Prolog

66 6 65
                                    

Dawno, dawno temu w pewnym zwyczajnym lesie wydarzyło się coś co na zawsze zmieniło życie kotów z Klanu Burzy. Był środek Pory Nagich Drzew, była to jedna z tych kiedy wśród drzew było wyjątkowo zimno i mroźnie. Wiele kotów chorowało na zielony kaszel i niestety równie wiele z powodu tej choroby wyruszało w daleką podróż do Klanu Gwiazd. Pewna karmicielka o złocisto-czarnym futrze niebawem miała wydać na świat swoje kocięta. Była ona jednak bardzo słaba i niedożywiona, ponieważ w lesie prawie w ogóle nie było żadnej zwierzyny. Z cudem graniczyło przyniesienie do obozu chociaż jednej wątłej myszy, która nie mogła zapewnić dostatecznego posiłku nawet dla jednego kota. 

Zaraz... skończmy może to pieprzenie nie na temat i przejdźmy do sedna.

 Pewnego wyjątkowo mroźnego poranka karmicielka ta wydała na świat małego, podrabianego szylkreta, którego nazwała Gołęsztyrzek z chuj wie jakiego powodu. Kociak ten był niespełna rozumu co można było wywnioskować z koloru jego sierści a także oczu. Bo kto kurwa widział kota o czterokolorowych oczach ja się pytam!? Nawet jego własna matka się do niego nie przyznawała i uważała go za upośledzonego. W głębi duszy modliła się do Klanu Gwiazd aby pewnej nocy zabrali go do siebie, jednak byli oni tak litościwi, że zostawili małego Gołęsztyrzka wciąż na swoim miejscu. Właśnie z tego powodu Złota Kałuża (bo tak nazywała się owa kotka) popadła w depresję. Gdy tylko minęło 6 księżyców nadszedł dzień mianowania Gołęsztyrzka na ucznia. Jego matka z powodu ogromnego szczęścia ruszyła biegiem w kierunku granicy z Klanem Cienia. Do jej oczu cisnęły się łzy szczęścia, że nareszcie mogła pozbyć się tego małego koszmaru, którego nie chciał nawet sam Klan Gwiazd. Kiedy dotarła na miejsce bez zbędnego zatrzymywania się rzuciła się na Drogę Grzmotu w idealnym momencie kiedy nadjeżdżał olbrzymi potwór. Legendy głoszą, że kiedy znaleziono jej ciało na jej pyszczku malował się najszczerszy uśmiech jaki kiedykolwiek z siebie wydobyła. 

Kiedy odbyło się czuwanie jeden z wojowników zauważył dosyć istotną rzecz.

- Dlaczego Gołęsztyrzowej Łapy nie ma z nami? - zapytał zgromadzonych. Ci popatrzyli po sobie aby następnie wspólnie zwrócić wzrok na owego wojownika. Nikt nie wiedział jednak dlaczego nie było tutaj małego podrabianego szylkreta.

- Pójdę po niego - zaproponowała Melodyjna Stopa. Wszystkie koty skinęły głowami i spojrzały z podziwem na białą kotkę. Pomimo tego, że była ona mentorką Gołęsztyrzowej Łapy wciąż podziwiali ją za to, że nie bała się zbliżyć do kolorowo-okiego kocura. Kotka wzięła głęboki wdech i ruszyła w kierunku legowiska uczniów. Kiedy dotarła na miejsce ujrzała podrabianego szylkreta leżącego tyłem do wejścia.

- Gołęsztyrzowa Łapo! Dlaczego nie jesteś na czuwaniu? Przecież zginęła twoja matka! - zawołała kotka. Kocur się tylko zaśmiał.

- A co mnie ta szmata interesuje? Tak się spieszyła do Klanu Gwiazd to kurwa dostała, była żałosna. Nie przyznaję się do niej - odparł Gołęsztyrzowa Łapa z szerokim uśmiechem malującym się na jego pysku. 

Melodyjna Stopa stała jak wryta bez słowa i w ten oto sposób do końca dnia nie odezwała się ani słowem. Do końca dnia? Legendy głoszą, że po tym co usłyszała od podrabianego szylkreta już nigdy więcej z jej pyska nie wydał się chociażby pisk. Aż do końca jej dni gdy pewnego dnia poprzez nieotwierania pyska zesztywniała jej szczęka i kiedy ktoś ją jebnął z całej siły w mordę kości  jej głowy zostały doszczętnie połamane, a jej mózg zaczął wyciekać z przebitej głowy. Podczas czuwania nikt już nie odważył się wyjść do Gołęsztyrzowej Łapy i zaprosić go do towarzystwa. Właśnie taką nagrodę dostała Melodyjna Stopa za swoją wielką odwagę. 

Minęły 3 księżyce. Gołęsztyrzowa Łapa spokojnie przechadzał się po lesie kiedy nagle zobaczył coś co na zawsze zmieniło jego życie. Ten zapach był taki kuszący, że nie mógł się powstrzymać przed podejściem do tajemniczych, białych grzybków. Schylił się do nich i ugryzł kawałek jednego z nich. Od razu odrzuciło go do tyłu kiedy tylko poczuł na podniebieniu ten smak. Świat przed jego oczami w końca nabrał kolorów i zaczął wirować i wirować aż w końcu padł na ziemię z wysuniętym językiem a z jego uśmiechniętego pyska wyciekała ślina. 

Kiedy tylko się obudził i zobaczył falujące grzybki bez zastanowienia skoczył na nie i zaczął je pożerać niczym jakieś dzikie zwierzę swoją ofiarę. Nie minęła minuta kiedy po grzybkach nie zostało ani śladu. Kiedy podrabiany szylkret zdał sobie z tego sprawę do jego oczu zaczęły cisnąć się łzy.

- DLACZEGO!? MOJE GRZYBKI!! NIEEEEEEE!!!! - leżał tak na ziemi wylewając resztki wody ze swojego organizmu drogą oczną nie mogąc się pogodzić z tym, że pożarł całą swoją miłość. Kiedy w końcu otworzył oczy uśmiechnął się od ucha do ucha zauważając, że efekt wciąż działa. Przed oczami miał tęczę, kocie wróżki w różowych ubrankach a także magiczny biały pyłek. Przez całą drogę powrotną do obozu z jego pyska nie schodził uśmiech. Kiedy dotarł do legowiska uczniów (miał oddzielne bo wszyscy uczniowie mówili, że boją się spać z nim w jednym pomieszczeniu bo nie chcą zostać zamordowani przez sen) padł na swoje posłanie i leżał tak przez dłuższą chwilę.

*Kilkadziesiąt księżyców później*

Nadszedł dzień kiedy dotychczasowy przywódca Klanu Burzy spierdolił do Klanu Gwiazd bo twierdził, że ma dość życia w jednym klanie z Gołęsztyrzowym Koszmarem, którego chuj wie z jakiego powodu mianował na swojego zastępce (coś go musiało opętać kiedy to robił, innej opcji nie widzę). Gdy skończyło się jego ostatnie życie (wolicie nie wiedzieć  w jaki sposób je stracił, ale chuj! I tak wam powiem), a skończyło się ono w bardzo nieciekawy sposób gdyż biegnąc na pole bitwy potknął się o własne łapy i wyjebał na ziemię rozpierdalając sobie swój pusty łeb. To był właśnie dzień, w którym na tronie zasiadł Gołęsztyrzowy Koszmar obecnie znany jako Gołęsztyrzowa Gwiazda. 

- Siema Skurwysyny! Tym razem nie Wiewióra, a ja wyznaczę koty, które będą miały wypierdalać na patrol myśliwski aby zajebać kilka małych, słodkich i zarazem smacznych zwierzaczków, które miałyby jeszcze wiele życia przed sobą! - zawołał podrabiany szylkret wskakując na Wysoki Głaz. - no więc tak, patrol bezlitosnych morderców poprowadzi Żabi Kieł, a razem z nim wypierdalają Różana Łapa, Błękitny Płomień, Mroźny Strumień i Północna Łapa! WYPIERDALAĆ!

- Ale... - zaczęła Oszroniona Strzała spoglądając na przywódcę - Przecież Różana Łapa jest uczniem medyka, a medycy nie mogą chodzić na patrole myśliwskie.

- Chuj mnie to obchodzi! - Warknął Gołęsztyrzowa Gwiazda piorunując ją wzrokiem - Słowo przywódcy jest prawem więc ma tam iść! Jasne kurwa!?

Nikt już więcej nic nie powiedział a wybrane koty posłusznie ruszyły na patrol myśliwski bojąc się sprzeciwić swojemu przywódcy. Odkąd Gołęsztyrzowa Gwiazda został przywódcą nic już nigdy nie mogło być takie samo. To był kres Klanu Burzy. 

*********************************

Tak się przedstawia prolog.

Dla tych co nie czytali opisu - przypominam, że książka w celach humorystycznych i może się pojawić dużo słów, których koty nie znają więc proszę mi nie pisać "ale przecież skąd jakikolwiek kot może znać znaczenie tego słowa albo wiedzieć co to jest?". 

Rozdziały w tej książce nie będą długie rozdziały jak w moich pozostałych więc od razu uprzedzam. Kolejny rozdział być może pojawi się na dniach.

Tak więc pozdrawiam i zachęcam do czytania tej bekowej superedycji z wojaków XDDDD 

Goodbye foczki

Wojownicy Superedycja Grzybki Gołęsztyrzowej GwiazdyWhere stories live. Discover now