6. Dojrzewając w słońcu

609 43 5
                                    

Blond włosy właśnie zbierały zapasy gorącego złota na zimniejsze wieczory, a skóra wydalała nadmiar ciepła, który nie mieścił się w zmierzwionej czuprynie.
- Jeszcze kilka promieni więcej, a twoja skóra będzie ciemniejsza od wyblakłych włosów- Timo z zadowoleniem przyglądał się podobiźnie Adonisa rozłożonej na leżaku
- Nie powinieneś stać na słońcu- uchyla jedną powiekę- doskonale wiesz, że ciepło rozrzedza krew, a moje włosy wcale nie są wyblakłe- burczy dotknięty niefortunną uwagą
- Są, w dodatku słońce w połączeniu ze słoną wodą je wysuszyło- wyzywająco krzyżuje ręce na piersi
- Poczekaj- zanurza palce w promienistych kosmykach- muszę cię rozczarować, są całkiem przyjemne w dotyku. Chętnie dałbym  ci sprawdzić, ale czują się urażone  i nie życzą sobie kontaktu z tobą- stara się zachować powagę, ale zdradza go drgający kącik ust
- Cóż, nie masz powodu do zmartwień, nie mam najmniejszej ochoty na bezpośredni kontakt z tymi strąkami- rzuca i odchodzi zadowolonym krokiem w stronę basenu. Żaden z nich nie musi widzieć uśmiechu na twarzy drugiego, żeby o nim wiedzieć.
Takie przekomarzanki stały się dla nich cidziennością, od czasu krwawego śniadania. Jednak pozwalali sobie na nie, wyłącznie bez obecności osób trzecich. Oboje udawali, że to zupełnie normalne i pozbawione jakichkolwiek uczuć czy podtekstów. Tak było łatwiej, starali się oszukać i uciszyć towarzyszące im wyrzuty sumienia.
Było wczesne popołudnie, kiedy sponad lini choryzontu, morze wraz z leniwymi falami ściągało purpurowe chmury. Luca od razu podniósł wszystkich na równe nogi
- Kochani! Nadarza się niepowtarzalna okazja do nakręcenia deszczowej sceny. Tutaj, jak sami wiecie, naprawdę rzadko zdarza się taka pogoda, także od razu uprzedzam, że oczekuję od was wyjątkowego skupienia, bo nie przewiduję dubli!- informował, z  nieprzerwanie towarzyszącym mu uśmiechem cały zespół. Każdy ruszył w swoją stronę, żeby jak najszybciej i najlepiej  się przygotować. Armie przyglądał się tej bieganinie z niemałą ulgą, miał bowiem spory problem z kręceniem scen w deszczową pogodę. Okropnie go rozpraszała i wprowadzała w podły nastrój, co nie zawsze było porządane.
Amira i Michael siedzieli na swoich miejscach w salonie, Elio leżał na kolanach rodziców i słuchał słów opowieści wypływających z ust matki. Ogród był zajęty upajaniem się deszczem, w oddali słychać było pierwsze grzmoty. Oliver przyglądał się temu stojąc poza kadrem, oparty o framugę z idealnym widokiem na młodego Pelrman'a.
- Lepiej mówić czy umrzeć? - wybrzmiało pytanie kończące opowieść, a wraz z wymowną ciszą nastał półmrok, awaryjne zasilanie odpowoadając na pytanie wybrało smierć
- Nie chciałbym nigdy być postawiony przed takim pytaniem....- kwituje Ti i nie może, nie spojrzeć na blondyna. Oboje w końcu będą musieli na nie odpowiedzieć, a chwila ta nieuchronnie się zbliża. Mężczyznę dotyka realność niepokoju Ti i postanawia uciec. Dosłownie. Odwraca sie i rusza do swojego pokoju. Ma nadzieje, że postawione pytanie, jak za sprawą rzuconej klątwy nie będzie w stanie opuścić pomieszczenia. Nie będzie ich śledzić i upominać się o odpowiedź tylko, poczeka na nich, da im tyle czasu ile tylko będą potrzebowali. To zabawne w swej okrutności, w co jesteśmy w stanie uwierzyć, żeby chronić się przed nadciągającą tragedią.
- Cholera- z tego wszystkiego zapomniał, o tym co się dzieje w jego pokoju podczas deszczu. Na szczęście materac był tylko trochę przemoczony, do nocy powinien przeschnąć. Narazie musiał poszukać sobie innego miejsca. Oczywiście nie miał zamiaru szukać daleko, w końcu kto go lepiej zrozumie, niż towarzysz wspólnej niedoli.
Układa się na jego łóżku i przykrywa kocem, który nadal do niego nie wrócił.
Ti zastaje Armiego śpiącego w swojej pościeli i jakoś nie szczególnie go to zaskakuje. Kładzie się obok niego i mówi na tyle głośno by delikatnie wybudzić mężczyznę i na tyle cicho by go nie przestraszyć.
- Mówić czy umrzeć? - chwila ciszy
- Bardzo chciałbym mówić, jednak chyba będę zmuszony umrzeć... - kieruje wzrok na Elio- a ty?
- Myślisz, że mogliby nas przynajmniej pochować obok siebie? - mimo całej beznadziejności sytuacji, Ti stara się zażartować, co Armie przyjmuje z ogromną wdzięcznością
- Myśle, że tak. Może nawet w jednej trumnie, bo produkcje nie będzie stać na nic więcej. Przez naszą smierć będą musieli dopłacić do tego filmu- oboje słabo się śmieją
- Chyba, że będzie padać przez kolejne dwa miesiące. Wtedy to będzie wina pogody i nikt nas nie będzie pośmiertnie obwiniał.
- Nie lubię deszczu- skarży się Armie
- Zauważyłem- odpowiada mu z łagodnym śmiechem
- Doprawdy? Ciekawe po czym? - mówi zaciekawiony
- Twoje oczy, to oczywiste
- Co z nimi?
- Poszarzały - mówi, jakby to było tak oczywiste jak wschód i zachód słońca. Mężczyzna nie potrafi przez to oderwać od niego wzroku i obraca się na bok, górując nad młodszym
- One na codzień są szare- testuje bruneta
- Są błękitne i pełne słońca. Dobrze o tym wiesz- odwraca się by spojrzeć dokładnie na przedmiot rozmowy- a dzisiaj zamknąłeś w nich panującą szarugę i jak widzę, nie masz zamiaru jej wypuścić - odwraca twarz w strone sufitu, ale Hammer ma inne plany. Wolną ręką gładzi ostrą linie szczęki Ti i kieruje ją w swoją stronę, łapiąc jego pełne iskier spojrzenie.
- Myślę, że jest coś, co na dobre pozbędzie się chmur, nie tylko z moich oczu- przejeżdża kciukiem po jego dolnej wardze, co przyprawia Elio o faleę ciepła i dreszcze. Zbliża twarz do jego, aż ich oddechy mieszają się.
- Chcesz tego?- szczepcze
- Jak niczego innego- odpowiada drżącym głosem i czeka na kolejny ruch Armiego
- Miałem nadzieję na taką odpowiedź- delikatnie łączy ich usta, co Elio przyjmuje z cichym westchnieniem i rozchyla wargi, które natychmiast zostają otulone mięsistymi ustami drugiego. Całują się powoli, z namaszczeniem, jakby chcieli przeżywać to wiecznie i zapamiętać na zawsze. Oliver zamyka drobne ciało Elio w ostrożnym, ale szczelnym uścisku. Czuje jak w jego włosy wplatają się zgrabne palce młodszego i delikatnie je posiągają, wywołując gęsia skórkę i mrowienie z podniecenia w opuszkach jego placów. Pogłębia pocałunek co skutkuje ledwie sluszalnym jęknięciem bruneta. Ti odsuwa twarz na niecały centymetr by powiedzieć
- Miałeś rację, nie są aż tak zniszczone- szepcze zachrypnięty, a oszołomiony Armie w pierwszej chwili nie potrafi się zorientować o co chodzi
- Jesteś niesamowity- odpowiada z podziwem i ponownie łączy ich usta z nadzieją, że nie będzie musiał za to umrzeć.
*************************************
Niespodziewanka :)
Jak zwykle liczę na komentarze

Call me if you want Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz