AND

116 12 1
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


          Wysokie latarnie oświetlały niekończącą się drogę. Po obydwu stronach asfaltu rozciągały się puste łąki i pola. Każde drżenie ciała powodowało mocniejsze naciśnięcie stopą na pedał. Każdy moment, każda czysta chwila wprawiała dwa ciała w niepohamowany głód. Pragnienie, które mogło byś zaspokojone tylko w jeden sposób.

             Przeczesywała nerwowo włosy i przygryzała wargę. Wbijała paznokcie w swe dłonie i rozglądała się, nie widząc nic. Zaciskał palce na kierownicy, zaciskał zęby. Napinał mięśnie i co chwilę mrużył oczy. Próbował skupić się na drodze.

              Nagle, w oddali dojrzeli kolorowy neon. Ich oddechy przyśpieszyły. Nadepnął na gaz. Kilka minut później zatrzymali się pod zniszczonym motelem. Dopiero kiedy znaleźli się w obskurnym pokoju, odetchnęli z ulgą.

             Opadła na skrzypiące łóżko i spojrzała na chłopaka znacząco. Z tylnej kieszeni spodni wyjął mały woreczek z resztką białego proszku.

            Kiedy on zaciskał swój pasek nad zgięciem łokcia, ona wysypywała proszek na brudny stolik. Z kawałka znalezionego papieru formując rulonik, nachyliła się nad niedbałą kreską. Wsunął strzykawkę w żyłę i sycząc z przyjemności, odchylił głowę.

           I świat nareszcie powrócił do pozornej normalności. Ich normalności. Zaspokojony głód i podsycone pragnienia, które pompowały krew w ich żyłach.



                Kilka godzin później znów otrzeźwieli. Bez żadnych perspektyw na dalsze loty, bez żadnej nadziei w sercach. Opętani chłodną namiętnością, próbowali odnaleźć to, co tak łatwo zostało im odebrane.

               Odepchnęła go z nienawistnym spojrzeniem i szybko zeskoczyła z łóżka. Uciekła na drugi koniec pokoju, oddychając zbyt szybko. Rozbieganymi oczami spoglądała na zdziwionego i coraz bardziej zdenerwowanego Louisa.

             — Nie dotykaj mnie — syknęła, zaciskając pięści.

              — O co ci znowu chodzi?! — rzucił przez zaciśnięte zęby, podchodząc do dziewczyny. Pokręciła panicznie głową, cofając się o krok.

              — Nienawidzę cię — szepnęła, ponownie spoglądając na chłopaka.

              — Skarbie, co ty opowiadasz? — wyprostował się, stając tuż na przeciwko ciemnowłosej – Baby, nie mów tak — dodał ściszonym głosem.

                — Powiedziałam, żebyś mnie nie dotykał. Mam cię dość. — Cofnęła się jeszcze o krok, tym samym wpadając na ścianę.

                — Nie mów tak, proszę. — Uniósł jej podbródek palcem i wpił się zachłannie w jej usta. — Nigdy tak nie mów, Baby — szeptał niezwykle nisko, podgryzając jej sine wargi.

                  — Powiedziałam coś! — podniosła głos, zbierając w sobie wszystkie siły i odpychając chłopaka. — Nie chcę tego. Czy tak trudno ci to zrozumieć?!

                Ostentacyjnie wytarła twarz. Jego oczy pociemniały, mięśnie napięły się, a serce zabiło jakby mocniej. Nieprzyjemnie mocno. Podszedł do dziewczyny i złapał ją gwałtownie za nadgarstki.

                — Jesteś niczym. Nic nie znaczysz, kiedy jesteś samotna. Chcesz, żeby życie znów kopnęło cię w dupę?! — mówił przez zęby, zaciskając palce na jej rękach.

               — Nie mów tak.

               Chciała zabrzmieć groźnie. Chciała zabrzmieć silnie. Nie udało się. Drżała z bezsilności i mocy szczerości, jaką chłopak zawarł w swoich słowach. Szarpała się i uciekała wzrokiem.

               — Nie znaczysz nic jeśli nie masz mnie obok — dodał zachrypniętym głosem na jej ucho i przyparł ciałem do ściany — a ja nie znaczę nic bez ciebie. — Wbił paznokcie w jej nadgarstki, opierając swe czoło o jej czoło.

 — Tak bardzo cię nienawidzę, Louis — rzuciła ledwo słyszalnie, powstrzymując ostatkiem sił łzy napływające jej do oczu.

— Wiem, że się boisz. Wiem, że to cię przerasta.

— Nie chcę być sama. Nie chcę znów czuć tego co kiedyś — pisnęła, spoglądając w jego ciemne oczy. Zacisnęła pięści i uspokoiła oddech.

— Więc nie odwracaj się ode mnie. Nie karz mi walczyć samemu. Nie rozumiesz, że jesteśmy identyczni? — całował delikatnie skórę jej szyi. Rozluźniał uścisk na nadgarstkach i przesuwał palcami po jej skórze.


*


              Przepiękne błyskawice pojawiały się co chwilę na ciemnogranatowym nieboskłonie. Zaciskała palce na chudych kolanach, wyglądając przez okno samochodu. Na nosie mając jego ciemne okulary, śledziła każdy krok chłopaka. Czekała na niego. W aucie, gdzieś na obrzeżach kolejnego miasta.

              Wysiadł z czarnego Mustanga, zapinając bluzę i narzucając na głowę kaptur. Pewnym krokiem skierował się w głąb lasu, wzdłuż niepozornej ścieżki. Właśnie tam odebrać miał swoje uzależniające spełnienie marzeń. Ich spełnienie marzeń.

               Każdy, duży krok prowadził w stronę zapomnienia. Niebezpiecznego zapomnienia, bez którego nie potrafili ze sobą wytrzymać. To tak cholernie smutne, gdy twoje uczucia budowane są na chemikaliach i boleśnie pięknych pozorach.

               Wytężyła wzrok, kiedy chłopak zniknął w ciemności lasu. Jej ciało ogarnęła gęsia skórka, spowodowana zdenerwowaniem i nienasyceniem. Nie wracał dłużej niż myślała.

                Po niecałej godzinie, z krzaków wyłoniła się postawna, aczkolwiek kulejąca postać. Starał się wrócić do auta jak najszybciej. Kiedy się zbliżył, dojrzała krwiste ślady pobicia na jego twarzy. Ślady, idealnie komponujące się z jego cwaniackim uśmieszkiem.

                — Co ci się stało? — pisnęła, obserwując wsiadającego z trudem chłopaka.

                — Nieważne. Ważne, że mamy to. — Uniósł w górę i pomachał kilkoma woreczkami przepełnionymi białym proszkiem.

               Uśmiechnęła się z ulgą, przygryzając wargę. Jak gdyby jej oczom ukazał się obiekt największego i najbardziej seksualnego pożądania.

               — Spadamy stąd, maleńka — dodał zachrypniętym głosem, odpalając silnik. Układając zakrwawioną dłoń na jej kolanie, ruszył z piskiem opon.

              Z na wpół wypełnionym bakiem i nową, chemiczną nadzieją zasianą w ich sercach, przemierzali kolejne kilometry. Tonąc coraz głębiej. Omijając czerwone światła, nie dając się zatrzymać. Tańcząc z diabłami, udawali, że to wszystko jest miłością. 

ROAD TO HELL • bad tomlinson ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz