𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝓱𝓻𝓮𝓮

519 18 9
                                    



Dni mijały przepełnione samotnością i uczuciem niepokoju oraz bycia obserwowanym. Nie sprawiało to jednak wielkiej różnicy, a można nawet rzec, że przez te czternaście lat nic się nie zmieniło. No prawie nic, nie licząc rzeczy oczywistych, których nie będę nawet wspominać. Jednak pewien dzień wyjątkowo przeraził Niemcy, nie spodziewał się on czegoś takiego.

***

Polska zainteresowany od pewnego okresu czasu zachowaniem i losami Niemiec z jednej strony pragnął się do niego zbliżyć, czuł on bowiem, że powinien to zrobić, że jest on mu potrzebny, lecz wstydził się, a nawet bał to zrobić, i właśnie dlatego dotychczas tego nie dokonał. Jednakże przez pewien sen, ukazujący  umierającego Niemcy w szpitalu, postanowił jak najszybciej się do niego udać. Wierzył on w prawdziwość owego snu, przez co obawiał się, że zostało mu mało czasu na dokonanie tego, czego tak się bał zrobić.

***

Teraźniejszość

Panował pochmurny niedzielny dzień. Niebieskie niebo zasłonię chmurami oraz unoszącym się w powietrzu zapachem wilgoci świadczyły o nadchodzącym deszczu, a może nawet ulewie. Pogoda ta mogła nie jedną osobę wprawić w zły nastrój. Wielu ludzi, jak i kraji zapewne musiało zrezygnować ze swoich wcześniejszych planów, które miały się odbyć właśnie na świeżym powietrzu. Ale znalazły się również osoby, którym owa pogoda nic w planach nie zmieniła, a właśnie jedną z tych osób był Niemcy.

Od jakiegoś czasu jego zdrowie, z niewiadomego mu powodu zaczęło się pogarszać. Przyszło mu nawet raz do głowy, że może u niego rozwijać się jakaś poważna choroba, ale tą myśl zignorował. Lecz nie zdawał sobie sprawy, że szybkie udanie się z tym do lekarza uratowałoby mu życie. On niestety tego nie zrobił. Objawy były następujące: duszności, bóle w klatce piersiowej, odpluwanie wydzieliny, krwioplucie, gorączka, chrypka, zaburzenia połykania oraz kaszel- większości ludzi/kraji, wraz z nim zdawało się, że jest to zwykły tzw. „kaszel palacza", lecz nim niestety nie był.
Jak już zapewne się spodziewasz, to tak ta choroba jest bardzo poważna, a nawet śmiertelna...

***

Niemcy siedział na fotelu w salonie, czytając książkę pt.: „Sturm und Drang". („Burza i napór"). W pewnym momencie poczuł na swoim karku oraz z tyłu głowy dziwny chłód, na którego uczucie przeszły go ciarki. Lekko się zestresował na to uczucie. Po upływie paru sekund usłyszał za sobą znienawidzony przez siebie głos, ten którego tak bardzo się bał: „Guten Aben Deutschland, hast du vermisst?" (Dobry wieczór Niemcy, tęskniłeś?) Był to głos III Rzeszy. Niemcy odskoczył od fotela, jednocześnie rzucając za siebie książkę. Ledwo co stał, wpatrując się z niedowierzaniem w ojca. Przez towarzyszący mu wielki strach jego obecnością nie dał rady nic z siebie wydusić, ledwo co oddychał. Rzesza tylko zaśmiał się, po czym podszedł do niego ze swoim szerokim, przerażającym uśmiechem.

-A-ale...ja-jak...?-Wydusił z siebie dwudziesto cztero latek.
-Obiecałem ci, że powrócę, a ja spełniam złożone obietnice.-odpowiedział ze śmiechem Rzesza.

Niemcy zaniemówił. Nadal nie mógł uwierzyć co się właściwie stało. Nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Obraz przed jego oczami zaczął się rozmazywać, a już po zaledwie minucie stał się całkowicie czarny, zemdlał.

***

Niemcy obudził się w tym samym miejscu, w tej samej, nie znanej mu wcześniej, pozycji. Po chwilowym przeanalizowaniu wydarzeń sprzed utraty przytomności zerwał się on z miejsca, później rozglądając się po mieszkaniu, z powodu sprawdzenia, czy w owym mieszkaniu nie znajduje się, jak podejrzewał, duch jego ojca. Kiedy zdawało mu się, że go nie ma sięgnął po telefon, żeby sprawdzić godzinę, która wskazywała 3.52. Niemcy postanowił wziąć krótki prysznic, po którym zaczął zbierać się do pracy.

O godzinie 18.39 Niemcy opuścił budynek pracy, wsiadł do samochodu. Po rozpaleniu silnika, zapięciu pasów i ustawieniu biegów, nacisnął ze średnim naciskiem pedał gazu i wyruszył w kierunku sklepu spożywczego, znajdującego się niedaleko jego domu. W nim dwudziesto-cztero letni Niemcy zakupił wszystkie potrzebne mu składniki do kolacji.

Po opuszczeniu sklepu, podczas wkładania do bagażnika zakupów usłyszał za sobą czyiś głos, wypowiadający jego imię.

-Cześć Niemcy!-przywitała go osoba, której na chwilę obecną Niemcy nie dał rady rozpoznać. Jednak głos wydawał się znajomy. Tajemnicą nie było, że czuł się lekko niekomfortowo, oraz że się zdziwił, że komukolwiek chciało się do niego podchodzić, a co dopiero rozmawiać.
-Oh, Guten Tag Polen.-odpowiedział Niemcy, po odwróceniu się w stronę, jak się okazało, Polski. Był co prawda zaskoczony tym, że się on do niego odezwał, ale starał się po sobie tego nie ukazywać.
-Masz czas, żeby porozmawiać?-zapytał się go niższy kraj. A pytanie samo w sobie zaskoczyło Niemca jeszcze bardziej.
-Oh, Ja. Ale raczej nie tutaj. Jeśli chcesz, to możemy porozmawiać w moim domu...-odpowiedział  Niemiec po chwili ciszy, podczas której starał się zrozumieć i co zapytał go Polska.
-Oczywiście, że chce.-odpowiedział Polska z entuzjazmem.
-Skoro tak, to zapraszam do mojego samochodu.-odezwał się Niemcy po kolejnej chwili ciszy między nimi. Otworzył drzwi samochodu od strony pasażera, gestem ręki zapraszając Polskę do środka, po czym sam udał się na swoje miejsce, miejsce kierowcy.

Po upływie kilku minut byli oni już na miejscu. Po wejściu otwarciu drzwi od domu, Niemcy zaprosił Polskę do salonu, po czym udał się do kuchni. Odłożył na blat kuchenny zakupy, a następnie zrobił swojemu gościowi herbatę.

Po zaniesieniu już gotowego napoju do salonu i odłożeniu go na stolik, naprzeciw od telewizora, następnie siadając po drugiej stronie kanapy, na której siedział już lekko zniecierpliwiony i zdenerwowany Polska.

-Więc... o czym chciałem ze mną rozmawiać?-zaczął rozmowę Niemcy.
-O wszystkim i o niczym. Nie mam ustalonego konkretnego celu naszej konwersacji. Po prostu chciałem z Tobą porozmawiać.-odpowiedział z lekkim uśmiechem na ustach.

Naprawdę starał się go nie spłoszyć.

***

Młodszy z ich dwójki zwrócił uwagę na rozglądanie się Niemca po najbliższym otoczeniu oraz wpatrywanie się w dalsze miejsca, przez co wydawał się być dość nieobecnym. Wyglądało to jakby kogoś szukał, ale jednocześnie obawiał się, że zaraz coś ta „osoba" zrobi.

Może i ich rozmowa się nie kleiła, a osoba z zewnątrz przysłuchując się jej mogła zwyczajnie wybuchnąć niepochamowanym śmiechem, ale ich to nie obchodziło.
Bo w życiu liczą się gesty.

Jednak w pewnym momencie starszy z nich usłyszał straszny, mrożący krew w żyłach, a zarazem znajomy śmiech, który okropnie go przestraszył.

«———————————————————-»

Zmieniłam trochę jeden szczegół w tej historii, przez co musiałam trochę poprawić/zmienić ten rozdział.

Miłego dnia/nocy.

Liczba słów: 1001

𝓦𝓱𝓪𝓽 𝓭𝓸𝓮𝓼 𝓲𝓽 𝓶𝓮𝓪𝓷 𝓽𝓸 "𝓵𝓸𝓿𝓮"? ||𝓖𝓮𝓻𝓟𝓸𝓵 ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz