"Linia"

480 34 22
                                    

Operacja trwa czternastą godzinę. Z tego co mówił lekarz, już powinni kończyć, jednak nikt jeszcze nie wyszedł. Alice starała się być dobrej myśli, oddychać i nie stawiać na najgorszą opcję. Byli z nią jej przyjaciele. Mimo, iż zaraz po przyjęciu wiadomości o operacji, musieli wrócić do remizy, aby oddać wozy i karetkę, wrócili do szpitala. Cały czas byli z Alice. 

- Ile to jeszcze potrwa? - zdenerwowana wstała, miała już dosyć czekania, za długo trzymała emocje na wodzy.

- Hej. Spokojnie. - Severide podszedł do niej. Wiedział jak się czuje, bo sam czuł to samo. Poza tym czuł jeszcze ogromną winę.

Podczas akcji chciał wejść do budynku z Caseym, który nie chciał tego robić. Ogień był zbyt duży, a prawdopodobieństwo zawalenia się stropu było prawie stuprocentowej. Jednak Kelly chciał tam wejść, czuł że w środku są jeszcze ludzie. I kiedy tak drążył temat, w oknie pojawiła się postać młodej kobiety. Wtedy obaj ruszyli do akcji. Szybko postawili drabinę pod okno i razem na nią weszli. Dziewczyna chciała się schować przed płomieniami i wróciła wgłąb pokoju. Matt musiał wejść po nią do środka, potem nastąpił wybuch. Kelly ledwo wisiał na drabinie, do ziemi było jakieś dziesięć metrów, wiec starał się nie spaść. Gdy udało mu się wdrapać i bezpiecznie ułożyć, zaczął nawoływać przyjaciela. Nie otrzymał odpowiedzi. Wskoczył więc przez okno do środka. Usłyszał wycie alarmu i po kilku sekundach znalazł Matta pod stertą zawalonych regałów. Dziewczyna też tam była. Na drabinie czekał już Capp, który zabrał poszkodowaną, a Severide wyciągną nieprzytomnego Caseya. Dziewczyna nie przeżyła. Miała zbyt wiele obrażeń wewnętrznych, a Matt wylądował na stole operacyjnym. Kapitan nie mógł sobie wybaczyć, że to  jego przyjaciel wszedł pierwszy.

- Kelly jeśli on... - nie dokończyła, rozpłakała się zasłaniając twarz dłońmi.

- Będzie dobrze. Matt to twardy facet, da radę. - te słowa były wielkim oparciem dla Alice.

Minęła kolejna godzina nim przyszedł lekarz. Tym razem wyszedł do nich doktor Rhodes.

- Pacjent jest stabilny, chociaż zatrzymał nam się na stole dwa razy. - wyznał chłodno, dopiero po chwili zauważył ciężarna dziewczynę, która otwarła oczy z przerażenia - Teraz jej już dobrze. - sprostował - Usunęliśmy krwiak, stary uraz nie zagraża jego życiu.

- Co z pamięcią? - zapytał Boden.

- Tego dowiemy się, gdy się obudzi. Zazwyczaj takie operacje robimy na pacjencie, który jest przytomny, ale tutaj nie było takiej możliwości. Musimy mieć nadzieję, że wszystko poszło dobrze. - Boden podziękował lekarzowi. Alice wcale nie ułożyło. Dopiero, gdy Matt otworzy oczy, będzie miała pewność, że jest z nim dobrze. Nie ważne czy ją pozna.

- Słuchajcie. - skierowała się do przyjaciół - Jedzcie do domów. Matt śpi, a na pewno będzie was chciał zobaczyć wypoczętych.

- Ty też powinnaś...

- Nie. W nocy i tak nie zasnę, a tutaj chociaż mogę czuwać. - Nie podobało się to nikomu, Alice postanowiła zostać. Nie miała by co robić w domu, chodziła by tylko bez celu od ściany do ściany, czekając na telefon. Tu była blisko ukochanego, a tego potrzebowała.

Siedziała na korytarzu, do czasu, aż nie przywieźli Caseya do sali. Był podłączony do maszyny, która oddychała za niego. Ten widok sprawił jej ogromny ból. Lekarz pozwolił jej wejść do sali i posiedzieć przez chwilę przy nim.

- Alice? - Do pokoju wszedł doktor Will Halstead  - Co ty... - zauważył ją na korytarzu, nie miał pojęcia o wypadku Matta. - O mój Boże. Co z nim? - wszeptał łapiąc za kartę. Miał dzisiaj podwójny dyżur.  - Wyniki są dobre. - zerknął na roztrzęsioną dziewczynę - Nie martw się.

- Wszyscy mi to mówią. - bąknęła bez sił.

- Może powinnaś posłuchać. Na pewno powinnaś też odpocząć. - powiedział, w jej stanie taki stres nie był czymś, czego potrzebowała - Wiem, że pewnie nie chcesz jechać do domu. Ale może dam ci jedno z łóżek obok. Trochę się zdrzemniesz, a jak wszystko pójdzie dobrze jutro obudzisz się i Matt też. - uśmiechnął się do niej ciepło. Lubił dziewczynę i cicho żałował, że wybrała Matta, zamiast jego brata.

Była mu wdzięczna za to. Padała z nóg, a i maleństwo chciało odpocząć. Od jakiegoś czasu czuła straszny ból, jednak starała się to ignorować. Kiedy już leżała w łóżku próbując zasnąć, myślała tylko o tym, co będzie dalej.Wydawało jej się, że Casey jest nieśmiertelny. A przecież jego praca, którą do niedawna i ona wykonywała to jak rosyjska ruletka. Nie mogła przestać myśleć o tym, że to nie jedyna taka akcja w jej życiu i życiu ich dziecka. Kiedyś może być tak, że nie wyjdzie cały z opresji.

Była tak zmęczona, że szybko zasnęła. Nic nawet jej się nie śniło, do momentu, aż usłyszała pikanie dziwnego alarmu. Otworzyła oczy myśląc, że to sen. Wstała powoli, widząc jak za zamkniętymi drzwiami biegają ludzie. Otworzyła je i usłyszała ten sygnał. Wszyscy wybierali do sali obok. Nie dotarło do niej co się dzieje, dopóki nie zobaczyła wnętrza sali. Dwóch lekarzy, po obu stronach łóżka, pielęgniarki biegające w te i wewte i jeden monitor, na który patrzyli wszyscy. Na nim dwie poziome kreski, przebiegające w prawo z mała przerwą. I ten pisk! Pisk niebijącego serca.

Leżał na łóżku z rurką w gardle, pielęgniarka pompowała tlen, co jakiś czas przestawała. Wtedy przez ciało strażaka przechodził prąd, podskakiwał jak szmaciana lalka. To wyglądało jak tortura, a było ratowaniem jego życia, które za chwilę miało się skończyć.

Jej oddech przyspieszył. Tak jak jego serce nie biło, tak jej biło za nich oboje. Jej ciśnienie przekroczyło wtedy wszystkie normy, a nogi powoli zaczynały się trząść, jakby ziemia zadrżała. Złapała się jedna ręka za blat recepcji, a drugą zatkała usta, aby nie krzyknąć. Patrzyła tylko tępo na monitor, mrugając od czasu do czasu, pozwalając tym samym łzą płynąć po policzkach. Poczuła ogromny ból. Nie tylko w sercu, ale przede wszystkim w brzuchu. Jakby rozrywało ją od środka to, że on nie oddycha.

Doktorzy Halstead i Manning przechodzili korytarzem, widząc jak ich koledzy robią co mogą, by ratować pacjenta, po chwili dopiero zauważyli Alice. Siedziała w kałuży krwi na podłodze szpitalnej. Płacząc ze strachu, bólu i rozpaczy. Dobiegło do niej Natalie, badając powierzchownie, starała się uzyskać jakąś odpowiedz, ale nie trafiały do niej żadne słowa.

Walka o oboje trwała w dwóch sąsiadujących salach. Kiedy lekarzom udało się ustabilizować Matta, Alice walczyła ze sobą, aby nie urodzić jeszcze dziecka. To było za wcześnie, trzy miesiące za wcześnie. Doktor Manning jednak nie miała wątpliwości, że tego nie da się już powstrzymać i na świat musi przyjść wcześniak. 


Gotowe!

:) 

Dziękuję :) 

Chicago Fire - Exchange Girl - Part 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz