𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓸

559 24 7
                                    

Dzień samobójstwa III Rzeszy

Dzień był jak każdy inny. No prawie... Dziesięcioletni Niemcy wykonywał obowiązki domowe, typu sprzątane oraz gotowanie od kiedy wrócił ze szkoły. Jedyne co go w pewnym sensie martwiło, to to, że od rana nigdzie nie widział swego ojca. Z jednej strony się cieszył, ale z drugiej martwił. No bo mimo to, że Rzesza nie był zbytnio dobrym ojcem, ale i tak nim był i utrzymywał ich obojgu finansowo.
W pewnym momencie do germańskiego domu wszedł zapłakany Rosja.
Na ten widok Niemcy się jednocześnie zdziwił, jak i zmartwił. Natychmiast podszedł do niego.
-Russland was ist passiert? (Rosja, co się stało?)-zapytał się Niemcy.
-Мой отец (Moy otets) (Mój ojciec) s-się roz-rozpadł, a t-twój, o-on chcę s-się za-zastrzelić...-wytłumaczył Rosja przez łzy, później cicho łkając.
Niemcy natychmiast go przytulił.
-Alles wird gut Russland (Wszytko będzie dobrze Rosjo), ale teraz muszę iść... Zaraz przyjdę z powrotem...-powiedział Niemcy, po czym wybiegł z budynku, w kierunku najczęściej odwiedzanego dotychczas miejsca przez jego ojca. Jak się spodziewał, właśnie tam on był.
-V-vater...? (Ojcze...?)-wyszeptał Niemcy, na co Rzesza się odwrócił.
-Mach dir keine Sorgen, mein Sohn, bis bald... (Nie martw się synu, do zobaczenia wkrótce...)-powiedział Rzesza z szerokim uśmiechem, po czym odbezpieczył pistolet i pociągnął za spust, a kula trafiła mu prosto w środek czoła.
-Vater! (Ojcze!) Co to ma znaczyć...? Jak teraz będę żyć...? Wie...? (Jak...?) I-i co oznaczają te słowa...?-mówił do siebie Niemcy.
Uczucie strachu zwiększało się u niego z każdą chwilą, nie tylko ze względu na sposób, w jaki za niedługo będzie musiał prawdopodobnie żyć, ale również ze względu na słowa wypowiedziane przez Rzesze tuż przez śmiercią. Nie wiedział on teraz co począć.
Po upływie parunastu sekund, w trakcie których Niemcy stał nieruchomo przed jego zwłokami, aż nagle zerwał się wciąż przestraszony, gdy zauważył, że z ciała Rzeszy wylatuje jakiś dym, który zaczynał przekształcać się w czyjąś sylwetkę. Po zauważeniu owego zjawiska Niemcy pobiegł szybko w kierunku jego dotychczasowego „domu".
Wbiegł do niego już bardzo zdyszany.

***

Następnego dnia do domu Niemiec weszło dwojgu mężczyzn. Jeden z nich podszedł do młodego Niemca, przykucnął i powiedział: „Zawiozę cię w jedno takie miejsce, w którym teraz się tobą będziemy zajmować."-powiedział ów mężczyzna ze sztucznym entuzjazmem, po czym skierował swą rękę w stronę dziesięciolatka, później chwytając jego (Niemiec) dłoń. Zaprowadził on go do samochodu. Siedzieli oni w nim przez jakiś okres czasu, oczekują na drugiego mężczyznę, który miał przyjść do nich ze wszystkimi rzeczami osobistymi i   resztą jedzenia, pozostawionego w kuchni.

Podróż do nowego miejsca zamieszkania malca trwała dość długi czas, lecz jednak mimo zmęczenia, Niemcy nie dał rady zasnąć z dwóch powodów, a mianowicie wciąż rosnącego poczucia zdenerwowania i bycia przez kogoś lub coś obserwowanym oraz multumem pytań bez odpowiedzi.

Budynek, który był celem całego tego zachodu, był Dom Dziecka, na który Niemiec w ogóle się nie zdziwił. Zdawał on sobie bowiem sprawę z tego, do czego to wszystko prowadzi. No przynajmniej częściowo... Owy budynek z zewnątrz pokryty był farbą o kolorze brudnej bieli, a dachówki miały kolor ciemnego brązu, podchodzącego już pod czerń.

Ściany w środku budynku miały kolor identyczny, do tego, który był na zewnątrz, a drewniane panele podłogowe były wykonane z dębu, (a w sklepach nazywa się je panele podłogowe dąb cumberland). Wnętrze zaprojektowane było w stylu klasycznym. W korytarzu przy wejściu znajdowała się poczekalnia z ilością jakiś piętnastu miejsc siedzących.

Po wejściu do budynku jeden z mężczyzn, którzy przywieźli tu Niemcy zwrócił się do niego z uśmiechem i powiedział: "Oto jest twój nowy dom mój drogi. Zaraz zawołam twoją opiekunkę, która pokarze ci twój pokój, a my zaniesiemy ci tam twoje rzeczy."-oznajmił, po czym na chwilę umilkł, lecz po chwili dodał- "A tak w ogóle nazywam się Polikarp, a ty?".

-Niemcy...-odpowiedział, czując się lekko niekomfortowo.

Po około dwóch minutach Niemcy był już w swoim nowym pokoju, w którym o dziwo nie miał żadnego współlokatora, z czego się trochę cieszył. Jednak należałoby wspomnieć, że w jakimś stopniu jednak go to zasmuciło. Mam w pewnym stopniu bowiem nadzieję, że będzie jednak z kimś dzielić ten pokój.

Gdy skończył się rozpakowywać rzucił się na łóżko zmęczony już całym dniem, a szczególnie wrażeniami dotyczącymi jego samego. Po paru minutach zasnął.

***

Każdego dnia, w trakcie przebywania Niemców w ośrodku opiekunki starały się do niego dotrzeć, przeprowadzić z nim normalną, luźną rozmowę oraz nawiązać jakieś więzi emocjonalne, co jak się okazało, było nieskuteczne.

Niemcy wciąż siedział samotnie w pokoju, od czasu do czasu wykonując jakieś czynności, a podczas posiłków siedział z dala od innych dzieci. Nie chciał on nawiązywać znajomości z innymi dziećmi zarówno w ośrodku, jak i w szkole z krajami. Unikał wszystkich szerokim łukiem z niewiadomych oraz niezrozumiałych dla innych osób przyczyn.

Ale była pewna osoba, która zaczęła interesować się Niemcami, jednocześnie trzymając się z dala od niego i nie pokazując tego dla niektórych po sobie.

«———————————————————-»

To na tyle w tym rozdziale, ponieważ nie miałam więcej pomysłów na dalszą jego część, czego dowodem jest duża różnica czasowa pomiędzy tym a pierwszym rozdziałem. Ale dobrą wiadomością, w pewnym sensie jest to, że mam już pomysły na kolejne rozdziały. Postaram się rozkręcić akcję w tej książce.

Przepraszam za to, że ten rozdział jest taki nudny i bezsensowny.

Zachęcam również do pisania swoich uwag w komentarzu, bo jest to dla mnie bardzo pomocne.

~Pozdrawiam
MizumiaChan

Liczba słów: 887

𝓦𝓱𝓪𝓽 𝓭𝓸𝓮𝓼 𝓲𝓽 𝓶𝓮𝓪𝓷 𝓽𝓸 "𝓵𝓸𝓿𝓮"? ||𝓖𝓮𝓻𝓟𝓸𝓵 ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz