EYES

159 14 4
                                    

           Pokonywali kolejne kilometry, jadąc w nieznane

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Pokonywali kolejne kilometry, jadąc w nieznane. W ciemność przepełnioną niespodziankami. Wyglądała przez otwarte okno, jej włosy wirowały na ciepłym wietrze. Przesuwała opuszkiem palca po wargach i spoglądała na rozciągające się łąki i lasy. Rozmyślała czy cisza, jaka panowała w czarnym Mustangu jest tylko chwilowym brakiem ochoty na rozmowę, czy może początkiem końca ich wspólnej przygody?

I miała wrażenie, że jedynie ciemność nocy jest ich sposobem na miłość. Tę namiętną, przepełnioną pasją, sztucznymi uniesieniami, pulsującą w żyłach krwią, śladami po ugryzieniach na skórze.

Kołysząca się na silnym wietrze długa, zielona trawa osłaniała ich postacie przed resztą ludzkości. Skradali sobie spojrzenia przepełnione niepewnością i nieśmiałym lękiem. Strachem przed słowami, które i tak musiałyby kiedyś paść.

—  Tak naprawdę wszyscy jesteśmy samotni. Wszyscy mamy wyświechtane, beznadziejnie śniące serca i dusze. Ten świat wcale nie jest tak piękny, jak wmawiała mi babcia, kiedy byłam małą dziewczynką. To wszystko jest jedną, wielką, chujową pomyłką. Nieudany teatrzyk —  rzuciła z niezadowoleniem, uciekając wzrokiem. Zapadła cisza, podczas której głęboko niebieskie tęczówki lustrowały jej zarumienioną od chłodnego już powietrza, twarz.

—  To smutna prawda, Baby. Jesteśmy tylko beznadziejnymi aktorami z opuszczonego teatru —  mówił cicho, chwytając ciemnowłosą za dłoń i podciągając rękaw jej bluzy – Jesteśmy nicością i obracamy się w nicość – mówił coraz ciszej, nachylając się nad skórą dziewczyny —  Ale jesteśmy razem. Każde potknięcie, każda nieudolna próba normalności jest wspólną porażką. Pamiętaj o tym, Baby. —  Przejechał rozgrzanym językiem po jej skórze.  

—  Upadamy i podnosimy się razem —  kontynuowała leniwym głosem, rozpinając powoli swą bluzę —  Jesteśmy tylko popieprzonymi świrami, którzy boją się beznadziejności.

—  A każda obietnica jest widmem pięknej przyszłości —  Przysuwając się powoli do jej twarzy, splótł ich palce.  

—  Nie mam już nic do stracenia, a wszystko co czuję to okrucieństwo samotności. Nie pozwól mi się złamać —  szepnęła zduszonym głosem, kiedy ich usta dzieliły ułamki milimetrów. 

—  Któregoś dnia w końcu zapomnimy o tym pierdolonym bólu i utoniemy wspólnie. Przyrzekam na cały ten pieprzony, obrzydliwy i niesprawiedliwy świat —  zniżył głos, przejeżdżając koniuszkiem języka po jej dolnej wardze. 

—  Daj mi wszystko, czego nie powinnam dostać. Daj mi wszystko, czego nie mam prawa posiadać —  jęknęła ledwo słyszalnie. W następnej chwili leżała już na wilgotnej od rosy, trawie, przygnieciona jego spragnionym, napiętym ciałem. 

Rozpalone słowami, zniecierpliwieniem i tęsknotą ciała, znów miały złączyć się w samobójczym tańcu wspólnych uniesień, błagań i namiętności. Zachłanne pocałunki, niecierpliwe dłonie, ślady pożądania na skórze, szybsze oddechy i dreszcze.

—  Dlaczego upadamy dla kogoś, kogo nie jesteśmy pewni? —  wyszeptała wprost do jego ust, kiedy zdzierał z niej koszulkę, a jego mięśnie stawały się twarde niczym głaz. 

—  Chcę zamknąć oczy i wiedzieć, że naprawdę tego pragnę —  wbił zęby w jej szyję, ssąc przez krótką chwilę kawałek jej skóry —  Chcę zamknąć oczy i wiedzieć, że wszystko co się dzieje między nami jest boleśnie realną głupotą. Pozwól mi na to, Baby. Cut out my eyes and leave me blind. Na całe zło, które czyha, by nas rozdzielić. Na okrutny i palący ból, który urealnia całą paranoję tego świata —  Przerwał nagle i odsunął się powoli. Spojrzała na mężczyznę ze zdziwieniem, próbując uspokoić oddech.  

- Louis? Wszystko w porządku? —  rzuciła ledwo słyszalnie, podnosząc się do pozycji siedzącej kiedy on odwrócił się do niej plecami.

Nie odezwał się. Ani wtedy, ani później tego wieczoru. Jego oddech nie uspokoił się ani na moment, mięśnie również się nie rozluźniły. Jedynie myśli w jego głowie zupełnie zmieniły swe tory. Nie chciał i nie potrafił spojrzeć jej w oczy.

Nienawidził siebie samego za słabość i strach jaki poczuł wypowiadając te słowa. Zagryzał wargę do krwi i wbijał paznokcie w swe dłonie. Wpatrywał się tępo w horyzont i walczył z własnym lękiem. Wiedział, że go wyśmieje. Był tego pewien. Ale żadne z nich nie znało drugiego tak dobrze, jak obydwojgu się wydawało.


*


Każdy poranek był narodzinami czegoś zupełnie nowego. Przecież każdy dzień jest początkiem nowych przygód. Tych pożądanych i tych mniej pożądanych. Jedyne czego mogli być pewni, to brak nudy w ich zabawach, które nie zawsze zgodne były z prawem.

Tańczyli w deszczu, tańczyli w burzy. Śmiejąc się donośnie, za nic mając przejeżdżające samochody. Tańczyli na miejskim parkingu, kiedy w ich żyłach krążyły chemikalia.

Dawali upust wszystkim pragnieniom, wszystkim emocjom. Wykrzykiwali w swoją stronę piękne wyznania, słowa nienawiści. Karmili się przeciwieństwami.

Ich usta łączyły się w spragnionych, cholernie perwersyjnych pocałunkach. Ich przemoczone ciała łączyły się w jedno, kiedy poruszali się w rytm muzyki grającej w ich głowach. Dziwnym trafem w obydwu, melodia była identyczna.

—  Sprzedałem swą dusze diabłu dla takich chwil.

—  Rozpadamy się na milion malutkich kawałeczków —  szeptała, muskając lodowatymi dłońmi jego rozgrzaną twarz.

—  Wykradłem ci każdy z nich. Odnalazłem siebie, żyjąc w grzechu. Ty jesteś moim grzechem, Baby. Chcę trafić do piekła, jeśli ty pójdziesz razem ze mną —  wyszeptał przeraźliwie niskim głosem, przyciągając dziewczynę za biodra.

—  Dobrze wiesz, że jestem podłą i naiwną szmatą, która zrobi dla ciebie wszystko, skarbie —  uśmiechnęła się zachęcająco, przejeżdżając paznokciem po jego wargach —  Jak to wykorzystasz, przystojniaku?  

—  Jest wiele rzeczy, które chciałbym z tobą zrobić —  uśmiechnął się cwaniacko i pociągnął ciemnowłosą za sobą —  Będę cię pieprzył jak poniżoną niespełnionymi marzeniami, dziwkę —  dodał cholernie zachrypniętym głosem, zaciskając palce wokół jej nadgarstka.  

Weszli do czarnego Mustanga, zatrzaskując drzwi. Wszystko, co działo się potem było chwilą, niecierpliwymi dłońmi, wirującymi obrazami pożądania, wymalowanymi na ich twarzach. Drżącymi, bladymi dłońmi rozpięła jego pasek, kiedy on zachłannie i boleśnie wbijał zęby w jej wargi.

Nieważne ile podjęliby prób, ile zaplanowaliby poświęceń. Nieważne ile razy zaprzeczaliby sami sobie. Każda wspólna chwila prowadziła do ich śmierci. Destrukcyjnego, wyuzdanego huraganu. Burzy w rozbieganych oczach i bezbożnych gestach. Jak wiele byłby w stanie zrobić człowiek, by już nigdy więcej nie poczuć przeszywającego serce, bólu samotności? Na ile zdolny byłby człowiek, by mieć przy sobie – już na zawsze – tę drugą osobę? Ile oddechów, ile upadków i ile bezsennych nocy potrzeba, by nareszcie zrozumieć czego oczekuje się od życia?

ROAD TO HELL • bad tomlinson ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz