Rozdział 6

55 13 2
                                    

Po raz kolejny tego tygodnia wstaje niechętnie z łóżka z myślą, że muszę przeżyć jedynie dwa dni w szkole, które dzielą mnie do wyczekiwanego weekendu.

Standardowo poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wyszczotkowałam zęby i wróciłam znowu do pokoju. Wybrałam kolejny komplet nowych ubrań, który składał się ze zwykłych czarnych dżinsów, różowej, długiej bluzy z kapturem z jakimiś nic nie znaczącymi napisami i również czarnej kurtki dżinsowej. Usiadłam przy toaletce, żeby użyć jakiś kosmetyków do twarzy, która nie ukrywajmy, nie była wcale idealna. Mimo wieku, trądzik często dawał o sobie znać i, żeby temu zapobiegać musiałam używać wielu różnych kremów. Zakryłam niedoskonałości korektorem i pozwoliłam sobie dzisiaj na nałożenie cienkiej warstwy podkładu. Zdecydowanie moją zaletą były duże oczy, podkreślone dosyć grubymi i długimi rzęsami. Przejechałam po nich tuszem i ostatnią rzeczą, która będzie dopełniała mój lekki makijaż jest oczywiście pomadka do ust. Muszę przyznać, że naprawdę ten nowy kolor mi podpasował i ciągle do szkoły to właśnie nią podkreślam usta. Nie wierzę , że to mówię, ale chyba muszę sobie kupić taką jeszcze jedną. Oczywiście, kiedy ta mi się skończy. Fizycznie gotowa, żeby wyjść do ludzi, wrzuciłam książki potrzebne na dziś, odłożyłam torbę na łóżko i skierowałam się do wyjścia z pokoju.

Wyszłam ze swojego pokoju i poszłam do kuchni, żeby coś zjeść przed szkołą. Nie wiem dlaczego tak mam, ale jeśli nie zjem w domu śniadania i pójdę do szkoły na pusty żołądek, zawsze się źle czuję.

Kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia zobaczyłam rodziców, którzy siedzieli przy stole i pijąc kawę ochoczo o czymś rozmawiali, czemu towarzyszył do tego głośny śmiech.

— Cześć. — Przywitałam się z rodzicami, którzy automatycznie na mnie spojrzeli.

— Dzień dobry. — Posłał w moją stronę uśmiech tata.

— Cześć skarbie. Dobrze wyglądasz. — Zawsze mi to powtarzała nawet wtedy, kiedy ona miała ubrania najnowszej kolekcji drogich marek, a ja stare ubrania. Dziwnie się czuję w tak drogich ciuchach i jeszcze oboje mnie komplementują, czego nie lubię.

Odkąd pamiętam komplementy mi przeszkadzały, nie dlatego, że się peszę tylko dlatego, że myślę iż ludzie robią to z grzeczności, a nie dlatego, że tak uważają.

— Dziękuję, ty również, ale to się nie zmieniło. — Odpowiedziałam mamie grzecznie na co posłała mi ogromny uśmiech. Miała na sobie jakiś wyjebany w kosmos szary, przylegający do ciała kombinezon.

— A ja? — Oburzył się tata. — Mnie nikt nie pochwali, jak ładnie się ubrałem. — Zaśmiałam się cicho i sięgnęłam do lodówki po waniliowy jogurt.

— Tato. Wyglądasz oszałamiająco. — Powiedziałam ze śmiechem, ale tata nie pozostawał mamie dłużny i tak samo jak ona, szeroko się uśmiechnął. — Wariaci. —Powiedziałam pod nosem, tak aby mnie nie słyszeli i dosiałam się do nich, zajadając się naprawdę dobrym jogurtem.

— Melis, masz dzisiaj spotkanie u Abigail. —Wywróciłam oczami.

Ja pierdole.

— Z całym szacunkiem, ale tato przypominam ci, że w tym roku piszę egzaminy i muszę się bardzo dużo uczyć, żeby dostać się na dobre studia. No niestety przez to nie mam w ogóle czasu na rzeczy poza szkolne. A gadanie Abigail jest naprawdę zbędne.

— Nie denerwuj się, przecież wiesz, że chcemy ci jedynie pomóc. Nie atakujemy cię. A pani Porce jest naprawdę dobrą specjalistką i ona wie jak ci pomóc.

— Dobra, nie ważne.

W spokoju dokończyłam moje śniadanie. W między czasie obudziła się Leslie, więc mama poszła, aby przygotować ją do przedszkola.

360 Stopni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz