6

618 63 7
                                    

W kawiarni był przed godziną dziewiętnastą.

Gotowy był już o siedemnastej i niecierpliwie czekał na kanapie u siebie w kawalerce, ale gdy jego nogi nie mogły przestać dygotać, postanowił wyjść.

Był dokładnie o osiemnastej trzynaście na miejscu i zajął najlepszy stolik z widokiem na drogę i las nieopodal ich miasteczka.

Z założonymi rękoma i wielkim uśmiechem obserwował życie za szybą. Przyglądał się każdej osobie, szukając w nich swojej brunetki.

Była wyjątkowa. Była jego nadzieją, dlatego już teraz nazywał ją swoją.

Czuł się jak małe dziecko, które podekscytowane oczekiwało na niespodziankę. W jego oczach pojawiały się łzy za każdym razem, kiedy analizował możliwy scenariusz ich spotkania.

W końcu to była jego szansa na odnalezienie bratniej duszy, której tak bardzo pragnął.

W nerwach spoglądał na zegarek. Minuta po minucie.

Każda minuta zbliżała go do dziewczyny.

Zobaczenie uśmiechniętego Harry'ego graniczyło z cudem. Od pięciu lat nie podnosił kącików do góry, ponieważ nie miał takiej potrzeby.

Teraz robił to z przyjemnością i czasem nawet samowolnie.

Nie wiedział, co się wydarzy i jak to się potoczy, lecz w jego sercu pobudziło się coś czego nie czuł od dawna. Liczył na nią.

Przypominał roślinę, której dostarczono wody i słońca po latach stania w cieniu. Rozwinął się jak  przepiękna, czerwona róża. 

Przepraszam, każda róża była piękna. Nie tylko czerwona.

Z jednej strony widok tak uradowanego mężczyzny był niezwykle poruszający i wzruszający.

Była też smutna strona. Ile ten człowiek musiał przejść, aby spotkanie z nieznajomą tak go ucieszyło. 

Zaangażował się, nie znając jej kompletnie. 

Nie myślał o możliwościach niepowodzenia. Za bardzo pragnął pomocy i drugiej osoby, żeby patrzeć realistycznie na przeciwieństwa losu. 

On po prostu miał nadzieję, która jako jedyna trzymała go przy życiu.

Minęła dziewiętnasta, a kobieta nie pojawiła się nawet na ulicy.

- To nic. - pomyślał i siorbnął swojej rumiankowej herbaty, którą zamówił, aby nie wyrzucili go z lokalu. 

Ludzie się przecież spóźniają. 

Minęło dziesięć minut i powoli zaczynał kręcić się na swoim fioletowym fotelu. Wziął głęboki oddech i nie pozwolił, żeby uśmiech zszedł z jego twarzy. 

Minęło pięćdziesiąt minut i pierwsza łza spłynęła po jego policzku.

Pociągnął nosem, a rękawem starł krople. 

Poprosił o rachunek. 

Rzucił pieniądze na drewniany stoliczek i wyszedł, zakładając swój czarny płaszcz. 

Po wyjściu z kawiarni pozwolił, aby wszystkie gorzkie łzy utworzyły stróżki na jego twarzy. Jego oddech zrobił się cięższy, a do jego umysłu pomału napływały myśli, że czego on oczekiwał.

Mimo to był zawiedziony. W duchu błagał o tę dziewczynę. 

Nikt go nie wysłuchał.

W drodze do domu zaczął sobie wmawiać, że na to zasłużył. W końcu tak piękna dziewczyna nie powinna marnować czasu na nic nieznaczącego wyrzutka społeczeństwa jak on. 

Tylko dlaczego pozwalaliśmy, żeby społeczeństwo określało kim w nim byliśmy. Nasza wartość nie zależała od ludzi, którymi się otaczaliśmy. 

Jeżeli ktoś nie poświęcił nam czasu to nie dlatego, że my nie byliśmy warci tego. To oni oszczędzili nam zmarnowania na nich chociaż minuty. 

Różne przypadki chodziły po ludziach. I nie mogliśmy się obwiniać o wszystkie niepowodzenia. Nie byliśmy winni całemu złu, które nam się przytrafiło. Powinniśmy sobie uświadamiać to każdego dnia. Nie byliśmy odpowiedzialni za wszystkie porażki.

To, że dziewczyna się nie zjawiła nie znaczyło, że z nim było coś nie tak. Budowanie relacji nigdy nie było proste i napotykało wiele przeszkód, lecz nigdy, pod żadnym pozorem nie można było od razu rezygnować i robić kroku w tył, gdy nie byliśmy do końca świadomi na czym staliśmy.

On nie miał nikogo kto by mu to powiedział.

i pamiętajcie nie oceniajcie jej zbyt szybko.

czasami ktoś się nie zjawia z ważnych przyczyn, naprawdę. 

refleksje? 

kocham xx

love me, please || h.sWhere stories live. Discover now