Rozdział 2: Staję się obiektem zainteresowania okolicznych potworów

841 61 4
                                    

Chyba nie miałam innego wyjścia, więc poszłam za Rorym. Bolała mnie chyba każda część ciała, a do tego trochę utykałam, więc musiałam oprzeć się o przyjaciela. On sam również był nieco poturbowany. Musieliśmy wyglądać jak dwie kaleki. Pomagając sobie wzajemnie wyszliśmy po schodach z metra.

Owiał mnie lodowaty wiatr. Przez przypływ adrenaliny wcześniej nie odczuwałam chłodu. Teraz zadrżałam z zimna. Byłam zbyt zajęta ratowaniem życia, żeby pomyśleć o cieplejszym ubiorze. Mama chyba by mnie zabiła. Nie gwarantuję, że byłaby to mniej bolesna śmierć niż ta zaplanowana przez pana Jenkinsa.

Co gorsza, nie miałam też swojej torby. Pewnie zostawiłam ją jeszcze w szkole. Leżała tam teraz stratowana kopytami mojego nauczyciela. Jedyne pocieszenie było takie, że straciłam tylko podręcznik do fizyki (bardzo mała strata) i parę zeszytów.

Moje myśli rozwiał odgłos zbliżającego się autobusu. Wsiadłam do niego razem z Rorym. Oczywiście to on kupował bilety, bo cały mój pieniężny majątek również został w torbie.

Całe szczęście w autobusie było trochę cieplej niż na zewnątrz. Usiadłam i zaczęłam się wpatrywać w mało interesujące widoki za oknem. Za to Rory nie potrafił usiedzieć spokojnie. Cały czas się wiercił i rozglądał. A myślałam że to ja mam lekkie ADHD. Wyjął z kieszeni widelec i zaczął go nerwowo przeżuwać. Nawet nie skomentowałam. Po przemianie wuefisty w byka już nic nie mogło mnie zdziwić.

W końcu Rory uspokoił się, co przyjęłam z lekką ulgą. Jego zachowanie zaczynało już mnie irytować. Niby do nerwów miał pełne prawo, ale cały czas trącał mnie łokciem. Tak, przed chwilą szarżował na mnie nauczyciel wuefu, ale to chyba nie znaczy, że teraz każdy napotkany potwór tylko czeka, żeby mnie złapać i zabić?

Bogowie, jak bardzo się myliłam.

Podążyłam za wzrokiem Rory'ego. Wpatrywał się z przerażeniem w starszą panią siedzącą po drugiej stronie. Nie rozumiałam, czego mógł się bać. Jedyne, co mogło mu grozić z jej strony to pobicie torebką. A staruszka i tak nie wyglądała na szczególnie silną. Nie było w niej nic z potwora.

Tak, kolejna pomyłka.

Babcia zdawała się nie zwracać na nas uwagi. W sumie zachowywała się normalnie. Żadnych rogów ani nic w tym stylu. Przeglądała zawartość torebki i mamrotała coś pod nosem. Nie mam pojęcia skąd, ale wiedziałam, że mówi po grecku. Jednak mówiła tak cicho, że nic nie zrozumiałam. W sumie nie powinnam nic z tego i tak nie powinnam nic z tego wiedzieć, ale przeczucie mówiło mi, że jest inaczej.

Rory zbladł. Chyba zrozumiał babcię. Tylko dlaczego? Ale nie pytałam się, bo mogła nas usłyszeć.

W końcu autobus zatrzymał się na przystanku. Wysiadłam z niego z lekką ulgą, że nie będę musiała siedzieć obok demonicznej staruszki.

Chwilę później Rory zatrzymał taksówkę. Nie wiem, skąd on miał tyle pieniędzy. Jechaliśmy przez Long Island, w sumie nie wiem po co. Rory w tym czasie rozglądał się przez szybę z typowym dla siebie przerażeniem.

- O co ci znowu chodzi?! - syknęłam. - Przestań się wreszcie wiercić!

- Mam złe przeczucie... - szepnął przyjaciel.

-Yyy... czyli? - zapytałam. Miałam już dość przyczajonych potworów i ucieczek przed nimi. Naprawdę.

-To auto cały czas jedzie za nami. Widzisz?

Obejrzałam się do tyłu. Jechała za nami jakaś furgonetka. Nic nadzwyczajnego, pewnie jakaś dostawa do sklepu albo coś. Miałam nadzieję, że przeczucie go zawodzi. No, ale cóż. Nie wiedziałam, że potrafi wyczuwać potwory.

Z pamiętnika herosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz