Rozdział ②

60 13 10
                                    

Radosne promyki wschodzącego słońca otulały gęsty las. Na niebie pojawiło się parę białych kłębków chmur. Wiaterek wprawiał złote liście dębów w ruch, czemu towarzyszył przyjemny szelest. Niewątpliwie trwała pora opadających liści. Gdzie okiem sięgnąć, jesienne barwy i żółto-czerwone krajobrazy ozdabiały łąki i pagórki. Błękitnoszare sklepienie przecięło sześć bocianów, lecących w zwartym szyku. Niedługo i pozostałe ptaki odlecą gdzieś tam, daleko za siedliskami dwunożnych.

- Wstawaj, Konwaliowa Łapo - miauknęła Mysi Ogon, zerkając do pustego pnia. Po chwili wysunęła głowę z powrotem na zewnątrz, a z jej ciemnoszarego pyska unosił się biały obłok pary. Z każdym księżycem robiło się coraz chłodniej. Wojownicy częściej musieli wychodzić na polowania, aby karmicielki miały czym karmić swoje małe. Na szczęście za niedługo kociaki Mokrego Serca będą wystarczająco duże, aby zacząć szkolenie.

Z pnia wysunęła się wpierw szara głowa, potem niedługi tułów, a na sam koniec opuszczony ogon. Kotka rozciągnęła się porządnie na chłodnej i wilgotne trawie i spojrzała na mentorkę. Nie musiała czekać na jej słowa. Dobrze wiedziała, że dziś to one wraz z Malinowym Cierniem i Króliczym Skokiem pójdą na poranny patrol. Konwaliowa Łapa przypomniała sobie podekscytowanie Prędkiej Łapy i Czarnej Łapy poprzedniego dnia. Jednak szara uczennica nie czuła żadnej satysfakcji z dreptania w chłodzie i węszenia za kotami z innego klanu na jej terytorium.

Pierwszy obok kotek pojawił się Króliczy Skok. Podbiegł do nich i przysiadł na ziemi, czyszcząc językiem biały ogon. Zaraz potem z legowiska wojowników wyszła ciemnokremowa kotka w białe łaty i również rozpoczęła poranną gimnastykę. Rozejrzała się i kiedy dostrzegła pozostałe koty, podeszła do wojowników.

- Witaj Mysi Ogonie - miauknęła do ciemnoszarej. Przywitała się również z Króliczym Skokiem, a Konwaliową Łapę zaszczyciła jedynie pogardliwym spojrzeniem. 

- Wszyscy gotowi? - spytał Króliczy Skok. Wstał i otrzepał się z kropelek rosy, które osiadły na jego nieskazitelnie białym futrze. Wszystkie koty przytaknęły i ruszyły gęsiego do wyjścia z obozu.




Konwaliowa Łapa chodziła wzdłuż granicy wyznaczonej zapachem. Zatrzymała się na chwilę i spojrzała w kierunku Klanu Chmur. Na ich terenie drzewa były rzadsze i dostrzec można było liczne wzniesienia i pagórki, obrośnięte suchą trawą i młodymi, złotymi drzewami. Ciekawe, jakby to było móc przedostać się niepostrzeżenie na teren Klanu Chmur i... - szara uczennica nie dokończyła swojej myśli, bo nagle usłyszała gdzieś z boku cichy szelest. Odwróciła głowę w tamtą stronę. Była sama, więc pozostali wojownicy na pewno nie usłyszeli odgłosu. Powoli i cicho zakradała się do kępy paproci, lekko otwierając pysk. Nagle podskoczyła na widok czegoś bardzo małego i czarnego. Konwaliowa Łapa złapała oddech i zbliżyła się do zwierzątka. Po bliższej obserwacji stwierdziła, że czarny kształt to nic innego jak malutki kociak. Ostrożnie powąchała zwierzątko. Pachniało Klanem Chmur, to było pewne.

Zza drzewa wyłoniła się Mysi Ogon i podeszła do swojej uczennicy. Dostrzegła kociaka i obwąchała go. Zawołała dwójkę kotów i poczekała, aż się zjawią.

- Co ten kociak tutaj robi? - pierwsza spytała Malinowy Cierń. Mysi Ogon spojrzała wymownie na Konwaliową Łapę, więc kotka odparła:

- Nie wiem... usłyszałam szelest w paprociach, więc podeszłam sprawdzić co się tam rusza, no i wyszedł stamtąd ten kociak. Pochodzi z Klanu Chmur.

Ciemnokremowa kotka pokiwała łbem w zamyśleniu.

- I co my teraz z nim zrobimy? - ciszę przerwał Króliczy Skok. - Zabierzemy do obozu?

Czarne kocię zaczęło cicho płakać i miauczeć. Wszyscy zrozumieli, że było mu zimno i był głodny, więc mieli mało czasu na zastanowienie. Jako że Mysi Ogon była najstarszą i najbardziej doświadczoną wojowniczką z całej czwórki, decyzja należała do niej.

- Myślę, że klan nie potrzebuje dodatkowych zmartwień - mruknęła po dłuższej chwili. - Oddamy tego kociaka Klanowi Chmur i będzie po sprawie.

Malinowy Cierń zamachała niezadowolona ogonem. Nie podobał jej się ten pomysł, lecz wiedziała, że nie ma nic do gadania. Króliczy Skok chwycił czarną kulkę za kark i ruszył za ciemnoszarą kotką, która już przekroczyła granicę.

Konwaliowa Łapa szła szybkim krokiem za białym kocurem, rozglądając się z zachwytem na boki. Pierwszy raz była na obcym terytorium. Zimny wiatr mierzwił jej szare futerko, lecz kotka nie zwracała na to większej uwagi. Kiedy jednak wdrapali się na pierwszy pagórek, uczennicę przeszedł dreszcz i zaczęła się lekko trząść. Nic dziwnego, że koty z Klanu Chmur musiały mieć grube futra. W końcu inaczej by pomarzły!

Z przodu, na szczycie nieco wyższego wzniesienia, pojawiły się dwa ciemne koty. Z pewnością już dawno dostrzegły intruzów na swoim terenie.

- To Jagodowy Skok i Mroźny Świt - miauknęła Mysi Ogon, dalej idąc do przodu. Teraz koty schodziły po stromym zboczu, aż dotarły do niedużej dolinki i podeszli do nich wojownicy obcego klanu.

- Z jakimi zamiarami do nas przybyliście? - pierwszy odezwał się Jagodowy Skok. Jego szylkretowe futro falowało z wiatrem, a intensywnie niebieskie oczy błyszczały w promieniach słońca.

- Wydaje mi się, że znaleźliśmy waszego kociaka - odpowiedziała spokojnym tonem Mysi Ogon, przepuszczając przed siebie Króliczy Skok. Kocur położył czarne kocię na ziemi i usiadł obok ciemnoszarej wojowniczki.

Mroźny Świt chwycił bez słowa czarnulka za kark i odwrócił się. Po jakimś czasie zniknął kotom z oczu. W tym czasie Jagodowy Skok przeniósł wzrok na wojowników Klanu Trzciny.

- Dziękujemy, że przyprowadziliście Węgielka. Błękitne Oko chyba oszalałaby, gdyby jej jedyny syn się nie odnalazł - westchnął i wstał z suchej trawy. - Za pozwoleniem, przekażę Wrotyczowej Gwieździe o waszej dobroduszności.

- Oczywiście - miauknęła Mysi Ogon i powoli ruszyła w stronę granicy.




- I co? Biliście się?!

Konwaliowa Łapa westchnęła tylko i zawinęła ogon wokół przednich łap. Ponownie podniosła wzrok na podekscytowanego Czarną Łapę i jego siostrę.

- Dziesiąty raz wam mówię, że nie było żadnej bójki! - miauknęła zmęczona po długim marszu. Wyszła szybko z legowiska, podczas gdy rodzeństwo znów bawiło się w najlepsze. Konwaliowa Łapa podeszła do stosu ze zwierzyną i wybrała dość sporą mysz. Tamtego dnia w końcu udało jej się coś upolować. Co prawda była to mała, wychudzona wiewiórka, ale zawsze coś. Usiadła z jedzeniem przed legowiskiem uczniów i zaczęła pochłaniać zwierzątko.

Nagle kotka usłyszała, jak przywódczyni zwołuje klan pod nisko zawieszoną gałąź dębu. Konwaliowa Łapa poderwała się i potruchtała w tamtym kierunku.




Tak oto powstał rozdział drugi. Liczę, że zostawicie po sobie jakiś ślad! Jeśli zauważycie jakiś błąd, to proszę mnie upominać, ponieważ często takowych nie zauważam.

Wojownicy ff || Zimna wojna || Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz