1936 r; Kraków
Słońce, jak zawsze pełne ciepła i radosne, wpadło do pokoju mimo zasłoniętych jasno pomarańczowych zasłon, które wisiały na drewnianych, ozdobionych złotem karniszach. Łóżko zaskrzypiało, a z niego wstała dziewczyna o długich, blond włosach i ciemnoniebieskich oczach, które przypominały wodę oceanu w porę pół mroku. Mimo braku jakichkolwiek chęci do życia wstała i ubrała się. Naukę kontynuowała pod okiem wujka Szymona - szwagra swojej matki, dawnego legionisty. Nie chciała wracać do Lublina, kojarzącego jej się ze śmiercią, a Maziarnia jak to biblijne piekło, zaś Kraków również nie był najlepszym miejscem na zapomnienie, dalej sercem i duszą odfruwała na wileńską Rossę. Jednak wieś pod miastem Kraka przynosiła ukojenie i zapomnienie o tym, czego pamiętać nie chciała. Codziennie wybierała się na Mszę Świętą, która w parafialnym kościele odbywała się rankiem w niedzielę. Zagorzale po śmierci babki zaczęła się modlić. Cały rok chodziła ubrana na czarno, tak też i dzisiaj, a że wuj chciał kontynuować naukę, której ojciec nie dokończył, choć bardzo tego chciał. Na pewno pragnął, by perfekcyjnie jeździła na koniu, strzelała i wymachiwała szabelką z hartowanej stali. Zegar, który wisiał w kuchni wybił godzinę ósmą. Jako iż ona do szkoły wcześniej nie uczęszczała, a nauczycieli opłacała jej matka. Zawsze była dokładnie przygotowana, języki opanowane miała na poziomie co najmniej uczelni wyższych, tylko ta nieszczęsna matematyka, to ona wszystko psuła.
Na niewielkim kuchennym stole czekało już jedzenie. Siadła i chwyciła za pokarm, który zniknął z talerza szybciej, niż się na nim znalazł. Obok zaś stała szklanka z mlekiem. Nie wiedziała do końca czy patrzeć się na to, czy zwyczajnie je wypić, zrobiła jednak to drugie. Nie mogła napajać się przecież cały czas widokiem mleka, które czekało na skonsumowanie go. Jak postanowiła, tak zrobiła. Chwyciła za szklankę, przechyliła ją i po paru sekundach w kubku nie było nic. Zza rogu wyszła niższa, sięgająca do jej przedramienia brunetka o oczach zielonych jak trawa, a twarzy pięknej jak jej idolka - Pola Negri. Zaspana weszła do pomieszczenia, miała godzinę na dotarcie do szkoły. Ubrana w białą koszulę, czarną spódnicę i tego samego koloru marynarkę, na nogach miała pantofle w kolorze węgla, a ponadto ze spiętymi z tyłu włosami. Siadła na miejscu i czym prędzej zajadała posiłek, chwilę po tym zaczęła swoje poranne gdybanie na temat błahostek.
– Kto jest twoją inspiracją, Milcia?
– Nie Milcia, tylko Emilcia.– Nienawidziła tego przezwiska, było jak dla niej zbyt dziwne.
– Ja wolę Milcia. Kto jest twoją inspiracją?
– Zaczynając od Kazimierza Wielkiego, Jadwigi Andegaweńskiej, Sobieskim, Kościuszce... Mam wymieniać dalej?
– Nie lubię ich, są nudni.
– Tak jak ta twoja Apolonia Chałupiec, przepraszam Pola Negri.
– Dziewczynki, błagam was! Nie kłóćcie się chociaż jeden dzień! – krzyknęła kobieta o blond włosach do ramion, spiętymi po bokach. Była wyraźnie znudzona tymi niepotrzebnymi wymianami słów, które zachodziły.
– Bo Lala zawsze zaczyna od tych swoich dennych pogaduszek.
– Dla ciebie Ludwika Hasefer.
– Kuź.... – ugryzła się w język, póki jeszcze takie słowa starała się opanować. – Znalazła się święta kolejna. Za młoda jesteś na bycie świętą, ty masz dopiero czternaście lat. Boże, widzisz i nie grzmisz.
– Boga w to nie mieszaj.
– Oj cicho, ty lepiej idź do tej szkoły, masz piętnaście minut. Wujaszek już chyba tam czeka na ciebie w tym aucie z pół godziny.
CZYTASZ
Napełnij mnie wolnością [Wolno Pisane]
Historical Fiction~ My nie błagamy o wolność, my o nią walczymy ~ To nam chcą zabrać młodość i definiować naszą przyszłość pod własne dyktando. Nam kazano stać na szubienicach i wyczekiwać wyroku, który miał skrócić żywot nasz. Wy spłoniecie w piekle, a my tego d...