego, już dawno temu telefon jej się rozładował. Zrezygnowana osunęła się na ziemię i zaczęła płakać. Płakała kilka minut, a może kilka godzin, gdy człowiek traci orientację w terenie to szybko do tego dołącza poczucie czasu. Zajęło to trochę, zanim dziewczyna doszła do siebie. Znów spróbowała znaleźć jakąkolwiek drogę czy ścieżkę, jednak jest to trudne, gdy z każdej strony widać tylko ciemność, nawet księżyca nie było widać. Jednak Anna zdołała ujrzeć, że drzewa przed nią, powoli zaczynają się przerzedzać. Ania popędziła w tym kierunku, mając nadzieję, że to wyjście z lasu, a nie zwykła polana.
Gdy dziewczyna stanęła na skraju lasu, jej oczom ukazał się piękny, stary wiktoriański dwór. Podwórze było wielkie, niezbyt zadbane. Posągi zaczął obrastać mech, a labirynt i to, co miało być ogrodem całkiem zdziczało. Wszystko było ogrodzone wysokim żelaznym płotem. Anna, widząc, że w niektórych oknach pali się światło, postanowiła zapytać o drogę do miasta, a w najlepszym wypadku o telefon do brata.
Ulga nie trwała długo. Zza pleców Anny, wydobył się głośny warkot. Dziewczyna szybko się odwróciła. Ten warkot wydobywał się z groźnie łypiącego na nią wilka. Zwierzę ruszyło powoli w kierunku swojej ofiary. Ania słyszała, że wilki nie atakują ludzi, jednak ten zdawał się mieć inne zdanie. Bez zastanowienia, pędem pobiegła w stronę bramy, pragnąc jak najszybciej znaleźć się za nią, z dala od wilka. Wilk zawył złowrogo i również pobiegł za ofiarą. Ania w ostatniej chwili chwyciła klamkę, by przekonać się, że brama jest zamknięta na kłódkę. Przez chwilę szarpała się z nią, mając nadzieję, że uda jej się otworzyć tę bramę.
- nie! - powiedziała prawie bez głośnie, odwracając się do wilka. Zwierzę znów zwolniło widząc, że ofiara dalej już nie ucieknie.

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz