-Donghyuck...?
Mark otworzył szerzej oczy. Tego się akurat nie spodziewał. Ale czy kogoś to dziwi? W końcu chłopak nie zdążył dowiedzieć się o tym, kim Donghyuck tak naprawdę jest. Dalej był przekonany, że to tylko zwykły śmiertelnik, a tacy przed śmiercią nie są w stanie zobaczyć piekła na własne oczy.
Sam Donghyuck jednak nie skupił się na zdziwieniu Marka. Szum w uszach i co raz bardziej narastający gniew skutecznie przeszkadzały mu na skupieniu się na czymkolwiek innym, niż na unicestwieniu każdego, kto miał odwagę tknąć jego znajomego.
Taeyong oczywiście wyczuł to. Korzystając z okazji braku "świadków", użył swoich mocy, by znaleźć się za Lucasem, który już od dłuższego czasu obserwował nieznajomych z podejrzanym wyrazem twarzy. Teraz jednak wdał się w walkę z aniołem, który już dłużej nie przypominał reszty piekielnych istot.
Tak samo jak z resztą Donghyuck, który pierwsze co zrobił, to podbiegł do Marka, i przykucnął przy nim. Musiał się naprawdę wysilić, żeby nie zacząć płakać.
—Mark, o Boże... Już dobrze, jestem tu. Zabiorę Cię ze sobą, dobrze? Poczekaj chwilę.
Młodszy chciał pomóc Markowi się podnieść, jednak ten ledwo co mógł się poruszać. Każdy mocniejszy dotyk ze strony drugiego był dla niego ogromnym bólem, jednak w końcu mu się udało. Donghyuck przeniósł go trochę dalej, by przypadkiem nie poniósł kolejnych obrażeń ze strony któregoś z aniołów, gdy Ci zajmą się wrogami.
—Poczekaj tutaj. Wrócę do Ciebie, obiecuję.
Mark nieznacznie kiwnął głową, po czym Hyuck szybko znalazł się przy Taeyongu, który dalej starał się pokonać Lucasa.
Donghyuck nie mógł pozbyć się uczucia nienawiści i obrzydzenia, gdy patrzył na tego szczególnego demona. Wraz z przypływem emocji, znów poczuł, jak z każdą sekundą przybywa do niego siła.
Z jego rąk wystrzeliło oślepiające, białe światło, które skierowane było w stronę Yukheia. Po zderzeniu się z atakiem, szybko odleciał do tyłu, czując ból przeszywający całe jego ciało. Nie spodziewał się czegoś aż tak silnego.
—Kim ty niby jesteś, żeby mnie atakować?
Przez to, jaki hałas wytworzyła cała trójka, automatycznie zleciały się do nich inne demony. Robiło się co raz niebezpieczniej, ale Donghyuck nawet nie przyjmował do siebie, że mogłoby im się nie udać. Taeyong jednak, wręcz przeciwnie.
—Hyuck, uciekamy.
—Co? Teraz? Nie ma takiej opcji.
—Weźmiemy ze sobą Marka, ale nie możemy tu dłużej zostać.
Taeyong widząc, jak w ich stronę leci kolejny atak, szybko uciszył Donghyucka, wyraźnie chcącego powiedzieć coś jeszcze, i znajdując Marka, siedzącego wcale nie tak daleko od nich, szybko utworzył portal.
—Hyuck, nie, żebym w Ciebie wątpił, ale jeśli się nie pośpieszysz, nie wiem, czy dożyjemy jutra!
Nie musiał dodawać nic więcej, ponieważ wcześniej wspomnianemu udało się "przyciągnąć" Marka do najstarszego, po czym przekraczając jasnoniebieski okrąg, szybko znaleźli się na Ziemii.
Donghyuck trochę się zdziwił, gdy zamiast twardego gruntu poczuł pod sobą swój miękki dywan. Chwilę później okazało się jednak, że Taeyong przeniósł ich do pokoju młodszego.
Wstali z podłogi, po czym Donghyuck powoli ułożył Marka na swoim łóżku. Już chciał iść po apteczkę, żeby opatrzyć mu rany, ale przypomniał sobie o jednej, ważnej rzeczy.
CZYTASZ
𝐝𝐞𝐯𝐢𝐥𝐬 𝐝𝐨𝐧'𝐭 𝐟𝐥𝐲ᵐᵃʳᵏʰʸᵘᶜᵏ
Fanfiction❝-𝐭𝐡𝐞𝐲 𝐬𝐚𝐲 𝐢𝐭'𝐬 𝐧𝐨𝐭 𝐭𝐡𝐞 𝐚𝐧𝐬𝐰𝐞𝐫 𝐛𝐮𝐭 𝐢 𝐜𝐚𝐧'𝐭 𝐜𝐚𝐫𝐫𝐲 𝐨𝐧 '𝐜𝐚𝐮𝐬𝐞 𝐢 𝐠𝐨𝐭 𝐧𝐨𝐰𝐡𝐞𝐫𝐞, 𝐧𝐨 𝐨𝐧𝐞, 𝐰𝐢𝐭𝐡𝐨𝐮𝐭 𝐲𝐨𝐮 𝐛𝐨𝐲 𝐢'𝐦 𝐝𝐨𝐧𝐞 𝐚𝐧𝐝 𝐰𝐡𝐞𝐧 𝐢'𝐦 𝐠𝐨𝐧𝐞, 𝐫𝐞𝐦𝐞𝐦𝐛𝐞𝐫 𝐲𝐨𝐮'𝐫𝐞 𝐭𝐡...