I. Poznań

1.9K 96 90
                                    

31 sierpnia 1939 r; Poznań

Upały doskwierały wszystkim mieszkańcom Rzeczypospolitej. Poznań zawsze zdawał się być pięknym i uroczym miejscem do zdobywania własnych doświadczeń. Dlatego też Haseferowie wysłali tutaj na nauki Emilię, która kształcić się miała na przyszłego inżynieria chemii, zważając na zainteresowanie dziewczyny chemią. Chociaż Emilia bardziej wykazywała chęć podjęcia służby, na każdym kroku Szymon dbał o to, by dziewczę zdobyło wpierw wyższe wykształcenie, a wtedy będzie mogła realizować się w służbie, na którą starał się ją niejako nakierować. Czasami Szymon zastanawiał się, czy słuszną decyzją była obietnica służby wojskowej. Niemile widziano tam kobiety, raczej zarezerwowano ten zawód dla mężczyzn. Uważano, iż przedstawicielki płci pięknej nie nadają się do strzelania z pistoletu, jazdy konnej, czy nawet czyszczenia luf. 

Emilia jednak postanowiła nie odpuścić, tak więc wyjechała razem z Szymonem do Poznania, gdzie czekała na nią szkoła, która mogła dać jej naprawdę duże możliwość. To dzięki niej mogła wyrwać się z szydeł przeszłości i dać pewny krok w stronę przyszłości. Prawo stanowiło dla niej ścieżkę życiową, która skierować ją mogła w najlepszym kierunku. Teraz, będąc w Poznaniu, mogła oderwać się od wszystkich przeciwności losu, jakie ją spotkały. W końcu życie pozwoliło zapomnieć o nieszczęśliwej miłości, oderwać się od życia w ciągłym kłamstwie, a tym samym dano jej nową, czystą kartkę, którą mogła zapełnić na nowo tutaj.

Szymon zaś długo zastanawiał się nad decyzją kontynuacji nauki dziewczyny. Nie przypuszczał, że z własnej woli zechce dalej w to brnąć. Chciał dla niej jak najlepiej, choć nie wahał się przyznać, iż bardziej widziałby ją gdzieś indziej niż po prawie albo w wojsku. Hasefer nigdy nie był jakimś wybujałym mężczyzną, który popierał zbytnio tego, aby kobietom w jakikolwiek sposób dać dojść do władzy. Według niego one jeszcze bardziej mieszały w całej tej polityce. Tak to przynajmniej był spokój i ład, kiedy to mężczyźni pluli sobie na twarz, sprzeczając się tym samym o to, kogo poglądy są lepsze. Kobiety nie pasowały mu do tego obrazu. Wydawały się być nazbyt delikatne i wrażliwe na takie sceny. On sam jako typowy osobnik płci męskiej nie potrzebował wiele, zazwyczaj siedział cicho, palił cygaro i patrzył na tych durni, co na siebie wzajemnie krzyczą, zabierał głos wtedy, kiedy go o to poproszono, bądź jeśli coś mu już naprawdę nie pasowało. Teraz, kiedy to kobietom dano prawo głosu i wejścia do rządu od nowa robił się nieład jak wcześniej – typowi Polacy, najpierw chcą wolności, a kiedy już ją mają to kłócą się i mało wojny domowej nie rozpętają. Szymon przyzwyczaił się już do takich humorków, nic co prawda go nie zaskakiwało. Siedemnaście lat małżeństwa wystarczająco znieczuliło go na wszelakie krzyki i hałasy. Dlatego też był niezwykle spokojny i opanowany w stosunku do Emilii, sam w jej wieku zachowywał się jak głupek i nie był wcale lepszy. Choć jak to mawiał – wojna i Legiony nauczyły go życia, tym samym stawiając do pionu. Dlatego przy wychowaniu siostrzenicy stawiał na to, by nie popełniać błędów własnej młodości. Pouczał ją wtedy, kiedy zachowywała się nieodpowiednio, krzyczał, gdy nie mogła mówić normalnym tonem do niego, upominał przy każdej okazji, jaka mu się natrafiła. Starał doprowadzić się do perfekcji każdą sytuację, którą on we własnej przeszłości zepsuł i wyciągnął z niej wniosek. Postanowił, że dziewczyna pójdzie do wojska w innym mieście. Kraków nie był na to odpowiednim miejscem, zwłaszcza jeśli trafiłaby do jego jednostki. Posądzono by ją, iż jest tu tylko ze względu na wuja i nazwisko, baba nie nadaje się do wojska, więc wcisnęli ją do pierwszej lepszej grupy, a taka marna dziewczyna nawet się nie odnajdzie w towarzystwie przebrzydłych i brutalnych żołnierzy – Szymon w duchu wiedział, że mieli rację. Miasto Kraka nie było dla niej najlepszym wyborem, na pewno posiadając nazwisko Hasefer mogła zrezygnować z marzeń o Uniwersytecie Jagiellońskim. To byłby strzał w kolano dla nich obojga.

Droga do Poznania należała do tych bardziej przyjemnych i krótkich. Marudzenie Szymona jednakowoż psuło całą frajdę z podróży, co chwila coś mu nie pasowało – a to pociąg za wolno jedzie, las zakrywa mu niebo, zwierząt nie ma na polanach, ani przy paśnikach, ludzie nie wychodzą z domów, a pola miejscami zabierają mu widok na dolną partię kniei. Nadszedł jednak szybko czas wybawienia, a mianowicie wjazd na peron. Tablica z napisem ,,Poznań" ucieszyła wszystkich przybywających tutaj. Na twarzach owej dwójki pojawił się szeroki uśmiech – u Emilii dlatego, że w końcu nadszedł kres żałobnych wywodów wuja, a u Szymon miał powód do tego, by jak najszybciej wrócić do Krakowa, najlepiej jeszcze dziś. On miał tylko dziewczynie pomóc przy papierach do wojska i uczelni, na tym kończyła się jego robota. Z jedynie dobrej woli przyjechał pomóc dziewczynie, wiedząc, iż sama się tu prędko nie odnajdzie, a jego doświadczenie i wewnętrzny spokój mogą zdziałać cuda.

– Długo jeszcze? – zapytała z wyraźnym znudzeniem Haseferóna.

– Nie, jesteśmy już stosunkowo blisko Poznania. – odpowiedział jej mężczyzna, który obecnie zaintrygowany był panoramą pobliskich borów.

***

Poznań zawsze wydawał się pięknym miastem oraz taki był. Emilia nie ukrywała, że była nim zafascynowana i pragnęła poznać każdy jego zakątek. Uwielbiała poznawać nowe miejsca, wydawały się jej takie magiczne, intrygujące, a co za tym idzie równie piękne. Liczyła również na to, iż pozna tu kogoś wyjątkowego, kto odmieni jej życie, bądź pozwoli jej przez nie przejść. Była pełna nadziei, że teraz uda jej się nareszcie odmienić swój los, który i tak już okropnie zniszczony, skazany na jedno. Dzisiaj pięknemu miastu towarzyszyła równie piękna pogoda. Temperatura wystarczająco już zniechęcała, upały to najgorsza rzecz, jaka może istnieć. Tak więc czekając na wieczór Emilia wyruszyła do niewielkiej kawalerki, w której miała zamieszkać. Miała nadzieję, że to miejsce zastanie jako ostoję chłodu, obejmującego ją w swoje ramiona przy tak horrendalnych upałach. Miała to szczęście, że lokum okazało się być bardzo przytulne i na jej szczęście chłodne.

– No to będziesz miała tu jak w kostnicy, moja droga – zaśmiał się pod nosem Szymon, sam powoli marzł w ręce przy takim nagłym skoku temperatury – przy takich skokach temperatur to ja nie wiem, czy ty tego października w ogóle dożyjesz.

Emilia tylko szturchnęła wuja, który zaśmiał się symbolicznie. Lubił czasami dopiec, powiedzieć jakiś suchy żart, czy rzucić sarkazmem. To zawsze rozluźniało atmosferę, nawet wtedy, kiedy była ona napięta.

– Nie przesadzaj, wujek, tak źle chyba nie jest.

Oboje cieszyli się z tego, że najgorsze już za nimi. Mianowicie składanie papierów już było załatwione, zostały już jedynie testy sprawnościowe we wrześniu, które decydować miały, czy aby na pewno Haseferówna się tam dostanie. Mundur zawsze był wyjściem awaryjnym dla niej, najgorsze w tym momencie stało się jednak to, że gdziekolwiek się nie dostanie, tam będzie od niej wymagane więcej niż ją stać. Musiała psychicznie się przygotować na to, że oba wybory wiążą ze sobą dużą presję w stosunku do niej.

Teraz gra toczyła się o najwyższą stawkę – albo odważy się zaryzykować i wybrać jedną z tych trudnych ścieżek życiowych, które nauczą ją jak żyć, albo może spisać w tym momencie już siebie na straty. 

Napełnij mnie wolnością [Wolno Pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz