Chapter IX

403 22 2
                                    

Po powrocie z zakupów jedyne, o czym marzy Louis, to ciepła kąpiel, a następnie łóżko. Nie czuje się zmęczony, chce zwyczajnie położyć się na miękkim materacu, oprzeć głowę na zielonej poduszce i przeanalizować dzisiejszy dzień. Tak zresztą robił przed wypadkiem.

Właśnie, wypadek.

Nadal nie może sobie wybaczyć, że naraził Rose na takie niebezpieczeństwo. Jak mógł być tak lekkomyślny? Najpierw zabił dziewczynce matkę, a teraz zabiłby ją i przy okazji siebie.

Nie zasługuje na Rose. Gdyby nie pozytywny wynik testu ojcowskiego, który wykonał przed czterema laty, nie uwierzyłby, że jest ojcem dziewczynki. Nie jest do niej nawet podobny. Czterolatka zyskała wszystkie dobre cechy po Jennifer, jego zmarłej partnerce.

Rozmyślając w ten sposób nad swoim postępowaniem nie zauważył Harry'ego, który już od jakiegoś czasu stoi w progu i wyraźnie czeka na jego odpowiedź w związku... No właśnie, o co on właściwie pyta?

- Louis, wszystko w porządku? - dobiega do niego głos bruneta, a chwilę później siedzi on na krawędzi materaca.

- Tak, jest okej. Po prostu myślę o wszystkim, co do tej pory mnie spotkało i nie mogę w to uwierzyć. - odpowiada, podnosząc wzrok na Harry'ego, który patrzy na niego zmartwionymi oczami.

Nie odzywają się do siebie przez kilkanaście sekund i szatyn ma nadzieję, że Harry niedługo stąd wyjdzie, bo chciałby zostać sam ze swoimi myślami. Już wystarczająco obciążył mężczyznę, żyjąc obecnie pod jego dachem ze swoją małą córeczką i nawet nie dorzucając się do rachunków, bo nadal jest bezużyteczny. Co jakiś czas wymiotuje i ma zawroty głowy, więc nie ma nawet mowy o powrocie do pracy. Nie chce zrzucać kolejnego ciężaru na zielonookiego, bo widzi, ile on poświęca czasu na niego i na Rose, aby im dogodzić.

- Będzie ci przeszkadzało, jeżeli z tobą zostanę? Znów się wyłączyłeś i martwię się o ciebie. Możemy nawet siedzieć w ciszy, po prostu chcę dotrzymać ci towarzystwa, bo widzę, że coś cię gryzie.

Zaprzecz, Louis, zaprzecz. Masz silną wolę, uda ci się - to są obecne myśli Louisa.

- Co z Rose? - cały plan idzie się pieprzyć razem z tym pytaniem. Kopie sam pod sobą dołek, to pewne.

- Śpi, położyłem ją do łóżka dwadzieścia minut temu. - Harry kładzie się niebezpiecznie blisko, co powoduje u Louisa gęsią skórkę - Nie masz nic przeciwko temu, jeżeli się położę, prawda? Ostatnio miewam bóle pleców, od dziecka miałem problemy z kręgosłupem. A odkąd mam was, sypiam w różnych miejscach - na kanapie, na podłodze obok łóżka lub w łóżku Rose. Dawno nie spałem w swoim własnym łóżku. I oh, jak tu wygodnie. - przeciąga się, co skutkuje strzeleniem kości w jego ręce.

-  Starość nie radość. - wnioskuje Louis, na co Harry wybucha śmiechem, rozciągając swoje usta w szerokim uśmiechu. W tym samym momencie niebieskooki zauważa u niego dołeczki i już wie, że przepadł.

- Więc... Mów co ci leży na sercu. I nie wmawiaj mi, że to nic, bo udało ci się dwa razy zamyślić, a to nie zdarza ci się zbyt często. - zachęca go brunet, patrząc mu prosto w oczy.

- Skąd ty to niby możesz wiedzieć? - odpowiada, jednak szybko zdaje sobie sprawę, jak to mogło zabrzmieć, więc natychmiast się poprawia - Znaczy... Znamy się dopiero dwa i pół miesiąca. Nie uważam, że to mało, ale nie jest to też dużo. Musimy się poznać...

- Wiem. - przerywa mu Harry, spuszczając wzrok na jego koszulkę - Może zwyczajnie opowiedz mi o tym, co cię gryzie. Nie będę cię oceniał, wysłucham cię tak, jakbyś zapisywał to w jakimś pamiętniku. Zgoda?

Foolhardy | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz