Po kilku dłużących się dniach, w końcu znalazłam ogłoszenie o pracy, której mogłam się podjąć. W lokalnej gazecie o jakże dumnej nazwie, jaką była New Britain Daily, poszukiwano nowej osoby, która zostałaby reporterem.
Pamiętałam ich jeszcze z czasów, gdy jako rodowita mieszkanka tamtego małego miasteczka o jakże różnorodnym pochodzeniu etnicznym mieszkańców, przeglądałam dział z prasą podczas zakupów w markecie.
— Ale szajs — mówiłam wtedy z pogardą, a potem wybierałam sobie z półki ciekawsze lektury.
Życie bywało naprawdę zabawne i złośliwe w tym samym czasie.
Tamtego dnia o poranku stałam przed nieco obskurnym budynkiem, na który łypałam z niechęcią, a pulsujący ból głowy dosłownie rozsadzał mi czaszkę. Dzień wcześniej uraczyłam się kilkoma puszkami jakichś tanich drinków, naiwnie licząc, że dzięki nim dałoby się zapomnieć o całym tym ciągu porażek, jakim od kilku miesięcy było moje życie.
Marzenie ściętej głowy.
Mój oddech w ekspresowym tempie zamieniał się w białą parę, a nos dosłownie zamarzał, przypominając bardziej sopel lodu, niż część ciała. W końcu zmusiłam swoje ciało do ruchu i złapałam za klamkę, odkrywając z obrzydzeniem, że była oblepiona jakąś mazią, która przylepiła się do mojej czarnej rękawiczki.
Zaklęłam pod nosem i zdjęłam je z siebie, a potem rzuciłam prosto do pobliskiego kosza.
— Ale szajs — powtórzyłam z goryczą swoje słowa sprzed lat.
A potem otworzyłam drzwi kopniakiem, wpadając jak burza do małego biura, mającego zamienić się w moją przystań na co najmniej kilka miesięcy.
Wnętrze z pewnością prezentowało się o wiele lepiej niż elewacja budynku. W środku znajdował się podłużny kontuar, który prawdopodobnie stanowił prowizoryczną recepcję, gdzie siedział młody mężczyzna z lekką nadwagą i burzą brązowych włosów, jedzący pączka.
Przy niektórych biurkach siedzieli ludzie, a gdzieniegdzie były drzwi, które prawdopodobnie prowadziły do gabinetów. Nim ktoś w końcu mnie zaczepił, zdążyłam też zauważyć schody, które prawdopodobnie prowadziły aż na drugie piętro.
— Dzieńdoberek ślicznotko — palnął pulchny facet, patrząc na mnie z nieco obleśnym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. — Witamy W New Britain Daily. W czym mogę pomóc?
Odchrząknęłam, nagle czując, że moja pewność siebie przeżywała kolejny kryzys.
— Cameron Chambert na rozmowę o pracę — wydukałam cicho.
Oczywiście, że wszystkie głowy podniosły się do góry, rzucając mi zaciekawione spojrzenia.
Oczywiście, że wiedzieli.
— Zapraszam do gabinetu siódmego na pierwszym piętrze. — Niedbałym gestem wskazał na schody, nieco ukryte z tylu pomieszczenia. — Może gdzieś wyskoczymy, jak już skończysz?
Błysnął zębami, uśmiechając się głupkowato, jakbym co najmniej dała mu ku temu powód. Jego oblepione lukrem usta przyprawiały mnie o odruch wymiotny, ale nie dałam tego po sobie poznać.
— Jak dla ciebie — stwierdziłam cukierkowym głosem, nachylając się niżej nad kontuarem. — Jestem zajęta. — Przeszłam w grobowy ton, czym go zaskoczyłam.
Zaśmiałam się w duchu, widząc, jak skutecznie starłam kpinę z jego wesołkowatej gęby.
Nie, żeby sobie nie zasłużył.
Kiedy dotarłam po skrzypiących schodach na górę, zobaczyłam, że imię i nazwisko naczelnika wywieszono na staromodnej tabliczce, przyklejonej taśmą do matowego szkła. Raczej nie budziło to respektu, ale szanowałam fakt, że gazeta przynajmniej próbowała dosięgnąć profesjonalizmu.
CZYTASZ
Nie wszystko stracone [ZAKOŃCZONA]
RomanceCameron Chambert, niegdyś wschodząca gwiazda wśród reporterów, dostaje od życia wyjątkowo bolesną nauczkę. Przypadkowo dotyka czułego punktu naczelnika, co przypłaca nie tylko posadą, ale i wszystkim, na co tak zawzięcie pracowała. Zdecydowanie wie...