4

697 81 98
                                    


a/n: pierwszy nie reupload! i w chuj długi, więc trochę sorry. Staram się utrzymywać rozdziały w granicach 3k-4k, bo takie najlepiej się czyta (przynajmniej tak mi pisano)

Proszę o komentarze, opinię i wszelkie wyrazy uznania bądź krytyki (o ile nie dotyczą błahych literówek, lol)


Taehyung nie był specjalnie zaskoczony tym, że Yoongi z samego rana kazał stawić mu się u siebie. Spodziewał się tego, zwłaszcza że od czasu wspólnego spotkania z załogą Heiran, nie mieli okazji się widzieć.

Nie to, że tej okazji faktycznie nie było. Taehyung zadbał o to, żeby schodzić Yoongiemu z drogi. Za każdym razem, kiedy już musiał opuścić swój pokój, sprawdzał, gdzie znajduje się starszy chłopak. Nie było to trudne, bo kapitan zawsze nosił przy sobie komunikator, a Taehyungowi tylko przez chwilę przeszło przez myśl, że może szpiegowanie Yoongiego nie jest najlepszą opcją. Taką nie do końca etyczną.

Wierzył jednak, że dla nich obu tak właśnie będzie najlepiej. Z Yoongim nie dało się normalnie rozmawiać, kiedy był wściekły, a on sam nie do końca potrafił panować nad swoimi emocjami. Kapitan to nie był Jimin, na którym mógł zawsze odreagować złość bez ponoszenia konsekwencji za swoje wybuchy. Dlatego starał się przygotować do tego spotkania metodycznie. Na spokojnie rozważając wszystkie swoje argumenty i patrząc na zaistniałą sytuację z każdej możliwej perspektywy. Jednak jakkolwiek by do niej nie podszedł, wniosek był tylko jeden; strasznie się spierdoliło. I nawet czuł się trochę winny. Trochę czuł, że tym razem nie zjebało się samo, ale że właściwie to on, Taehyung, wszystko zjebał.

Westchnął głośno, zakrywając twarz poduszką. Nie podjął jeszcze decyzji, czy powinien wyglądać porządnie, żeby pokazać, że poważnie traktuje rozmowę z Yoongim, czy też zupełnie odwrotnie; ubrać się jak ostatnia sierota i wziąć Yoongiego na litość. Z całą pewnością miał powody do bycia nieszczęśliwym, a Yoongi nie był w końcu jakimś potworem pozbawionym ludzkich emocji. Co prawda argument z rodziną mógł nie przynieść właściwego rezultatu. Stacyjni nie byli szczególnie wrażliwi na więzy rodzinne, bo sami nie uznawali pojęcia rodziny. Wszystkie dzieci chowały się razem i nikt nie wiedział, kto jest czyim rodzicem, bratem, czy siostrą. Taehyung co prawda do końca nie rozumiał, w jaki sposób miało to uzdrowić społeczeństwo, ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać.

- Co w najgorszym wypadku może mi zrobić? - zapytał w miękką tkaninę poduszki.

- Może wyrzucić cię ze statku jak Jina - prawie krzyknął, bo nie spodziewał się odpowiedzi. Jungkook uparcie spędzał każdą noc w pokoju Taehyunga; czasem zajmując łóżko Jimina, czasem jego własne, a czasem kawałek podłogi w przejściu do łazienki. Taehyung mógł powtarzać do znudzenia, że przecież JK ma swój własny pokój, łóżko i wcale nie musi z nim siedzieć, ale nie przynosiło to żadnego efektu, więc w końcu się poddał.

- Świetnie - mruknął, udając, że przed chwilą wcale prawie nie zszedł na zawał. - Przynajmniej w końcu bym się od ciebie uwolnił - dodał z satysfakcją. To nie tak, że wierzył, że dzieciak jakoś specjalnie go lubi. Zresztą sam za nim nie przepadał. Tolerowali się po prostu. Taehyung, czego sam za bardzo nie chciał przed sobą przyznać, bardziej ze strachu niż jakichkolwiek innych uczuć. Przynajmniej na początku był to strach, teraz chyba bardziej przerodziło się to w przyzwyczajenie.

- Może cię tam zostawić - dodał Jungkook, siadając na podłodze i przeciągając się. - Nie jesteś Jinem - Taehyung nie wiedział do końca, co to stwierdzenie miało znaczyć, ale na wszelki wypadek rąbnął dzieciaka poduszką. Wolał się nad tym nie zastanawiać. I nad swoją pozycją na statku też. - Przynajmniej cię nie zdegraduje.

✔Event Horizon | BTS | ot7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz