Wszedłem do baru i jak zwykle usłyszałem ten pieprzony dzwoneczek, który chyba nigdy nie zniknie z mojej listy najbardziej denerwujących rzeczy na świecie. Wszyscy wyglądali dzisiaj jakoś inaczej, bardziej szczęśliwie. Okropny zapach spalenizny znowu unosił się w powietrzu, a ja miałem ochotę się zrzygać. Niech zwolnią w końcu tego gościa i zatrudnią kogoś kto naprawdę potrafi gotować, a nie tylko truć ludzi.
- Wpadłeś na śniadanie? Tony robi naleśniki. - Henry wyglądał na trochę smutnego, a ja zastanawiałem się co się stało.
- Zjadłem w mieszkaniu. - skłamałem, bo naprawdę nie chcę psuć sobie od rana humoru tymi obrzydliwymi naleśnikami. - Właściwie to przyszedłem porozmawiać.
- Świetnie. Uwielbiam ploteczki. - zaświergotał i poprawił swoją muchę przy szyi. Kto się tak ubiera na codzień?
- Żadne plotki. - zaśmiałem się. - Przyszedłem zapytać o Harry'ego.
- Kogo? - bez jaj. On naprawdę nie znał nawet jego imienia?
- Harry. Mieszka tutaj jakieś dwadzieścia trzy lata, wysoki, wypala oczy uśmiechem. Nic nowego. - powiedziałem ironicznie, a on zastanowił się nad tym.
- Oh, tak. „Światłonośny". - zaśmiał się i zrobił cudzysłów w powietrzu. - Będąc szczerym nie często słyszę jego prawdziwe imię.
- Tak, zauważyłem, że nikt go tu nie lubi.
- Nie chodzi o to jaką jest osobą tylko o to co w sobie ma. Nikt nie jest na tyle głupi żeby zadawać się z człowiekiem, który może narazić cię na utratę wzroku. Ty też nie bądź Louis. - zdenerwowałem się, bo przecież to nie jego wina, że taki się urodził. Wszyscy traktują go jak wyrzutka, a jemu pewnie musi być przez to przykro.
- Nie da się tego jakoś wyleczyć? - zapytałem, a Henry odchrząknął i nachylił się do mnie.
- Legenda głosi, że pozbędzie się tego tylko wtedy jeśli przekaże to światło do serca drugiej osoby. - szepnął, a ja zmarszczyłem brwi.
- Nie rozumiem.
- Harry musi kogoś pokochać, aby pozbyć się tej „choroby".
- A jego rodzice? Nie kocha ich?
- Nie ma rodziców. Jego ojciec przyjechał tutaj na wakacje, odpocząć tak samo jak ty. Poznał piękną kobietę i skończyli razem. Dowiedział się o ciąży i wyjechał stąd tego samego dnia. Pech trafił, że to nie był parzysty dzień i zaginął na morzu. Ludzie do tej pory straszą jego duchem.
- A co z matką?
- Urodziła. - powiedział i zaczął wycierać jeden ze swoich kubków. - Spanikowała gdy zobaczyła, że Harry jest inny. Ona nie chciała takiego syna. Wyjechała stąd i zostawiła go.
- W takim razie jak przeżył? Przecież był malusi.
- Jego matka nie opuściła wyspy gdy był mały. Miał już wtedy pięć lat.
- Boże, przecież to nadal dziecko. Co on ze sobą robił?
- Na początku ludzie go lubili. Pomieszkiwał tu i tam. Stracił mamę i ludziom było go szkoda.
- Nie zdążył w takim wieku pokochać własnej matki? I czemu ludzie przestali go lubić?
- Przykro mi, Louis. Muszę już iść. - uśmiechnął się i odszedł od barku, przy którym rozmawialiśmy.
Miałem ochotę nakrzyczeć na matkę Harry'ego po tym co usłyszałem. To nie było w porządku do cholery jasnej! Rozumiem, że mogło być jej ciężko, w końcu Harry nie był, a właściwie nie jest do końca normalny, ale to nie powód, aby porzucić pięcioletnie dziecko! I czemu jej nie pokochał? Przecież to jego mama i musiał coś do niej czuć, więc czemu światło nie zniknęło? Ta wyspa coraz bardziej mnie dziwi, a Harry ciekawił. Chciałem dowiedzieć się wszystkiego o tej całej sytuacji i zobaczyć co było nie tak z tym dzieciakiem.
CZYTASZ
E.R.O.D.A
FanfictionCzasami siedzi nam głęboko w głowie uczucie pożądania wolności, którego nie możemy się pozbyć. Chcemy wyrwać się i na chwilę zniknąć, przestać czuć, myśleć. Na świecie jest jedno takie miejsce gdzie to wszystko jest możliwe, jednak nie wszystko tam...