5 - "Powrót"

1.1K 78 11
                                    


Powrót do akademika stał się realny z samego ranka. Dostałam wtedy wiadomość od opiekuna, że najwyższy czas wracać. Nie mógł trzymać mnie w nieskończoność, w Missisipi. W Końcu, brał za mnie odpowiedzialność.

Lot miał odbyć się po południu. Po śniadaniu zebrałam się w mgnieniu oka, by jeszcze porozmawiać z kanibalem.

- Co z tobą? – Odparł Jeon, gdy już zbyt często odlatywałam myślami. Jego ton był bardziej wyluzowany. – Może i nie jestem lekarzem, ale moi dawni znajomi mówili mi, że potrafię pomóc – pochwalił się. – Wykorzystam swoją kolej na pytanie... Co się stało? – Posłał lisi uśmieszek. Pałał dociekliwością, nie empatią.

- Jestem po prostu zmęczona – poprawiłam akta, bo o mały włos nie spadły mi z kolan.

Kanibal splótł ręce na klatce, rozłożywszy nogi. Westchnął ciężko.

- Słyszałem twoją rozmowę z Klausem. Jutro już mnie zoostawisz... - Specjalnie przedłużył „o", by udać ironiczną rozpacz. – Nie jesteś taka głupia jak inne psy z FBI... Może i dlatego, że szczeniaki przeważnie nie są tak zepsute. Ich skorupka dopiero nasiąka egoizmem, poczuciem wyższości i nieograniczonej siły...

Nie kłamałam mówiąc, że jestem zmęczona. Jednakże, wraz z wyczerpaniem szło lekkie zawiedzenie powrotem. Mój opiekun na początku dawał mi nadzieję, że dostanę więcej czasu, a teraz tak nagle zmienia zdanie. To było frustrujące. Przez rozkojarzenie po nieciekawym poranku, nie spostrzegłam nawet, że Jeon śmiał zadać mi kolejne pytanie.

- Gdzie jest ten twój uniwersytet? Czy jak to tam... Zwąą. – Skulił się, by jak najbardziej zbliżyć twarz do szyby. – Nie powiesz mi? Ach. Cimcinatti? Ohio? Arkansas?

Wywróciłam oczyma, czekając tylko aż odda mi moją kolejkę. Na dodatkowe pytanie nie miałam już obowiązku odpowiadać.

- Już wiem. – Rzekł szorstko. – Ohio.

Utrzymywałam hardy wyraz twarzy mimo, że zgadł. Pierdolony zgadł. Jakim cudem? Nie chciałam mu dać do zrozumienia jakimkolwiek gestem zdziwienia, że jakimś cudem to ze mnie wyczytał.

- Gdy wymieniłem „Ohio" twój wzrok powędrował z moich oczu na ziemię. Teraz już wrócił, by zdać pozory, że się mylę. – Stwierdził na jednym wdechu. – Piękny stan... Piękni ludzie... Może i ze zbyt otłuszczonym mięsem, ale to w końcu Ameryka, nie?

- Jeon, nie baw się w detektywa.

- A cóż innego mógłbym robić? Siedzę tu od kilku lat i patrzę w sufit... -Wymownie na niego spojrzał. – Jak zapewne wiesz, bo zarywałaś noce nad moimi aktami, spędziłem w Ohio sporo czasu przed zamknięciem. Zapewne też wiesz, dlaczego.

Przez ciemne oczy chłopaka przeszedł błysk. Błysk ostry jak brzytwa. Brakowało tylko huku nadchodzącej burzy.

Zamilkłam na dłuższą chwilę, gdy stwierdził, że wiem dlaczego. Znowu miał rację. Jego powód pobytu w Ohio teoretycznie miał oprzeć się na zwykłej zmianie otoczenia po opuszczeniu domu rodzinnego. Po wyprowadzce z Korei za młodu, jego rodzina wyemigrowała do Nevady. Później on, po skończeniu jednej z wysokolotnych szkół zamieszkał na swoim dość daleko od „rodzinnego" miasta. Tak tylko sądziła policja, lecz nawet nikt nigdy nie widział jego rodziców. Nie wierzyłam w tą „teorię". Wydawało mi się, że ktoś uzupełnił lukę w aktach tą żałosną opowiastką.

Za zwykła zmianą otoczenia, czy też usamodzielnieniu się, pociągnęła się inna historia. Mamy pewność, że Jeon podobno mordował w Nevadzie, jak i przy pojedynczych wizytach w Korei – wychodząc totalnie na czysto. Aczkolwiek to w Ohio, został złapany. Tam znajdowała się jedyna osoba, której nie zdążył zjeść. Ostatnia, niedoszła ofiara.

- Bardzo dobrze wiem – wzruszyłam ramionami. – Pewnie nienawidzisz tego miejsca... Właśnie tam, twój triumf się zakończył.

- Nie lubię pałać nienawiścią do tworów, które nawet nie potrafią się odezwać. Pretensje, można mieć tylko do ludzi, Amre.

- Zanim całkowicie odsuną mnie od twojej sprawy, czyli zakończę te dziwne „szkolenie". Będę mieć okazję porozmawiać z twoim nemezis, którego nie zdążyłeś pożreć. Może powinnam coś wiedzieć na jego temat?

Gguk odchylił głowę do tyłu i westchnął ociężale.

- Nie. – Wypalił krótko, skupiwszy wzrok na kamerze przy suficie między celami, czyli niewiele za mną. – Smutno mi, że nie będę mógł poznać cię bliżej, bo już wiem naprawdę wiele. Wystarczy, że tu siedzisz, zabawne nie? – Parsknął wymownie. Było to dość przerażające. – Inspektor Amre... Jeszcze cię odwiedzę.

Zmarszczyłam brwi. Brzmiał trochę tak, jakby mówił na serio i trochę tak, jakby kpił ze mnie. Chociaż jemu, bliżej do kpiny niż przywiązania.

- Mam rozumieć, że odwiedzisz mnie, jak stąd wyjdziesz?

Pomińmy już fakt, iż w jego przypadku legalne opuszczenie więzienia było jedynie marzeniem, cholernie złudną nadzieją.

Jeongguk nie pisnął już ani słowem.


KANIBAL || Jeon JeonggukWhere stories live. Discover now