Przez długi czas zastanawiałam się dlaczego właściwie nie mam rodziców, ale w końcu powiedziano mi, że to był wypadek. Miałam niecałe dwa lata, gdy uderzyliście w drzewo, a ja zostałam sierotą. Nie powiem, trochę mi ulżyło, bo to o niebo lepsze od porzucenia. Najgorsze, to być niechcianym bękartem.
A to jest mój obecny dom. Odkąd pamiętam wszystko tutaj wygląda tak samo. Od rana gapię się przez szpitalne okno na obskurną stację kolejową. O, właśnie odjeżdża pośpieszny. Próbuję uchwycić wzrokiem kolejne wagony. Kiedyś je liczyłam. Nad starym osiedlem, znajdującym się za parkiem, zrywają się do lotu ptaki. Skręcają na południe, mijając dym ciągnący się z kominów nieustannie pracującej fabryki. Mam wrażenie, że wszystko wokół pulsuje, zmienia się, tylko ten nasz szpital pozostaje w bezruchu. Miesiąc za miesiącem, rok za rokiem.
Dzisiaj jest wyjątkowo cicho i spokojnie. Czyżby była niedziela?
Nie lubię tego dnia. W niedzielę jest obowiązkowa wizyta w kaplicy, a ja nie znoszę tych przesiąkniętych kadzidłem malowideł, tych zastygłych w przedziwnych pozach postaci, wpatrzonych z bólem, a jednocześnie z nadzieją w niebo, niemiłosiernie twardych ławek i senności, której za nic nie potrafię pokonać. A Bóg? Nigdy nie odpowiada na moje prośby, milczy, jakby się gniewał. Jego też nie lubię.
Kiedyś pewien ksiądz powiedział, że cierpienie uszlachetnia i w jakiś nieodgadniony dla ludzi sposób wymazuje im grzechy. A im bardziej człowiek cierpi na ziemi, tym po śmierci, jak to ładnie ujął, dostępuje większej radości, powiększając zastępy aniołów.
I wiecie co? Uwierzyłam mu.
Spojrzałam na moje życie w inny sposób. Dostrzegłam sens. Tak naprawdę była to jedyna myśl, która wówczas dawała mi siłę. Uczepiłam się jej jak tonący brzytwy i trwałam w nadziei, że jakoś to będzie, w tym i w przyszłym życiu. Wbiłam sobie do głowy, że kiedyś porzucę niedoskonałe ciało i stanę się jedną z tych jasnych, nie czujących bólu istot, takich samych, jak na obrazach szpitalnej kaplicy.
Trwało to jakieś trzy lata.
Trzy pełne nadziei lata intensywnego, nie przynoszącego rezultatów leczenia. Aż w końcu przejrzałam na oczy. Będzie coraz gorzej i nigdy z tego nie wyjdę. Górę wzięły rezygnacja, strach, a na końcu zwątpienie. I nieustające migreny. Ból przychodził nagle i utrzymywał się przez wiele dni. Był tak okropny, że nie pomagały prochy, ani nawet zastrzyki. Wtedy wszystko się zmieniło. Już nie chciałam być aniołem, nie za taką cenę. Znienawidziłam doczesną powłokę i przestałam wierzyć w cokolwiek. Coraz częściej myślałam o śmierci, co wkrótce przerodziło się w skrzętnie ukrywaną obsesję. Jednak, nawet w najtrudniejszych momentach, zawsze kończyło się tylko na myślach, bo nie umiałam podjąć ostatecznej decyzji. Bałam się nicości, a jednocześnie jej pragnęłam.
Aż pewnej jesieni wydarzyło się coś, co zatrzymało to błędne koło.
Posłuchajcie, proszę, gdziekolwiek jesteście.
![](https://img.wattpad.com/cover/206456489-288-k654604.jpg)
YOU ARE READING
Przysługa [opowiadanie]
Misteri / ThrillerŻycie zamknięte w klaustrofobicznej przestrzeni szpitalnego oddziału, brutalne morderstwo i wybawienie, które przychodzi w najmniej oczekiwanej postaci. Poznajcie Laurę - dziewczynkę, która bardzo pragnęła śmierci. +++ Link do recenzji "Przysługi" a...