3

688 71 14
                                    

Nie wracał wspomnieniami do nieznajomej ze sklepu. 

Po prostu nie chciał ponownie męczyć swojego zniszczonego umysłu kobietą, dla której nic nie znaczył. 

Minął tydzień. 

Minął tydzień odkąd wmawiał sobie, że brunetka nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. 

Mimo to, z dziwną nadzieją chodził do spożywczego codziennie. Codziennie stawał w tej samej kasie, aby odwrócić się i pozwolić, aby rozczarowanie brakiem jej osoby zawładnęło jego ciało. 

Od tygodnia poczuł, że przestaje panować nad swoimi atakami paniki. Rozdrapywał świeże rany na nadgarstkach. Niekontrolowanie wyciągał papierosy z opakowania. Każdego dnia wybierał się po wino. 

Stwierdził, że stracił szansę. 

Mógł podejść. Mógł się uśmiechnąć. Mógł zagadać. 

Gdyby nie to, że w środku był pełen strachu i bólu, co kompletnie go zatrzymywało przed nawiązaniem kontaktu. 

Wydawał się nie pasować do otaczającego go świata. A co jeśli to świat nie pasował do niego? Czemu to zawsze my musieliśmy do czegoś pasować?

Problem był w tym, że nie miał nikogo, kto by mu to uzmysłowił. Potrzebował kogoś takiego. Wręcz krzyczał o pomoc, której nikt nie był w stanie usłyszeć. 

Pociągnął nosem, gdy trzęsącą dłonią starał się zapalić papierosa znajdującego się pomiędzy jego wargami. Zaciągnął się i odchylił głowę. 

Rozejrzał się po swoim mieszkaniu, które z dnia na dzień przypominało coraz większe pobojowisko. Butelki walały się po podłodze, kartony po chińszczyźnie zawalały blat, a niedopałki zajmowały cały stolik. 

Jedynie jego biurko było nienaruszone, utrzymane w całkowitej czystości. Leżał na nim jego dziennik, w którym zapisywał każde swoje cierpienie. 

Dokumentował to, ponieważ wiedział, że kiedyś jego dzień nadejdzie. Chciał, aby ktoś kiedyś przeczytał jak smutnym człowiekiem był. Chciał im udowodnić, że ludzie byli pozbawieni empatii, wyczucia oraz współczucia i jednostki takie jak on musiały ponosić tego konsekwencje.

Poprawił płaszcz, aby przynajmniej on prezentował się dobrze. 

Nikt go nie znał, a on nie znał nikogo. Nie interesowali się nim. Mijali go rutynowo, lecz nigdy się za nim nie odwrócili. 

Przykre były jego myśli. Zdawał sobie sprawę, że dla ludzkości miał najniższą wartość. Nie bronił się przed tym. Wchłaniał złe rzeczy, którymi w niego rzucano.

Lauren nazwała go niedojdą. 

Zgodził się.

Lauren nazwała go beznadziejnym.

Przyznał jej rację.

Lauren nazwała go słabym.

Nie miał nic przeciwko.

Lauren nazwała go nikim.

Uwierzył w to.

W jakim świecie żyliśmy, że pozwalaliśmy sobie na upodlenie drugiej duszy? Czemu uważaliśmy, że mieliśmy prawo do oceniania innych? Czemu sądziliśmy, że nasze zdanie w takim wypadku było ważne? Co skłaniało nas do poniżania innych? 

Nigdy nikt nam nie przyznał tego prawa. Jakimi tchórzami byliśmy, że pragnęliśmy czyjegoś zniszczenia, lecz sami obawialiśmy się, że ktoś zniszczy nas? 

Psychicznie był wycieńczony. Nie był sobą. Lauren pozbawiła go jego osobowości. 

I dlaczego Lauren mogła posiadać swoją tożsamość, a jemu to odebrała? Czemu na tych ludzi patrzyło się z podziwem, gdy tak naprawdę ich jedyną bronią była nienawiść? 

Nigdy nie odważyłabym się nazwać go niedojdą, ponieważ po wielu upadkach, po przegranych walkach, po nieprzespanych nocach oraz ranach na ciele oraz sercu wciąż stał na nogach.

Nigdy nie nazwałabym go beznadziejnym, gdyż był najsilniejszym i wytrwalszym wojownikiem, wrażliwym człowiekiem. Człowiekiem z nadzieją.

Nie nazwałabym go słabym, ponieważ po takim upokorzeniu jakiego doświadczył, podniósł się i żył nie chcąc zemsty. Czy dalibyście radę żyć bez ochoty zgładzenia swojego oprawcy? Trzeba było być silnym, żeby tego dokonać. 

Nie był nikim, ponieważ żadna istota nie ma możliwości o tym zadecydować. Każdy coś w tym świecie znaczył i nigdy nie pozwólcie, aby ktoś wam to wmówił. Macie tutaj swoje miejsce, swoją historię i jedynymi ludźmi, których powinniście słuchać, to wy sami. 

jak wrażenia? 

Kocham xx


love me, please || h.sWhere stories live. Discover now