Kałuża krwi znajdująca się na ziemi i kobieta leżąca nieruchomo, widać było jak uchodziły z niej resztki życia. Haechanowi momentalnie oczy zaszły łzami, czuł się jakby znalazł się w najgorszym koszmarze. Przez łzy zobaczył wysokiego mężczyznę, który zbliżał się do niego, był cały we krwi. Donghyuck domyślił się, że to on zabił kobietę, a teraz będzie pora na niego.
- J-ja nikomu nic nie powiem! Proszę nie rób mi nic!- Zaczął krzyczeć, nadal stojąc w miejscu przez paraliż strachu.
- Możemy się dogadać.
- Jak dogadać..?- Zapytał ledwo slyszalnie, pamiętając, by zachowac ciszę.
- Zamknij się, a nic ci nie zrobię. - Nieznajomy złapał go mocno za brodę pokazując przy tym, że ma zdecydowaną przewagę nad Haechanem. Hyuck ledwo co powstrzymywał się by nie zwrócić swojej kolacji, ponieważ facet dotykał go zakrwawioną dłonią.
- Zapomnisz o tym co się wydarzyło i nie piśniesz ani słówka swojemu tatusiowi, jasne? Bardzo dobrze wiem gdzie mieszkasz i dowiem się jeśli komuś powiesz. - Zabrał swoją dłoń i rękawem swojej czarnej bluzy wytarł brodę chłopca.
Przez myśl Chana przeszło to, że zrobił to dlatego bo po prostu nie chciał by był brudny, ale po chwili dotarło do niego, że byłoby podejrzane gdyby szedł dalej umazany w czerwonej cieczy.
- Tak... Nie powiem.- Powie. Od razu po jego słowach wiedział, że powie, nie chciał ryzykować swojego życia, przez jakiegoś kolesia.
- Czeka cię to samo jeśli nie zachowasz tego dla siebie. - Spojrzał na zwłoki kobiety, która powoli zaczynała wyglądać znajomo. Wciąż jednak nie wiedział skąd ją kojarzył.
- Za to jeśli nie powiesz obydwoje o sobie magicznie zapomnimy i będziesz bezpieczny. - Poprawił maseczkę, która delikatnie zmieniła swoje miejsce.
- Dobrze, nie powiem.- Westchnął cicho.
- Idź już stąd Lee. - Warknął i spojrzał na niego. Chan odczekał kilka sekund a następnie szybko się odwrócił i zaczął biec w strone swojego domu.
Szybko wyminął sąsiada, natychmiastowo wbiegając do mieszkania i od razu wybrał w telefonie numer do swojego ojca.
- Halo? Tato? Oh Boże, przyjedź do mnie szybko proszę.
Jego tata nie pytał, o co chodzi, od razu w telefonie usłyszał jak bierze kluczyki i idzie do auta, zawsze mógł na niego liczyć.
- Powiedz o co chodzi, mam przyjechać do ciebie do domu? - Zaczął zmartwionym jak i zdenerwowanym głosem.
- Tak, przyjedź samochodem mamy, proszę. Opowiem Ci wszystko jak przyjedziesz.- Łkał.
- Będę za kilka minut, postaraj się uspokoić Hyuckie. Muszę kończyć, ale jak coś to jeszcze dzwoń. Kocham cię.
- Ja Ciebie też kocham...- Chłopak rozłączył się. Od razu pod tym gdy odłożył telefon usłyszał ten sam głos co w ciemnej uliczce.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno. Mieliśmy układ, a ty go zerwałeś.
Lee odwrócił się sprawnie i zaczął odkluczać drzwi, co teraz trwało wiecznie. O wiele silniejszy od niego mężczyzna pociągnął go do siebie łapiąc mocno w talii. Drugą dłonią do ust i nosa przyłożył mu szmatkę nasączoną jakąś nieznaną mu cieczą, po kilku sekundach Haechan leżał bezwładnie w ramionach nieznajomego.
Chłopak obudził się w wyjątkowo miłym otoczeniu. Leżał na łóżku, chociaż tym razem do jego oczu nie dobijało się światło słoneczne, bo okna były przy samym suficie. Usiadł na materacu lecz szybko poczuł, że jego lewy nadgarstek jest przywiązany do jakiejś rury. Nieznajomy wszedł od razu do pomieszczenia jakby siedział pod drzwiami i tylko czekał aż Hyuck się obudzi.
- Nic cię nie boli? - Nie oczekiwał odpowiedzi. Gdy Haechan spał ponacinał mu nadgarstki tak samo jak brzuch. Nie chciał go jeszcze zabić, chciał sprawić mu tylko delikatny ból.
- Słucham..?- Widocznie substancja była za silna dla niego, bo ani nie wiedział co się dzieje, ani nie czuł bólu.
- Czemu dzwoniłeś do ojca?
- Tata miał mnie obronić...- Pociągnął nosem.
- Nie zrobił tego i nie miałby przed czym jeśli byś się mnie słuchał. Wiedziałem od początku, że nie mogę ci zaufać. Jesteś taki sam jak on.
- Zamordowałeś kobietę.
- Nie tylko ją, a ty możesz być następny w kolejce. - Położył delikatnie dłoń na głowie chłopaka tylko po to by po chwili pociągnąć kosmyki jego włosów.
- Aż tak ci się marzyło by zostać porwanym i zamordowanym?
Chan zaczął cicho płakać.
- Daj mi spokój... Ja nic nie zrobiłem!
- Zrobiłeś. Przestań płakać i bądź już cicho, nie chcesz mnie bardziej denerwować.
- Chcę stąd wyjść, proszę.- Popatrzył na swojego oprawce smutnymi oczętami.
- Jasne i może jeszcze podam ci adres to ojciec po ciebie przyjedzie?
Haechan zaczął cicho płakać, skulając się i kładąc czoło na swoich kolanach. Mężczyzna stał nad nim niewiedząc co zrobić. Położył dłoń na ramieniu Donghyucka i pogłaskał je delikatnie.
- Uspokój się, spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy, po prostu pobawię się trochę z twoim ojcem. Nic tobie ani mu się nie stanie.
- A-ale Ty mi mówiłeś, że mnie zabijesz...
- Bo jeszcze się zastanawiam, ale chyba wolę się pobawić na początku. On cię poszuka i jak uda mu się ciebie znaleźć to cię oddam, ale tylko pod warunkiem, że nic mu nie powiesz o mnie. Jeśli będziesz miał zamiar powiedzieć to się o tym dowiem i zabije na jego oczach.
- Skąd ty w ogóle wiesz kim ja jestem? Spotkałem cię wtedy przypadkiem.- Wytarł swoje załzawione policzki dłonią.
- Znam twojego ojca, wiem wszystko o nim i jego rodzinie, a ty jesteś jego synem, który był łatwym celem.
- Przecież przechodziłem tamtędy przypadkiem.
- Zawsze chodzisz tamtą drogą do domu.
- I co mam tu teraz robić?
- Nic. Jesteś głodny? - Nieznajomy zapytał przyjaznym tonem głosu przy tym poprawiając sobie włosy.
Haechan nie odezwał się, poprawił sie tylko na łóżku nawet nie patrząc na mężczyznę.
- Wezmę to za nie. - Mruknął pod nosem i wyszedł z pomieszczenia, zamykając je na klucz.
Lee spojrzał na swoje nadgarstki a nastepnie na brzuch. Był załamany, ponownie zaczął płakać. Już od dawna mial kompleksy na temat swojego ciała, a teraz stały się one jeszcze gorsze.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
A: Kolejny miał być na 12 gwiazdek, ale macie wcześniej bo po prostu mamy dużo rozdziałów.