9

96 3 2
                                    

Przez całą noc nie mógł zasnąć na dłużej niż godzinę. W dodatku ta okropna kara. Zastanawiał się co ma zrobić, żeby tylko wyjść z domu bynajmniej na chwilę.

Leżał w łóżku przez długi czas patrząc się w biały sufit rozmyślając przy tym. Wziął w dłoń komórkę i zobaczył nieodebrane połączenie od Richiego. Zerwał się z łóżka i natychmiast oddzwonił.

Kiedy zobaczył, że ktoś odebrał zaczął dopytywać się z kim rozmawia. Dźwięk był strasznie nie wyraźny.
Nawet nie mógł stwierdzić, czy to napewno był Richie.
Głos w telefonie zaczął coraz wolniej mówić.
Eddie wsłuchiwał się uważnie mając nadzieję, że uda mu się zrozumieć chociażby dwa słowa.
Usłyszał jedynie słowo "Łąka" po czym zmęczony głos odłożył telefon rozłączając się.

Myślał o co mogło chodzić i kto mógł z nim rozmawiać. Próbował skojarzyć z czymś te słowo. Po głowie chodziły mu wszelkie przypuszczenia. Wtedy zaświeciła mu się żarówka. Jeśli nawet nie chodziło by o to, to bardzo prawdopodobne jest, że chodziło o łąke na której często przebywał z Richim.

Chciał się już zbierać do wyjścia, gdy przypomniała mu się jakże długa kara na wychodzenie z domu.
Mimo tego dalej działał.
Zadzwonił do swojego dobrego kumpla Bill'a.
Nie musiał długo czekać na reakcję, przyjaciel odrazu odebrał telefon.

-W czym mogę pomóc mój drogi? - zapytał Bill

-Hej, Bill słuchaj jest sprawa. Wczoraj na Richiego napadła duża grupa chłopaków. Mam karę więc mama nie wypuści mnie z domu, a nie mam pojęcia co z nim jest. Podejrzewam, że może być na łące, jest ona niedalego kamieniołomu. Proszę pojedź tam. - odparł na jednym tchu.

-O matko Eddie mówisz poważnie? Jasne wezmę Stana i zaraz pójdźmy to sprawdzić.

-Jeśli tam będziecie poinformujcie mnie co i jak, ja już lecę powodzenia i cześć. - przerwał połączenie.

Kiedy Pani Kaspbrak brała prysznic Eddie rozsiadł się na fotelu i wyczekiwał jakiejkolwiek informacji. W głębi miał nadzieję, że nie jest tak źle jak myśli, chociaż nie miał wogóle pewności.
Żeby przestać się tym zadręczać włączył telewizję i zrobił sobie ciepłą herbatkę.

Minęła godzina, a telefon chłopca ani razu nie zadzwonił. Siedział poddenerwowany i wciąż czekał, bo co innego mógł w tej chwili począć.
Wziął z talerza dwa ostatnie gofry i patrząc na zegarek i jednocześnie na telewizje czekał na jakiś sygnał.

"Przynajmniej te głupie gofry chociaż trochę mnie odstresowały" - burknął do siebie.

Pani K. wyszła do pracy zostawiając zamknięte drzwi w mieszkaniu, żeby mieć pewność, że jej synowi nic się nie stanie pod jej nieobecność.
Eddie miał przynajmniej na jakiś czas spokój od swojej mamy.

Kiedy usłyszał natarczywe pukanie do drzwi zerwał się z fotelu i podbiegł.
Spojrzał przez oczko w drzwiach kto taki stoi przed jego domem.
Zobaczył Bill'a, który wyglądał na bardzo zestresowanego. Pobiegł pod okno, otworzył je i krzyknął do chłopców, żeby weszli tędy.

-Eddie słuchaj ale jest mały problem. - jąkał się nieustannie.

-Co jest Bill? - zapytał zaniepokojony.

-Mamy Richiego na rękach. Jest w kiepskim stanie. Jak mamy go tu wnieść? - powiedział jeszcze bardziej się stresując.

-Macie go? Wejdźcie tym oknem szybko!

Chłopcy przenieśli ostrożnie przez okno chłopaka po czym sami wskoczyli przez nie.
Richie miał całął obitą twarz i nogi, na szczęście jego okulary były w stanie użytkownym.

-Był on tam gdzie mówiłem? - Eddie spojrzał na Stana.

-Tak, siedział przy kamieniach ledwo żywy, strasznie dużo krwi leciało mu z nosa. Na szczęście zdążyliśmy go opatrzeć i przeprowadzić. - oznajmił z powagą Stan.

Wtedy brunet spojrzał na Toziera i przytulił się do niego.

-Richie co oni ci zrobili, już wszystko dobrze? - dopytywał.

-T-tak już d-dobrze.
Byli strasznie agresywni, nie miałem jak się bronić. - odparł wyczerpany.

Wtedy Eddie się trochę uspokoił. Opatrzyli jeszcze raz dokładnie chłopca dużą apteczką bruneta i usiedli na kanapie rozmawiając o czymś. Nastolatek wiedział, że tak naprawdę Richie powinien jutro wyjeżdżać. Zapytał się go:

-To ty jutro wyjeżdżasz tak?...

Stan i Bill postawili szeroko oczy nie rozumiejąc o czym on właściwie mówi.

-Tak, nie zmieniłem zdania, po tej sytuacji szczególnie. Nie mogę pozwolić żeby jeszcze wam coś zrobili. Oni są nieobliczalni! - krzyknął próbując im to dosadnie wyjaśnić.

-Oh.. Będziemy wszyscy za tobą strasznie tęsknić, ale wiemy, że to dla twojego i przy okazji naszego dobra. - powiedział Bill.

-Jeszcze się zobaczymy, nie martwcie się. - uśmiechnął się do kumpli.

Z racji tego, że Eddie nie chciał znów płakać odrazu zmienił temat.
Pani Kaspbrak miała wrócić niebawem, więc chłopcy zaczęli się zbierać. Eddie przybił żółwika oby dwójce przyjaciół, a kiedy oni już odeszli pobył jeszcze chwilę sam z chłopakiem.

-Eddie obiecaj, że nie będziesz na mnie za ten wyjazd wściekły. - powiedział opuszczając wzrok.

-Dlaczego miałbym być zły? Przecież wiem, że nie chcesz dla nas źle. I tak do nas przyjedziesz. Prawda? - zapytał.

Okularnik złapał go mocno za ręce i wpatrywał mu się głęboko w oczy. Byli tak zajęci sobą, że nawet nie były im potrzebne jakiekolwiek słowa.
Był to moment, który liczył się dla nich tak mocno, aż w końcu Richie rzekł:

-Nie Eds, to wy przyjedziecie do mnie. Pewnie nie tak prędko.
Mimo to obiecuję ci, że się zobaczymy.

Nie dając chłopakowi odpowiedzieć pocałował go. Własnie tego oboje potrzebowali.
Tulili się do siebie jeszcze dłuższą chwilę, aż przyszła pora wracać do domu. Chłopak otwierając już drzwi odwrócił się w stronę niższego i powiedział:

-Miło mi było spędzić z tobą te chwilę. Pamiętaj, że Cię Kocham.

Nastolatek zarumienił się i odpowiedział mu w ten sam sposób po czym Richie wyszedł. Zamknął drzwi i wrócił do pokoju.

Wcześnie położył się spać, żeby jutro bez wiedzy swojej mamy mógł wyjść na pół godziny pod przystanek autobusowy Richiego.
Miało być to ich oficialne pożegnanie, więc nie obchodziła go już ta kara.
Nie zaprzątając już sobie głowy zasnął w spokoju.

I Still Love YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz