Rozdział 12

10 0 0
                                    

- Cholera! - Phinix uderzył pięścią w drzewo, chcąc upuścić trochę gniewu. Nie pomogło. Złapał krwawiącą dłoń i zaczął pocierać. Elfy nie powinny wyzywać się na drzewach, które ich chronią, dają dom i wszystko, czego potrzebują. Jednak Phinix miał to gdzieś. Inne myśli chodziły mu po głowie. Był wściekły, że zakazano mu kontaktu z Anną, że ona nic nie pamiętała. Jak mogła pamiętać, skoro sama królowa wyczyściła jej pamięć. Nienawidził uczucia bezsilności. Raz już przekonał się na własnej skórze, co znaczy igrać z przeznaczeniem, które i tak dopadnie każdego. Zapłacił za to wysoką cenę. Cenę życia rodziców i prawie życia przyjaciółki.

Błękit bezchmurnego nieba zamajaczył mu w pamięci. Oczy, od których nie można się uwolnić, stały się jedynym marzeniem, które jest tak blisko, ale tak daleko. Za daleko.
- Cholerne elfie zmysły. Dlaczego czujemy wszystko mocniej? Dlaczego widzimy więcej barw niż inni?-
Elfy i driady inaczej widzą świat, możliwe, że inne stworzenia magiczne podobnie go widzą, ale nie tak intensywnie, nie tak prawdziwie. Wiatr dla elfa wcale nie jest niewidzialny. Często niesie kolor, zapachu tego, co po drodze napotkało. Wiatr na łące będzie koloru kwiatów, a ten nadmorski przyniesie błękit nieba. Wzrok to nie wszystko. Natura obdarowała ich też nienagannym słuchem, co prawda nie słyszą dalej niż ludzie, ale słyszą zupełnie inaczej. To, co niesłyszalne dla ludzi, dla elfa jest szeptem. Drzewa nie krzyczą, drzewa szepczą i nucą melodie, których ci, co dziećmi lasu nie są, nigdy nie usłyszą. Las nie chce wojen i zniszczenia. Las jest łaskawy. W upalny dzień daje cień, jest domen dla wielu,  daje pożywienie i wodę, tym którzy tego potrzebują. W zamian oczekuje tylko spokoju. Jednak ludzie nieustannie niszczą je, wycinają i zaśmiecają. Dlatego tak wielu w lesie zaginęło. Driady i elfy bronią matecznika.

Phinix niegdyś miał inne zadanie. Przeznaczeniem wielu elfów jest obrona swego lasu i służenie tym którzy zajmują się nim. Młoda krew często buntuje się. To normalne. A krew Phinixa jest nad wyraz gorąca. Miał inne zdanie co do aktualnej obrony lasu. Uważał, że ludzi dawno powinno się wytępić, bo nie zasługują na tę łaskę. Często strzelał do ludzi bez ostrzeżenia. Wielu zginęło z jego ręki. Mężczyźni, kobiety i dzieci. Do czasu. Gdy na skraj lasu zawędrowała mała blondynka. O oczach tak błękitnych, że niebo przy nich wydawało się szare. Sam miał wtedy coś około siedmiu lat.

~~

Słońce już dawno wstało. Lato trwało w najlepsze. Lato? Ania szybko otrzeźwiała, przecież powinna być połowa listopada. Zwlekała się z łóżka. I wyjrzała przez otwarte okno. Jak nic jest lato. Ptaki śpiewają, motyle fruwają, a róże pachną. W pośpiechu zeszła na dół, aby spytać Piotrka, czy ten coś o tym wie. Na dole w salonie nie było Piotrka, nigdzie w domu go nie było. Wtem rozległy się jakieś dźwięki w kuchni. Ania pobiegła tam najprędzej, jak tylko mogła. Na wejściu zdębiała. W kuchni była...
- Babciu Elizo! Choć zobacz! Prędko!
- Już Aneczko idę, idę. - Ania nie mogąc wydobyć głosu, poszła za swoją babką na podwórko. Gdzie mała Ania huśtała się na huśtawce tak wysoko, że można było pomyśleć, że zaraz odfrunie. Faktycznie dziewczynka zeskoczyła w locie i wylądowała z gracją baletnicy.
- Pięknie kochanie. Ale dlaczego jesteś tu sama? Gdzie dziadek i Piotruś?
- Poszli do lasu na grzyby. - Dziewczynka posłała babci tak promienny uśmiech, że słońce przy nim bledło.
- Mogłabyś pójść po nich?
- tak babciu. - odpowiedziała dziewczynka i podeszła do tylnej furtki. Odeszła sprężystym krokiem w las. Ania oczywiście poszła za nią. Doszły na skraj lasu.
- zatrzymaj się- dobiegł ją, chłopięcy głos. Głos znajdował się na drzewie. - kim jesteś i czemu chcesz wejść do mojego lasu?
- Na imię mam Ania. - wiatr zawiał, liście zaszeleściły, a elf spadł z drzewa. Łamiąc przy tym swój łuk.
- oh! Nic ci się nie stało? - dziewczynka podbiegła do niego i zobaczywszy, że chłopcu leci krew, zdjęła swoją białą wstążkę do włosów i owinęła ją chłopcu na ręce. Na koniec pocałowała opatrunek. Chłopiec patrzył na nią ogromnymi oczyma. Nie mógł uwierzyć, że człowiek właśnie okazał mu bezinteresowną dobroć a w dodatku te jej oczy. Prawdę mówią, że oczy zwierciadłem duszy są. Potrząsnął głową i uciekł w las. Ania pobiegła za nim. Choć poruszał się bezszelestnie, to coś mówiło Ani, że zmierza w dobrym kierunku, lecz zamiast chłopca spotkała dziadka i Piotrka.
- Anulka, jak nas znalazłaś?
- nie mijał was może chłopiec? Gonię go i nie mogę go dogonić. - zaspała się dziewczynka. Anna nie mogła uwierzyć, że znów widzi dziadka. Jeśli to sen to nie chcę się jeszcze budzić. Jeśli jednak to nie jest sen... Ania przeraziła się, takie rzeczy widzą ponoć ci, którzy umierają, aby podróż ze śmiercią nie wydała się taka zła. Wtem nagle obraz się zmienił, znów były w ogrodzie. Mała Ania siedziała na huśtawce i przeglądała książkę.
- chwila... Ja znam tę książkę. To tajemniczy ogród. Uwielbiałam tę historię. No wtedy to chyba bardziej obrazki z książki. - powiedziała Ania do siebie. Próbując sięgnąć pamięcią wstecz.
- pst. Ania chodź tu. - zza ogrodzenia machał do małej Ani ten sam chłopiec co przed chwilą uciekał. Dziewczynka posłusznie podbiegła do chłopca.
- oddaję ci wstążkę... I... Dzięki. - to słowo zdawało się naprawdę dla niego trudne.
- hmmm? Nie ma za co. Mógłbyś i ty powiedzieć jak ci na imię. Dlaczego uciekłeś?
- wcale nie uciekałem, a już na pewno nie przed tobą... A na imię mam Phinix.
- Phinix... Co to za imię? - dziewczynka roześmiała się. Chłopiec zaczerwienił się i speszył. Nie spodziewał się takiej reakcji, więc odpowiedział na to ogniem.
- Normalne, elfickie. - powiedział z dumą — a co to za imię Ania. Gorszego chyba nie słyszałem. - teraz to Ania się speszyła, ale nie na długo.
- elfickie? Jesteś elfem? - dziewczynka nie czekała na odpowiedź. Od razu sięgnęła rączkami w kierunku uszu Phinixa. Ten nie wiedząc co robić, nie zrobił nic. W rezultacie Ania zobaczyła jego szpiczaste uczy i westchnęła z zachwytu.
- ojej. Najprawdziwszy elf, w dodatku jest moim przyjacielem. - Phinix chyba chciał zaprzeczyć, ale zaintrygowała go łatwowierność dziewczynki.
Anna nie mogła oderwać oczu od tej dwójki. Tak śmiesznie razem wyglądali, gdy się bawili. Ona nauczyła go skakać na skakance, a Phinix próbował nauczyć ją strzelać z łuku.
Strzała przeleciała tuż obok małej Ani, ale ta, zamiast wystraszyć się, to zaczęła tańczyć. Tańczyła bez opamiętania, a elf tylko patrzył na nią w milczeniu.
- No tak. Od tego momentu tak się witali. Niezbyt bezpieczny sposób, ale kiedyś to nie miało znaczenia. Dlaczego go zapomniałam? Co się działo później? - mówiła do siebie Ania, która jak widmo chodziła za parką. Naprawdę jak widmo, bo dzieciaki co chwilę przenikały przez nią, nie widzieli jej ani nie słyszeli.
Znów zmiana, tym razem są w głębi lasu. Phinix coś rzeźbi, a Ania dopiero co wyłania się zza drzew. Elf przerwał, to co robił i wystrzelił strzałę ostrzegawczą, na co Ania w odpowiedzi zatańczyła. Roześmiali się oboje.
- hehehe... Mam tu coś dla ciebie jaskółeczko.- zeskoczył z głazu i wręczył Ani błękitny kryształ na rzemyku. Dziewczynka westchnęła i szybko założyła go sobie na szyję.
- elfi kryształ, nigdy nie powinien trafić do ludzi. Ale kto by sobie łamał głowę głupimi zasadami. Ten kryształ będzie bronił cię. - Ania spojrzała na niego zdziwiona, ale jemu spojrzenie wystarczyło. Oddałby cały las za te oczy. On miał wtedy ze piętnaście lat, a ona trzynaście.
Obraz zmienił się po raz kolejny. Tym razem Ania była w swoim pokoju. Chowała właśnie do szkatułki kryształ. Bo Phinix ją o to poprosił.
- Ale dlaczego? Co się działo w międzyczasie? - mała Ania schowała szkatułkę w skrytce pod podłogą. Anna nawet nie miała pojęcia o jej istnieniu.

Płomienie wszędzie płomienie. Dławiący dym i ciemność. Krzyk. Co się pali? Dom? Nie, nie dom. To drzewa się palą. Płomień już prawie ją ma...

Obudziła się z krzykiem. Do pokoju ktoś szybko wszedł i nawet bez zapalania światła, usiadł na jej łóżku i wziął w ramiona. Dopiero gdy przestała się trząść i słyszeć jeszcze resztki wspomnień, to zorientowała się, że to nie Piotr, tylko Dorian. Znów załkała i wtuliła się mocniej w jego ramiona, jakby chciała się w nich ukryć, jakby mogły one powstrzymać całe cierpienia i zło. Uspokoiwszy się, zrobiła miejsce, aby mógł się przy niej położyć. Nie chciała być sama tej nocy, już nie.
- Proszę, zostań ze mną...- szepnęła i znów wtuliła się do niego.

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz