76.

641 23 14
                                    

Dwudziesty ósmy września. Cóż, za dzień. Louis nie mógł wytrzymać ponownie tej ciszy między nimi, ale musiał dać brunetowi czas na przemyślenie. Wczoraj dostał sms-a, że Harry się zgadza i szatyn był chyba najszczęśliwszą osoba na świcie.

Ubrany w czarny garnitur wsiadł do samochodu. Bardzo się denerwował spotkania z Harry'm. Ale co się dziwić, skoro to był szok, że Styles się zgodził!

Jechał pod jego dom ostrożnie, nie chciał się zgubić przez te wszystkie kręte ścieżki. Gdy zobaczył już ten piękny malutki domek przeknął głośno ślinę i wziął z drugiego siedzenia fioletowe fiołki, które Harry tak uwielbiał. Podszedł do drzwi, wiedząc, że ten zawsze zostawia otwartą furtkę i zapłukał do jego drzwi.

Loczek w swojej koszuli w kwiaty i czarnych szerokich z guzikami spodniach. Wręcz zaniemówił na widok Louisa, choć nie dał tego po sobie poznać.

Chociaż Louis tak dobrze go zna, że prawdopodobnie to zauważył.

- To dla pana, panie Styles. - uśmiechnął się szatyn i wręczył mu kwiaty delikatnie całując jego nadgarstek.

- Uh dziękuję - Jak nastolatek spłonął rumiencem.

- Możesz odłożyć kwiatki i zabieram cię gdzieś bardzo daleko. - uśmiechnął się Tomlinson.

- daleko? - uniósł brwi. - Ale mnie nie porywasz? - zachichotał ściskając kwiaty w dłoni.

- Pierw cię porwę, a potem zamknę w piwnicy. - zachichotał, wchodząc do jego domku. Był tu kilka razy od kiedy się pogodzili, ale chyba nigdy nie naogladał się tego obrazu. Wszystko tu było tak idealne.

- Zaraz przyjadę - szepnął loczek zamykając za nim drzwi, po czym pędem pobiegł do kuchni. Wyciągnął kubek, gdyż nie wiadomo czemu nie posiadał w domu wazonu i nalał do niego wody, wsadzajac kwiaty.

- Mogłem dokupić jeszcze wazon. - uśmiechnął się stojąc w jego salonie, tutaj też wszystko było idelane.

- Daj spokój, to chyba dziwne że go nie posiadam - zaśmiał się. - Dziękuję jeszcze raz - stanął przy nim z uśmiechem.

- To dopiero początek. - uśmiechnął się tajemniczo.

***

Jechali ciemną drogą przez las chyba od pół godziny. Słuchali starych piosenek, a do niektórych z nich śpiewali wygupiając się. Zachowywali się tak naturalnie i byli bardzo pewni swojego towarzystwa, wiedzieli, że nie ma się czego wstydzić.

- zaczynam się bać - Styles spojrzał za okno z uśmiechem. Już dawno się tak dobrze nie bawił, jak dziś.

- A masz czego uwierz mi. - zachichotał. - Obiecuję ci, że na długo nie zapomnisz tego wieczoru. - spojrzał w jego stronę, akurat wtedy kiedy piosenka zacząła lecieć w radiu. Uśmiechnął się i podglosił zaczynając śpiewać, ten rockowy utwór.

- O nie, wyłącz to! - brunet głośno się zaśmiał. - Nie lubię słuchać sam siebie, to okrpomne! A po drugie, co ty planujesz, Tomlinson? Jedziemy już dwie godziny i kompletnie nie wiem gdzie jesteśmy

- To tutaj. - zatrzymał się nagle w środku lasu. - Wysiadamy.

- że co? - mina mu zrzedła. - Nie zartuj sobie!

- No chodź. Będzie fajnie. - uśmiechnął się odpinając pasy i zabrał latarkę.

- Tak, jak zjedzą nas niedźwiedzie, nigdzie nie idę - mruknął. - jest dwunasta w nocy!

Szatyn zaśmiał się i wysiadł otwierając po jego stronie drzwi, złapał za jego rękę i spojrzał mu w oczy.

- Chodź, zaufaj mi. - uśmiechnął się. - Znam ten las jak własną kieszeń.

- Louis - spojrzal na niego. - Nie chce wiedzieć skąd, ale nigdzie nie idę.

- Proszę cię, naprawdę będzie fajnie. - zachichotał cicho. - Przygotowałem coś dla nas, wszystko tu jest przemyślane, będę ciebie trzymał blisko siebie abyś nie bał,hm? - pogłaskał kciukiem jego dłoń.

- Mhm, jesteś głupi - mruknął delikatnie biorąc swoją dłoń, lecz bardzo niechętnie. Zgodził się na randkę, bo wiedział że to mu nie da spokoju, ale i tak go będzie trzymać na dystans.

Wysiadł powoli z samochodu stając obok Louisa. Tomlinson uśmiechnął się i zamknął za nim drzwi, zakluczając auto. Nagle zrobiło się dziwnie cicho, było słychać tylko świerszcze i jakieś dziwne odgłosy. Nie wiało, było naprawdę przyjemnie i jak na tę godzinę naprawdę ciepło. Szatyn włączył latarkę i zaczął iść w stronę górki w lesie.

- A niech cię szlak - mruknął brunet pod nosem idąc powoli gdzieś w tyle za szatynem. Nigdy więcej się nie zgodzi na takie coś!

- Póki nie uwierzysz, że będzie fajnie to nie będzie. - westchnął Louis. - Daj mi rękę. - stanął wystawiając do niego swoją dłoń.

- Zabierasz mnie do lasu o północy, co mam sobie myśleć?! - krzyknął szeptem podając mu wątpliwie rękę.

Szatyn zaczął się śmiać i ścisnął jego rękę, pomagając mu przejść przez patyki.

- Że, będziemy się bawić lepiej niż kiedykolwiek.

- w gardle niedźwiedzia? Niezła zabawa - szepnął mocno się go trzymając. Cholernie się bał.

- Okej wytluamcze ci zasady. - szatyn stanął nagle w miejscu. - Znajdujemy się w dużym lesie więc lepiej, żebyśmy się trzymali razem. Niall zostawił w tym lesie pięć chustek przywiązanych do drzewa, dostałem mapę po pierwsza chustkę, z każdą kolejną będą inne i będą też inne wskazówki. Mamy dwie godziny, do znalezienia piątej flagi. Od teraz.

- że co? - uniósł brwi wysoko. - i co niby pod tą piąta flaga? Skąd wiesz że nie umrzemy szybciej niż dotrzemy do pierwszej?! - jęknął wystraszony, rozglądając się na wszystkie strony.

- Pod piąta flagą czeka na nas niespodzianka. O to chodzi Harry, o zaufanie. - spojrzał w jego oczy. - Ufasz mi?

- W tej grze, ani trochę - mruknął.

- Harry...- zaśmiał się. - Pytam czy mi ufasz.

- No, ufam - szepnął niepewnie. Czuł się jak zagubiony nastolatek, gdy byli na pierwszej randce. Louis przytaknął szczęśliwy i wyjął mape z kieszeni oświecającą ją latarką. Zabawe czas zacząć.

___
Jeśli są jakieś błędy to przepraszam!!!

~🦄

Rainbow Instagram || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz