Rozdział 3.1 - Cameron

2.5K 191 15
                                    

Po kilku dłużących się dniach, w końcu znalazłam ogłoszenie o pracy, której mogłam się podjąć. W lokalnej gazecie o jakże dumnej nazwie, jaką była New Britain Daily, poszukiwano nowej osoby, która zostałaby reporterem.

Pamiętałam ich jeszcze z czasów, gdy jako rodowita mieszkanka tamtego małego miasteczka o jakże różnorodnym pochodzeniu etnicznym mieszkańców, przeglądałam dział z prasą podczas zakupów w markecie.

— Ale szajs — mówiłam wtedy z pogardą, a potem wybierałam sobie z półki ciekawsze lektury.

Życie bywało naprawdę zabawne i złośliwe w tym samym czasie.

Tamtego dnia o poranku stałam przed nieco obskurnym budynkiem, na który łypałam z niechęcią, a pulsujący ból głowy dosłownie rozsadzał mi czaszkę. Dzień wcześniej uraczyłam się kilkoma puszkami jakichś tanich drinków, naiwnie licząc, że dzięki nim dałoby się zapomnieć o całym tym ciągu porażek, jakim od kilku miesięcy było moje życie.

Marzenie ściętej głowy.

Mój oddech w ekspresowym tempie zamieniał się w białą parę, a nos dosłownie zamarzał, przypominając bardziej sopel lodu, niż część ciała. W końcu zmusiłam swoje ciało do ruchu i złapałam za klamkę, odkrywając z obrzydzeniem, że była oblepiona jakąś mazią, która przylepiła się do mojej czarnej rękawiczki.

Zaklęłam pod nosem i zdjęłam je z siebie, a potem rzuciłam prosto do pobliskiego kosza.

— Ale szajs — powtórzyłam z goryczą swoje słowa sprzed lat.

A potem otworzyłam drzwi kopniakiem, wpadając jak burza do małego biura, mającego zamienić się w moją przystań na co najmniej kilka miesięcy.

Wnętrze z pewnością prezentowało się o wiele lepiej niż elewacja budynku. W środku znajdował się podłużny kontuar, który prawdopodobnie stanowił prowizoryczną recepcję, gdzie siedział młody mężczyzna z lekką nadwagą i burzą brązowych włosów, jedzący pączka.

Przy niektórych biurkach siedzieli ludzie, a gdzieniegdzie były drzwi, które prawdopodobnie prowadziły do gabinetów. Nim ktoś w końcu mnie zaczepił, zdążyłam też zauważyć schody, które prawdopodobnie prowadziły aż na drugie piętro.

— Dzieńdoberek ślicznotko — palnął pulchny facet, patrząc na mnie z nieco obleśnym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. — Witamy W New Britain Daily. W czym mogę pomóc?

Odchrząknęłam, nagle czując, że moja pewność siebie przeżywała kolejny kryzys.

— Cameron Chambert na rozmowę o pracę — wydukałam cicho.

Oczywiście, że wszystkie głowy podniosły się do góry, rzucając mi zaciekawione spojrzenia.

Oczywiście, że wiedzieli.

— Zapraszam do gabinetu siódmego na pierwszym piętrze. — Niedbałym gestem wskazał na schody, nieco ukryte z tylu pomieszczenia. — Może gdzieś wyskoczymy, jak już skończysz?

Błysnął zębami, uśmiechając się głupkowato, jakbym co najmniej dała mu ku temu powód. Jego oblepione lukrem usta przyprawiały mnie o odruch wymiotny, ale nie dałam tego po sobie poznać.

— Jak dla ciebie — stwierdziłam cukierkowym głosem, nachylając się niżej nad kontuarem. — Jestem zajęta. — Przeszłam w grobowy ton, czym go zaskoczyłam.

Zaśmiałam się w duchu, widząc, jak skutecznie starłam kpinę z jego wesołkowatej gęby.

Nie, żeby sobie nie zasłużył.

Kiedy dotarłam po skrzypiących schodach na górę, zobaczyłam, że imię i nazwisko naczelnika wywieszono na staromodnej tabliczce, przyklejonej taśmą do matowego szkła. Raczej nie budziło to respektu, ale szanowałam fakt, że gazeta przynajmniej próbowała dosięgnąć profesjonalizmu.

Nie wszystko stracone [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz