Chapter I

501 27 9
                                    

Harry jest spóźniony.

Harry jest kurewsko spóźniony.

Zwykle nie przeklina, ale chrzanić to, ma powód.

- Niall, zabiję cię! - krzyczy, zapinając białą koszulę w pośpiechu.

Blondyn jednak nie reaguje, bardziej przysypia siedząc na kanapie, bo Harry kazał mu poczekać, a on jest bardzo zmęczony. Godzina ósma to przecież środek nocy.

- Tyle razy mi to mówisz, a wciąż żyję. - mruczy Niall pod nosem, a następnie ziewa.

- Szykuję morderstwo idealne. - odpowiada Harry, ubierając swoje wypolerowane botki.

- Przesadzasz. Szef cię lubi, nie wywaliłby cię za jedno spóźnienie. - prycha blondyn, kładąc się na kanapie.

- Jedno? Niall, to już drugie w tym tygodniu! - jęczy Harry, zakładając swoją marynarkę.

- Mimo wszystko jesteś jego pupilkiem. Poza tym, człowieku, niby kto jeszcze ma taki kontakt z dziećmi jak ty?

Harry wzdycha ociężale.

- Moja osobowość nie ma tu nic do rzeczy.

Blondyn nie odpowiada, zamiast tego zamyka oczy.

- Pa, Niall! - trzaskają drzwi, a po Harrym nie ma już śladu.

***

Gdy Harry przyjeżdża na miejsce autobusem (który spóźnił się dziesięć minut, przeklęty los), jak najszybciej biegnie w stronę wejścia do szpitala. Ma nadzieję, że szef nie zauważy jego spóźnienia. Jednak są to myśli, które kłębią się z tyłu jego głowy, więc jest całkowicie pewny, że szef na pewno zauważył, że powinien być w pracy już półtorej godziny temu.

Wchodzi przez automatyczne drzwi i dostrzega głównego ordynatora z teczką w ręce. Idzie szybkim krokiem w jego stronę. Kiedy ma już się odezwać, mężczyzna odwraca się i go zauważa. Harry psychicznie stara się przygotować na pouczenie, które zapewne za chwilę otrzyma, gdy szef mówi coś zupełnie innego.

- Harry, dobrze cię widzieć! Weź to. - w jego ręce trafia kolorowa teczka, jednak czuje się źle na sumieniu, więc zaczyna wszystko wyjaśniać.

- Szefie, przepraszam za spóźnienie to się więcej nie pow- - nie jest mu dane dokończyć, ponieważ jakiś inny lekarz woła ordynatora, na co ten odpowiada, że zaraz do niego podejdzie.

- Pogadamy o tym później. Teraz zajmij się pacjentką. - oznajmia, zanim znika razem z nieznanym Harry'emu mężczyzną.

Harry drżącymi dłońmi otwiera kolorową teczkę, a tęczowy nagłówek od razu rzuca mu się w oczy.

- Rose Tomlinson. - mówi pod nosem i zaczyna uważnie czytać wyniki badań, które inni lekarze zrobili dziewczynce przez ostatnie piętnaście minut, odkąd trafiła do szpitala.

Kiedy orientuje się, że czterolatka przyjechała karetką z miejsca wypadku drogowego, wstrzymuje oddech. Jeszcze nigdy nie miał do czynienia z dzieckiem poszkodowanym w wyniku tragicznego zdarzenia. Oczywiście, zdarzały się cięższe przypadki, gdzie musiał operacyjnie zszywać jakąś ranę lub nastawić daną kończynę. Mimo to (przez swoje pierwsze sześć miesięcy w tej pracy) nigdy nie spotkał się z maluchem, który wylądował w szpitalu z powodu wypadku.

Harry'ego w jednej chwili ogarnia lęk. Nie wie, jak będzie wyglądała ta dziewczynka. Czuje, że nie jest przygotowany na ten widok, jakikolwiek by on nie był. Dlatego idzie w kierunku pokoju obrad gdzie zwykle przesiaduje wiele jego znajomych. Ma zamiar przekazać komuś tą pacjentkę i zająć się czymś lżejszym, na przykład chodzeniem po salach i upewnianiem się, że z małymi pacjentami jest wszystko w porządku.

Foolhardy | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz