𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓞𝓷𝓮

764 27 15
                                    

(Dzień uwolnienia Polski)

Perspektywa 3 osoby

Niemcy siedział przy biurku, ucząc się , gdy nagle usłyszał bardzo głośny huk. Zerwał się na równe nogi, po czym powoli ruszył w stronę drzwi.
-Deutschland! Kommt sofort runter! (Niemcy! Zejdź na dół natychmiast!)
Niemcy po usłyszeniu tych słów, natychmiastowo przyśpieszył, otworzył drzwi, po czym zbiegł po schodach i skierował się w kierunku miejsca, w którym znajdował się jego ojciec.
-Ja vater? (Tak ojcze?)- zapytał się Niemcy.
-Zostajesz w domu sam, iż ja muszę się udać na spotkanie służbowe1.-powiedział stanowczym tonem III Rzesza. Po zakończeniu zdania na jego twarz wkradł się jego rozpoznawalny, przerażający. Małego Niemca przeszły ciarki po plecach po jego ujrzeniu. I właśnie dlatego się nie uśmiechał. Bo się, że jego uśmiech będzie wyglądać tak jak jego.
-Dobrze.-odpowiedział Niemcy.
-Tylko ani mi się warz wyjść z domu, bo gorzko tego pożałujesz.-warknął Rzesza.
-Gut (Dobrze)-odpowiedział lekko zestresowany Niemcy.

Ale dlaczego był tak zestresowany? Dlatego, że dziś planował sprawdzić, dlaczego jego ojciec tak często chodzi do opuszczonego domu, nieopodal jego i ojca miejsca zamieszkania. Po usłyszeniu tych słów ojca zawahał się nad wykonaniem swego zamiaru, lecz zawał sobie sprawę z tego, że może znajdować się tam ktoś, kto potrzebuje pomocy, co było jedynym powodem, dlaczego jeszcze nie zrezygnował ze swojego zamiaru.

-A co ty tu jeszcze robisz?! Do swojego pokoju! Shnella! (Szybko!)-wywrzeszczał Rzesza.
-Ich gehe, Vater... (Już idę ojcze...)-wymamrotał pod nosem Niemcy.

Po dotarciu powrotem do swojego pokoju,
Niemcy położył się na łóżku i skulił. Pozwolił swoim łzom spływać po policzkach.

Nie mam nikogo... Jestem sam... Bez wsparcia, bez znajomych...-myślał.

Samotność go dobijała. Nie posiadał on ani jednej osoby do zwierzenia się. Niemcy miał dopiero 13 lat, a jeszcze nigdy nie zrozumiał sensu życia. Nie wiedział on co to znaczy kochać, iż nigdy nie zaznał tego uczucia, było ono mu obce.

Po około 20/40 minutach Niemcy usłyszał odgłos zatrzaskujących się drzwi i przekręcania klucza w zamku. Wstał z łóżka i skierował się ku oknu. Nie było ono zbyt wysoko, więc odczekał 15 minut i przez nie wyskoczył.

-Ała...-szepnął. Upadł on na nie zbyt wygodną pozycję. Szybko wstał ziemi i ruszył ku swojemu celu.
Starał poruszać się jak najszybciej, lecz jednocześnie ostrożnie. W każdym momencie może się bowiem okazać, że w jego pobliżu jest ojciec, dziadek lub wujek.
Po jakiś dwudziestu, bądź piętnastu minutach Niemcy znajdował się już prezes celem jego ucieczki. Niepewnym krokiem zbliżył swą rękę ku lekko zardzewiałej klamce. Początkowo lekko się zawahał, lecz wiedział, że teraz jest już za późna na odwrót. Ostatecznie szarpnął klamką, żeby móc otworzyć drzwi. Na jego szczęście były one otwarte. Popchnął drzwi do przodu, po czym wszedł do opuszczonego budynku.
W środku nie było zbyt estetycznie. W całym budynku panował pół mrok. Niemcy szedł cicho wzdłuż korytarzy, po drodze sprawdzając, czy w innych pokojach nią ma czasem nikogo. Aż nagle usłyszał czyjeś szlochanie. Natychmiast ruszył w stronę źródła odgłosów. Wszedł on do małego pokoju, do którego drzwi były lekko uchylone. Gdy wszedł oniemiał. Co prawda podejrzewał, że Rzesza może kogoś tu przetrzymywać, ale nie spodziewał się, że akurat niego, drobnego Polskę. Tak, Niemcy wiedział kim ob był. Zbliżył się ku niemu, lecz Polak się odsunął od niego. Był od „przypięty" do łańcucha, który była przyśrubowany do ściany. Ręce miał związane liną styłu. Nie wyglądał on najlepiej. Miał podarte, zakrwawione ubrania, na twarzy, rękach i nogach miał dużo krwi, blizn, przecięć i siniaków. Oczy chłopaka były popuchnięte od płaczu, oraz pod grążone prawdopodobnie od niedospania. Gdy Polska na niego spojrzał, to Niemcy zauważył, że był on bardzo wystraszony.

𝓦𝓱𝓪𝓽 𝓭𝓸𝓮𝓼 𝓲𝓽 𝓶𝓮𝓪𝓷 𝓽𝓸 "𝓵𝓸𝓿𝓮"? ||𝓖𝓮𝓻𝓟𝓸𝓵 ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz