Rozdział 2 " Brąz jego tęczówek rozpala "

699 44 27
                                    

Kreska za kreską pojawiały się na moich rękach . Zaczerwiona , poprzecinana skóra z której wydobywała się czerwona ciecz . Na to zasługuje . Na krew wydobywającą się strumieniami . Krew spływała po mojej skórze na pościel plamiąc ją . Kropla za kroplą jak ból za bólem opuszczały moje ciało pozostawiając wielką pustkę w moim sercu. Pustka to chyba coś dobrego . Nie ma nic złego . 1119 . Dzień mijał mijał i mijał . Oparłam plecy o zimną ścianę i zamknęłam oczy w momencie w którym na moim ciele zagościły tysiące ciarek. Wzięłam głęboki wdech dokładnie zaciągając się powietrzem . Uczucie przeszywającego noża towarzyszyło przy każdym wdechu . Byłam nad pobudzona . Ból nie pozwalał mi zamróżyć oka . Spojrzałam za okno starej osamotnionej kamienicy i dostrzegłam piękno w kilku maleńkich ptakach. Chciałabym tak jak one odfrunąć od problemów i poczuć wolność w każdym miejscu na moim ciele . Poczuć się niezależnie i tak inaczej . Usiadłm na parapecie i na dobre zatopiłam wzrok w pierzystych przyjacielach.

Moim jedynym marzeniem było odfrunięcie . Otarłam oczy i narzuciłam na zmarźnięte ramiona czarny stary sweterek . Mimo ciękiego materiału i zepsutej struktóry dawał jakieś ciepło. Ojca nie było . Więc do jakiegoś stopnia miałam spokój . Byłam pewna że nie na długo . Usiadłam powoli na chłodnej posadzcce i wciągnęłam na nogi stare kozaki. Na czarny sweterek narzuciłam lekko kurtkę . Tylko taką miałam . Torbę wraz z zeszytem obowiązkowo przeżuciłam przez ramię i ruszyłam . Puszysty biały śnieg okrywał gdzie nie gdzie ulice i drogi Spojrzałam w niebo zachwycona jego kolorem i widokiem . Zaciągnęłam się chłodnym powietrzem. Moje ciało obiło się o czyjąś masywną sylwetkę po czym zderzyło z lodowatym śniegiem przemaczając materiał moich ubrań . Spojrzałam w górę by uzyskać wygląd winowajcy .

Podświadomość uderzyła we mnie jak nic do tej pory . Ciepłe brąz oczy. Te Ciepłe brąz oczy które 
przeszywały mnie na wzkroś we śnie. Czy ja znowu śnie ? To przecież nie może być prawda on nie może istnieć.

- Przepraszam , nic ci się nie stało ? - Jego niski głos zawładnął moim ciałem i umysłem . Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa . Mój nieznajomy przykucnął przy mnie i podał mi rękę którą nie pewnie złapałam . Z łatwością podniósł mnie z ziemi .

- Jeszcze raz przepraszam przez zemnie jesteś przemoknięta . - Wpatrywałam się w jego piękne oczy .

- Wszystko dobrze ? - Jego głos ponownie zabrzmiał a ja zadrżałam . Rękę powili wydobyłam z jego uścisku i starałam się uspokoić jej drganie .

- T..a.k - Tylko na tyle było mnie stać . Nie byłam gotowa na spotkanie anioła ze swoich snów .

- James - James .. James. Jego imię zostało na dobre w mojej głowie a przyjemne ciepło w środku towarzyszyło przy każdym zetknięciu naszych oczu .

- J..a j.a S...k..ay - Na jego twarzy pojawił się uśmiech który już do końca odebrał mi mowę .

- Prz..ep..raszam - Jedynie wymusiłam i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku . Odprowadził mnie krzyk chłopaka który prosił aby się zatrzymała . Ale ja nie miałam na tyle odwagi aby po raz kolejny zetknąc się z jego ciepłymi brąz tęczówkami . Wbiegłam do domu o dziwo tego potwora nie było . Rzuciłam się na łóżko po czym wydobyłam zeszyt i pióro z mojej torebki.
"Dzień 1119 . Spotkałam go . Dałabyś wiarę że on naprawdę istnieje ? Przypuszczałam że jest wytworem mojej wyobraźni . Że mój umysł stworzył go bym do reszty nie oszalała . Dziękuję . Ty mi go przysłałaś prawda mamo ? Chcesz żebym była silna tak ? Nie pozwól na to aby mój język tracił przy nim wartość a słowa opuszczały mój słownik za każdym wypowiedzianym przez niego słowem . Ale przecież ja i tak już go nie spotkam . Do teraz czuję jego dotyk i zapach . Do teraz czuję ciepło rozpalone jego brąz tęczówkami . James rozbrzmiewa w mojej głowie. Ma piękne imię i piękne oczy. Oczy dzięki którym do teraz czuje ciepło, mimo mojej przemoczonej ( przez niego ) kórtki . Czuję pozytywne emocje bijące od jego osoby . Chciałabym go lepiej poznać . Żadko rozmawia się z kimś kto nie chce cię pobić . I pomyśleć że on naprawdę istnieje . Tyle myśli . Mamo , nie pozwól mi tego zepsuć .. mimo iż już to zrobiłam . Przecież ja go nigdy więcej nie zobaczę , jestem taka głupia. Straciłam jedyną szansę na wyciągnięcie się z tego bagna .
Straciłam go . Straciłam wszystko. Jestem beznadziejnym bachorem . Mój ojciec zawsze miał rację . Mogłam się jego posłuchać i skończyć ze sobą lub pozwolić mu robić co chce. Mogłam się w ogóle nie urodzić wszystkim było by łatwiej . Mnie było by łatwiej . Jestem do niczego . Zostało mi jedno mamo. .. Podróż do ciebie . Tak abyśmy mogły być razem."

Pełna łez rzuciłam zeszytem o ścianę który z hukiem upadł na ziemię. Zbiegłam na dół jak najszybciej potrafiłam i pojawiłam się w kuchni . Otworzyłam szafke i znalazłam w niej apteczkę z której wydobyłam wszystkie leki jakie mogły w niej być . Wzięłam jedną z butelek ojca wraz z zawartością i ignorując jego krzyki szybkim krokiem ruszyłam do łazienki . Od razu gdy się w niej znalazłam zamknęłam ją na klucz . Oparłam plecy o drewniane drzwi i osunęłam się na ziemię . Otworzyłam butelkę i zarzyłam wszystkie tabletki jakie posiadałam popijając procentową cieczą która wypalała mi gardło . Siedziałam tak z jakąś chwilę i poczułam się źle . W mojej głowie zaczęło się kręcić co uznałam za dobry znak . Znak że jestem coraz bliżej. Zamknęłam powoli oczy i starałam się odprężyć . Moje myśli rozbiegały się po przeróżnych tematach . Jeden chyba wydał się najbardziej ważnym . Czy tego chciałam ? Czy po prostu smutek , żal i pustka pchnęły mnie by ze sobą skończyć . Usłyszałam cichy dźwięk spojrzałam na telefon .

Od : +723 440 450
Skay ? Tu James .. Nie pytaj mnie skąd mam Twój numer ;) Wszystko ok ?

To nie może być prawdą .. Czy .. czy to naprawdę on ? Starałam się utrzymać powieki w górze . To jednak moja szansa . Mamo Dziękuję . Zmusiłam się do zwrotu zawartości mojego rzołądka i sportem opadłam na ziemię opierając się o ścianę . Dziękuję mamo . Dziękuję James . Moje powieki były już za ciężkie .

***

Obudziłam się w łazience . Wspomnienia zaatakowały mój umysł . Wyciągnęłam telefon z kieszeni aby sprawdzić czy to naprawdę się wydarzyło .. Wydarzyło się . To prawda . James mój brązowo oki bohater uratował mnie przed tym wszystkim .

Do : James
Hej ! Wszystko jest dobrze .. znaczy już jest dobrze . Nawet nie wiesz ile znaczył ten jeden sms .

Nie musiałam długo czekać , od razu otrzymałam wiadomość z odpowiedzią .

Od: James
Wow nie jąkasz się przez smsy ;) Jakieś plany na dziś ?

W moim brzuchu zaburczało . Od tak dawna nie czułam głodu. Otrzymałam nadzieję i siły .. muszę to wykorzystać .

Do: James
Myślałam nad znalezieniem pracy ale sama nie wiem :/

Od: James
Moi rodzice mają dużą firmę mogą cię zatrudnić

Do: James
Nie trzeba dam sobie radę ale Dziękuję .

Od: James
Do usług !

Zablokowałam telefon i wrzuciłam go do torebki . Z uśmiechem na twarzy ruszyłam w stronę miasta .

Przechodząc rynkiem rzuciła mi się w oczy jedna z knajpek na której widniał napis "Szukamy personelu od zaraz ! " Pchnęłam delikatnie drzwi i weszłam do środka gdzie panowała przyjemna atmosfera .

- Dzień dobry w czym mogłabym ci pomóc? - Dziewczyna okolo 20 z miłym głosem przywitała mnie na wejściu

- Chciałabym się zatrudnić - Odwzajemniłam jej promienisty uśmiech ze świadomością że mój i tak nie będzie aż tak piękny jak jej . - Och naprawdę ? - Z radością klasnęła w dłonie . Pokiwałam lekko głową z ciągłym uśmiechem .

- Skaylar miło mi panią poznać .

- Nie pani tylko Reaven mnie ciebie tez . Od kiedy możesz zacząć ? 

- Sądzę że od jutra .

- A więc widzimy się jutro kochana.- Z uśmiechem opuściłam kawiarnie pełna energii na kolejne dni . Będzie dobrze . Kiedyś musi być.

____________________________________

Oto już orginalna wersja rozdziału ! Liczę na wasze komentarze naprawdę :* Jeszcze raz dziękuję za wszystkko . Wickey :*

Just Turn It Off And JUMPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz