Wybaczcie mi, że dawno nie zajmowałam się tą opowieścią. Ten rozdział miał być już w tamtym tygodniu gdy skończyłam jedns z moich opowieści, ale nie miałam na to weny. Lecz teraz już ją mam i postaram się by do końca tego tygodnia pojawił się kolejny rozdział.
Do mojego domu weszłam razem z bratem. Przeszłam przez korytarz i weszłam do salonu. Tam byli pozostali członkowie naszej watahy lecz bez moich rodziców i rodzeństwa. Wszyscy tam obecni byli nastawieni do mnie wrogo co można świadczyć tym, że po chwili zmienili się w swoje wilcze postacie. Zbliżyli się do mnie tak, że nic nie dzielioło ich przed atakiem na moją osobę. Na szczęście w porę stanął przede mną mój brat. Cud on w ogóle się zmieścił pomiędzy mnie a one wilki. Zawarczał na nie oszczegawczo, przy tym tak jak by powiedział, że należę do niego. Ale wy wiecie, że tak nie jest. Mam dwóch partnerów i tyłu mi ich wystarczy, a pozatym ja nie uznaje kazirodztwa. Jeszcze jako wilki poszliśmy do windy. Gdy tylko drzwi się od niej zamknęły ja przemieniła się w swoją ludzką postać. Ponieważ w windzie było lustro mogłam się sobie przyjrzeć. Niska szatynka, o włosach sięgających do bioder i piwnych zielonych oczach. Problem jest tylko w tym, że ja nigdy nie miałam czarnych włosów. Urodziłam się blondynką. Może to efekt tej przemiany.
"No brawo w końcu to zajarzyłaś"
"Do piero co się odezwałaś, a już zaczynasz mnie wkurzać"
" I vice wersa"
Już jej nie lubię
Nawet nie zdążyłam zauważyć, a byliśmy już na piętrze rodziny alfy. Mój braciszek wszedł pierwszy a ja wraz za nim. Gdy weszliśmy do salonu zaczęliśmy wołać rodziców by do nas przyszli.