Rozdział 1

190 19 6
                                    

Siedziałam w pierwszej ławce, bo przecież, gdyby pani Johanson nie przesadziła mnie to nie byłaby sobą. Rozwiązywałam właśnie zadania matematyczne. W między czasie patrzyłam jeszcze z pogardą, jak ta suka rozwiązuje je na tablicy. Była chujową nauczycielką, bo nigdy nam niczego porządnie nie tłumaczyła. Ale to również mam w dupie bo matematykę umiem, a poza tym moja mama wylewa ogrom pieniędzy na korepetycje czy tam lekcje dodatkowe. Ja nie widzę żadnej różnicy pomiędzy tymi słowami, więc interpretujecie to jak chcecie.

A tak naprawdę to czekałam, aż skończą się te lekcje i będę mogła spokojnie wrócić do domu  myśląc, że tak naprawdę jestem dobrym człowiekiem.

Pierdolenie.

— Melissa! — Ocho, już się przypierdala.

— Co?

— Nie co, tylko słucham.

Nie mów słucham, bo cię wyrucham.

— Słucham?

— Dlaczego nie zapisujesz zadań, które rozwiązałam na tablicy?

— Jakby pani dobrze rozwiązywała to bym robiła, a tak to po co mam przepisywać złe? — Odpysknęłam.

1:0 głupia szmato.

— Jak możesz tak mówić?! Do dyrektora natychmiast!

A chciałam ją tylko podenerwować. Przecież zadania już zrobiłam.

No i kończy się jak zawsze. Środa, godzina 8:33 spacerek do dyrektora na pogaduchy. Tak szczerze to kompletnie jej nie rozumiem. Tu się przypierdala, że nie rozwiązuje zadań, nic się nie nauczę, a wysyła mnie do dyrektora. Przecież przez spacerki nic się nie nauczę. A chuj tam. Głupich nie zrozumiesz.

Wyszłam przed budynek szkoły, bo przecież do dyrektora nie zamierzałam iść i leniwie czekałam na rozpoczęcie się wf'u, a dokładnie dwóch. O ironio. Znowu się spocę. Zaśmiałam się po raz kolejny z sytuacji, która miała miejsce jak kiedyś wpadłam na genialny pomysł napisania sobie zwolnienia w imieniu mamy. Teraz, gdy myślę o wf'ie to odrazu mam wspomnienia z tego momentu w głowie.

Zwalniam moją córkę z lekcji wf'u z powodu bo córka się spoci.

No nie przyjęła tego. Mogłam nie pisać tego kiedy byłam zjarana. Teraz jak na to patrzę to faktycznie chujowo jest napisane. Może by mi to przyjęła gdyby nie fakt, że gdy się podpisałam to już w ogóle widać iż ja to pisałam.

Pozdrawiam, córka Josselin Welsh - Melissa.

Widocznie nie jest taka tępa. A szkoda. Bynajmniej nie jest bardziej tępa ode mnie. Albo mi się zdaje.

Kiedy wyciągałam leniwie papierosa z mojej zniszczonej już torebki, od razu go odpalając, zadzwonił dzwonek.

— Kurwa — Powiedziałam głośno.

Wywaliłam szluga do kosza i muszę przyznać, że jestem z tego powodu dumna bo przecież mogłam wywalić go na trawę. Niestety i to mi nic nie da. I tak skończę w piekle.

Ruszyłam w stronę szatni, aby się przebrać. Dziewczyny, z którymi chodzę do klasy jak zwykle darły japy jakby spotkała nas jakaś Apokalipsa. Tym czasem śliniły się do zdjęcia chłopaka na Instagramowym profilu Calvin'a Klein'a. Na chuj się tak cieszą? Przecież ani nie będą razem, ani nie wylądują z nim w łóżku. Totalny nonsens.

Nie zwracając na nie większej uwagi przełożyłam przez głowę swoją bordową zwykłą bluzę zamieniając ją na białą dłuższą koszulkę. To samo zrobiłam ze spodniami. Zmieniłam moje czarne dżinsy na dresy z białymi cienkimi paseczkami. Włożyłam z powrotem swoje czarne trampki i wiążąc włosy w wysokiego kucyka ruszyłam przed siebie na sale gimnastyczną czekając na męczarnie w postaci rozciągania.

360 Stopni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz