Lekcja 2

681 69 185
                                    

- Ożeż w mordę, czaję. Chłopie, ale cię mamuśka załatwiła! - Hidan jak zwykle wiedział, co powiedzieć, by poprawić mi nastrój.

- Co ty nie powiesz? - mruknąłem niechętnie, wciskając do gęby resztę tosta z szynką i serem. Kontynuowałem wypowiedź z pełną mordą. - Jeszcze minimum dwa takie spotkania.

- Przerąbane - skwitował siwus.

- No.

Mój upośledzony, ale jedyny przyjaciel wyciągnął łapsko w stronę talerza, na którym leżały pozostałe tosty. Chwycił jednego z nich, polał ketchupem tak obficie, że prawie mu spłynął z chleba, po czym wziął pierwszego gryza. Nie trzeba chyba wspominać, że ubrudził sobie całą gębę niczym pięcioletni dzieciak.

Ja sam zapatrzyłem się na latającą pod sufitem muchę. Zataczała ona kręgi po moim pokoju, zapewne szukając wyjścia. Okno było otwarte, ale jako, że jej iloraz inteligencji był porównywalny do IQ Hidana, głupi owad nie potrafił przez nie wylecieć.

- No i co teraz? - wymamrotał siedzący obok mnie nastolatek.

- Nico - odpowiedziałem. - Zabiorę się za naukę, a ty pójdziesz do domu. I przestaniesz mi wbijać na chatę bez zapowiedzi. Przecież wiesz, że moi rodzice tego nie lubią.

- Nie było ich - oznajmił, po raz kolejny kojarząc mi się z pięciolatkiem.

- A jakby byli? Stary, po ostatniej kłótni z moją matką powinieneś już się tego nauczyć! - Niemalże załamałem się jego głupotą.

Naprawdę nie wiedziałem, czego ten dekiel nie rozumie.

Moi rodzice nie akceptowali jego obecności w tym domu. Dlaczego? Cóż, dla wtajemniczonych było to raczej oczywiste.

Wbrew pozorom wcale nie chodziło o fakt, że swoim wyglądem i aurą przypominał typowego dresa. Co prawda patrzyli na niego krzywo z tego powodu, ale to nie to zadecydowało o jego nieoficjalnym zakazie zbliżania. O dziwo, przyczyną nie był też jego bogaty w przekleństwa a ubogi w zwroty grzecznościowe język, czy nawet zamiłowanie do używek.

Czara się przelała w czasie jednej z niewielkich domówek, która odbywała się w moim, wtedy niedawno kupionym, mieszkaniu. Nasz wspaniały Hidan przesadził wtedy z alkoholem do tego stopnia, że nawet ja straciłem nad sobą panowanie.

Zaczęło się od tego, że wylał czerwone wino na jedną z jeszcze niepomalowanych ścian. Najpierw przypominająca rozbryzg krwi plama po pewnym czasie nabrała wręcz niebieskiej barwy, tworząc dzieło o wątpliwej wartości artystycznej, lecz z pewnością niezmywalne. Próby starcia plamy zaowocowały wydrapaniem w ścianie porządnej dziury. Czy na tym się skończyło? O nie. Mój kochany przyjaciel założył moje glany, po czym w przypływie tanecznego natchnienia przetańcował w nich po starym, odziedziczonym od jakiejś dalekiej babki stole. Który, swoją drogą, był ulubionym meblem mojej mamy, o, jak to mówiła, ,,wielkiej wartości sentymentalnej". Na blacie, który niewątpliwie nie został stworzony do pełnienia funkcji parkietu, zostały rysy od ciężkich podeszew, a moja matka, gdy odkryła tę zbrodnię, prawie zemdlała z wściekłości i szoku.

Tak też Hidan, który jej się w przypływie alkoholowej szczerości przyznał do tego, że to on był tym wspaniałym tancerzem, sam podpisał na siebie wyrok.

Oczywiście, to nie jedyne akcje, które odwalił tamtego wieczoru. Tylko sprawy takie, jak zarzygana łazienka, ułożony z wypalonych papierosów kształt kutasa na balkonie, czy zakończona pokłuciem sobie rąk, ale udana próba nałożenia kondomu na kaktusa mojej matki były łatwiejsze do uprzątnięcia.

- Wiesz co, Dei? - powiedział nagle siwus, a ja odruchowo na niego spojrzałem.

- No co?

- Właściwie, to przyszedłem do ciebie z wyjątkowo, jak na mnie, ważnego powodu.

Permission for Love || SasoDeiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz