Uwagi: Napisane w ramach prezentu na Mikołajki. Komedia, potrzebuję polskiego słowa na "cringe".
* * *
Alfred Jones uważał, że z zasady ma dobre pomysły. Nawet gdy reszta świata kręciła głowami na jego idee, Stany Zjednoczone Ameryki żył w przekonaniu, że albo nie rozumieją skomplikowanego planu, który zrodził się w jego głowie, albo po prostu nie mają racji.
(Zazwyczaj to drugie.)
Z zasady uważał też, że nie trzeba wiele myśleć przed wcieleniem rzeczonych pomysłów w życiu. To podejście wynikało z kilku powodów, po pierwsze – Alfred nie lubił marnować czasu; był człowiekiem czynu, a wątpliwości uważał za największą zmorę starszych państw, które nieraz sto lat nie potrafiły podjąć sensownej decyzji. Po drugie, najczęściej nudził się na tyle, by nie kwestionować przygody, która z jego pomysłu może się zrodzić.
I tak właśnie utknął w oknie Anglii.
No dobrze. Może utknął nie było najlepszym ujęciem problemu. Alfred za nic nie przyznałby się, że może gdzieś utknąć. Zresztą wyrwanie okna z zawiasami nie stanowiło dla niego problemu, ale zepsułoby cały zamysł włamywania się do domu Arthura.
(Rzeczonym oknem, naturalnie.)
Musiał znaleźć sposób, by przemknąć się nie robiąc hałasu. Nie po to trudził się z odłączeniem alarmu, by teraz dać się złapać z tak idiotycznego powodu jak cholerne, angielskie okno. Poza tym to nie była jego wina, że te diabelstwa były takie ciasne, stare i skrzypiące. Skąd miał wiedzieć, że Arthur zamiast pójść z duchem czasu i wymienić okna na nowoczesne, woli żyć w wiktoriańskim chłodzie drewnianych okiennic, z których płatami schodziła łuszcząca się, biała farba, pamiętająca zapewne jeszcze te niechlubne czasy, gdy w XIX wieku Anglia zapuścił wąsy.
(To był krótki okres, który skończył się po szczycie w Tangerze, gdy Ameryka na widok rzeczonego wąsa wybuchnął śmiechem. Wprawdzie wtedy Anglia nie skomentował tego niczym ponad „spierdalaj, Ameryko", ale parę dni później wąs tajemniczo zniknął.)
Naprawdę wierzył w Arthura, w to, że byłe imperium jednak umie wyruszyć na spotkanie przyszłości w tak prostych kwestiach. W końcu miał telewizor, używał smartfona, nauczył się wyłączać capslock (nie doszedł wprawdzie jeszcze do używania emotek, ale Ameryka wierzył, że czasem go do tego zmu..., to znaczy, przekona). Więc czemu nie okna? Czemu nie cholerne okna? Bo to była ich wina, na pewno nie tego, że Ameryka ostatnio trochę podjadł. Święto Dziękczynienia zrobiło swoje. Placki z dyni same się nie zjedzą, a poza tym wypuścili nowe, specjalne frappuchino w Starbucksie, którego sam widok podbijał cholesterol.
Drewniana ławeczka, na której opierał się Ameryka zaskrzypiała niepokojąco. Alfred zaklął pod nosem, na moment zapominając o mało wygodnej pozie, w jakiej się znalazł – jego dolna połowa znajdowała się na zewnątrz, w angielskim chłodzie i zacinającym deszczu, balansując nogami na drewnianej ławce, którą Alfred podciągnął pod dom, by wspiąć się pod najniższe okna. Jego górna połowa wystawała przez okno i zwisała smętnie w angielskim salonie. A może to była biblioteczka? Gabinet? Alfred nie wiedział. Było ciemno, a głęboką noc tylko nieznacznie rozpraszały barwne światełka, którymi udekorowano fronty domów i okolicznie, dziko rosnące iglaki. Nie mógł także poświecić komórką i rozejrzeć się, ponieważ ta została w dolnej połowie.
Mówiąc w skrócie: był w potrzasku.
Ławeczka zatrzeszczała ponownie i Alfred przełknął ślinę. Jasne, wyglądała bardziej dekoracyjnie niż użytkowo, ale skąd miał wiedzieć, że ktoś tak praktyczny jak Arthur będzie trzymał rozlatującą się ławkę na własnym ogrodzie? Przecież te deski nie powinny mieć problemu z utrzymaniem jego ciężaru, więc dlaczego...
CZYTASZ
Kuferek UsUka
FanfictionKuferek na wszystkie usuki jakie w życiu napisałam. Piszę raczej krótko, więc nie ma co się rozdrabniać. Wydanie zbiorcze ma swój urok. Komedie, angsty, AU, Cardverse, historia. Wszystko. Przed każdym opowiadaniem zaznaczę, w co tym razem pakuje się...