III. Chociaż do Warszawy długą mamy drogę...

1.2K 70 98
                                    

3 września 1939 r; 

Noc wydawała się coraz zimniejsza, a niebo zachmurzone. Nawet księżyc był nie w humorze, nie pragnął im oświecać drogi. Leśne dróżki były z tych mniej lubianych w niektórych gustach ułańskich. Napotykane leśne zwierzęta gdzieś w głębi boru należały do niebezpieczniejszych, często płoszyły konie, a te wyrywały się i wierzgały niemiłosiernie, zatrzymując tym samym cały konwój. Takie warunki, a przede wszystkim tempo nie sprzyjało dalekim wędrówkom, tem bardziej, kiedy w grę wchodziła walka o ludzkie życie. Oddział, mimo że liczył niewielu żołnierzy, zdawał się przede wszystkim skuteczny. Przecież liczy się głównie jakość, nie ilość, prawda? Armia Poznań miała to do siebie, że dosponowała niezbyt imponującą liczbę żołnierzy, dlatego mile widziani byli nawet ci, którzy zaciągali się - wymagane jedynie były umiejętności strzeleckie, i w przypadku ułanów, jeździeckie. Nie można by powiedzieć, że nie ma zapotrzebowania na personel medyczny, tu potrzebna była każda para rąk. I Emilia właśnie takim wyrzutkiem, który zaciągnął się, stała. Kimś, kto jest uważany za tego, co to do wojska nie przyjęli, idąc za tym, została tylko taka możliwość poboru. Cóż też się dziwić, kiedy do szeregów wybierano tych najlepszych spośród kandydatów, a kobieta miała w tamtym momencie marne szanse na przystąpienie do mundurowych, nawet jako sanitariuszka. Więc jako zwykły szeregowiec, z określeniem, iż na czas wojny, jechała gęsiego kłosem przed siebie.

Przemierzyć drogę z Poznania do Warszawy w dwa dni jest rzeczą wręcz niemożliwą, zwłaszcza przy tym, iż dostęp do stolicy był wręcz zablokowany, bo ta otoczona niemiecką forsą z każdej możliwej strony, zdawała się niemożliwa do zdobycia. Jedzenia było już coraz to mniej, nawet szyszki smakowały równie dobrze przy braku pożywienia, a wody jak kot napłakał, kiedy w pobliżu nie było strumyka. Te nieludzkie warunki stawały się jedną z całej ponurej rzeczywistości polskiego ułana. Tego dnia okropnie hulał wiatr, a mgła utrudniała widoczność na drodze. Przy marnym, cienkim mundurze wojskowym szło porządnie zmarznąć. Polany wydawały się dosyć odległe, zważając również na to, że droga prowadziła raczej po obrzeżach boru. Brak miejsca na ognisko i dostępu do jakiegokolwiek źródła ciepła zdawały się czasami przerażające przy przymrozkach, chociaż te wrześniowe nie przytłaczały, więc dało się je znieść.

Powoli zbliżali się już do końca kniei, nadchodził ten czas, kiedy to na spokojnie można odstąpić na chwilę rumaka, rozprostować nogi i znowu poczuć się wolnym... Dokładnie tak, jak wtedy przed tym trefnym wrześniem. Myśli czasami bywają zgubne, nie szło nad nimi zapanować, potrafiły przenieść człowieka do lat, kiedy to wszystko wydawało się beztroskie, inne, radosne, kolorowe, świat malował się tyloma kolorami, godzina dwudziesta wydawała się już nocą i ostateczną godziną spania, zaś największą rozrywką została gra w chowanego po lesie. Wszyscy świadomi byli, iż te czasy nigdy już jednak nie powrócą. Cóż, pora najwyższa, aby w końcu się z tym pogodzić. Pola malowały się żytem rozmaitem. Niewielki lasek pośród nich zdawał się maleńką, czarną kropką. Dziewczyna liczyła już, że w końcu będzie mogła odpocząć, a co za tym idzie, chociaż na chwilę zmrużyć oczy, by odpłynąć w objęcia Morfeusza.

Dojeżdżali do skupiska drzew, a bardziej niewielkiej przestrzeni porośniętej głównie gęstymi krzewami z paroma szczapami. Porośla jednak zaczęły się tajemniczo ruszać. Myślała, że to ze zmęczenia, zresztą oczy same jej się już zamykały od przeszło parunastu godzin. Za takie zjawisko winiła swój organizm oraz inne czynniki wewnętrzne. Coraz to bliżej podjeżdżając, ożywione krzaczki nie wydawały się wytworem wyobraźni, a rzeczywistością. Dziewczyna mocniej ścisnęła w ręce wodze z zamiarem wycofania się z drogi, tem bardziej, że tam mogli być Niemcy. Z doświadczenia domyślała się, że zapodział się tam pijaczyna lokalny, szukający zwyczajnie noclegu. Sylwetek było nieco więcej niż jedna, zbierała się ich tam spora grupka. Czyżby czarny scenariusz właśnie się spełniał?

Napełnij mnie wolnością [Wolno Pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz