Opowieść pewnego gazeciarza

736 68 66
                                    


Pewna drobna osoba szła zatłoczoną ulicą Charlottetown, wciskając zapobiegawczo ostatnie kosmyki włosów pod beret. Mocno opatulona brązowym paltem patrzyła wprost zdeterminowanym wzrokiem. Kolejny poniedziałek, jak zwykle nie wróżył dla większości ludzi nic przyjemnego, jednak ta osoba miała optymistyczne nastawienie i z wielką ochotą witała rozpoczynający się tydzień. Pozostawiając na błocie odciski ciężkich butów, zmierzała właśnie do pracy. 

— Dzień dobry, panie Stevenson — powiedziała z uśmiechem, wchodząc do pomieszczenia, w którym siedział tylko mężczyzna w podeszłym wieku. Poprawił on na nosie krzywe okulary i również uśmiechnął się w stronę pracownika.

— Witaj, Albercie. Tutaj jest przygotowany nowy nakład, ruszaj.

— Tak, jest! — zasalutował Albert i chwycił naręcze świeżo wydrukowanych gazet. Ledwo utrzymał równowagę, przytłoczony sporym stosikiem papieru, jednak uśmiechnął się dziarsko i wyszedł na zmrożone powietrze. 

Albert ustawił się, jak zwykle w tym samym miejscu na najruchliwszej drodze Charlottetown i jak co dzień, zaczął sprzedawać gazety przechodniom. Pomimo mrozu, który co oraz częściej pojawiał się o tej porze roku, pomimo ledwie wypełnionego żołądka i podkrążonych oczu przez brak snu, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Z niespotykaną radością wykrzykiwał najważniejsze nagłówki tego numeru, by bardziej zachęcić ludzi do kupna. 

— Clément Ader odbył pierwszy lot samolotem parowym! Pierwszy lot samolotem parowym!  — krzyczał gazeciarz, a w jego głosie słychać było niepohamowany zachwyt i ekscytację. Czuł, że sam najchętniej chwyciłby wydanie i jak najprędzej przeczytał o tym niesamowitym wydarzeniu. Lot samolotem! Cóż to za wydarzenie, móc poczuć się jak szybujący w przestworzach ptak, który może dolecieć wszędzie, dokądkolwiek zapragnie jego ptasia dusza! 

Zachwyt w głosie gazeciarza przyczynił się do tego, iż wydanie rozchodziło się niczym świeże bułeczki, co z pewnością było przyczyna jeszcze większego uśmiechu na twarzy młodzieńca w przydużym palcie. Ludzie chętnie oddawali swoje jednocentówki za egzemplarz świeżych wiadomości z kraju i świata. Młodzieniec pozbywał się gazet i przyjmował pieniądze, liczące je w myślach i marząc o tym, by było go stać na kubek ciepłej herbaty pod koniec dnia. Nikt nie przyglądał się zbyt uważnie małemu gazeciarzowi, który był przecież tylko dystrybutorem. Jednak nawet ta niepozorna postać z gazetami w rękach skrywała swoją słodką tajemnicę. 

Dzień chylił się ku końcowi, więc młody sprzedawca skierował się do redakcji, by przedstawić dzienny raport i oddać zarobione pieniądze właścicielowi gazety. Pocierając dłonie i dmuchając w nie ciepłym powietrzem, młody Albert pukał w okienko redakcji, jednak nikogo nie było już w środku. Czyżby się spóźnił? Przecież dochodziła zaledwie szósta, więc właściciel powinien jeszcze być w pracy. Nikt jednak się nie pojawił przez dobre kilka minut. Być może coś się stało? Albert nie miał możliwości jednak dowiedzieć się, co było powodem nieobecności szefa, więc odliczył z pieniędzy swoją dniówkę i postanowił zadowolić się kubkiem ciepłego napoju w pobliskiej herbaciarni. To było jego jedyne marzenie w tamtym momencie. 

Gazeciarz wszedł do prawie pustego pomieszczenia i rzucił sprzedawczyni ciepły uśmiech. 

— Witaj, Albercie, czy podać, to co zwykle? — zapytała przysadzista kobieta w ciasnym koku i sukni, którą pokrywały pąki róż. Zapewne, gdyby inny gazeciarz pałętał się po herbaciarni, panna Margaret nie byłaby temu aż tak rada i przepędziłaby urwipołcia gdzie pieprz rośnie. W końcu był to szanowany i elegancki lokal.  Albert jednak zasłużył sobie na przychylność, dotrzymując towarzystwa wieczorami, gdy zasypywał kobietę ciekawymi opowieściami i żywą rozmową. Poza tym, zawsze miał ze sobą pieniądze na kubek herbaty. 

Bride of Adventure ♡ ShirbertWhere stories live. Discover now