Jughead dochodził do siebie kiedy ja martwiłam się tym czy dobrze zrobiłam, że zrezygnowałam z dowiedzenia się jak będzie płeć mojego dziecka. Oczywiście Jughead na wszystko się zgodził. Jak zwykle kazał mi zrobić tak, żebym ja czuła się z tym dobrze. Ostatnim razem kiedy byłam u lekarza to lekarka tak uśmiechnęła się do ekranu, że aż myślałam, że coś z nią nie tak. Ostatecznie pytała mnie kilka razy czy na pewno nie chcę znać płci. Miałam dzisiaj pojechać po Jughead'a do szpitala. Kiedy już miałam wychodzić z pokoju usłyszałam dzwonek. Otworzyłam drzwi.
-Czy to moja Elizabeth Cooper?-
-Juggie?- powiedziałam przytulając się do niego.- przecież miałam po ciebie pojechać...-
-Chciałem ci zrobić niespodziankę...- powiedział, a ja mocno go przytuliłam. Usłyszałam cichy jęk z bólu.
Jughead wszedł do środka, zdjął kurtkę i spojrzał na mnie. Podeszłam do niego i przejechałam ręką po jego klatce i dotknęłam miejsca, w którym został postrzelony. Spojrzałam na niego i wyglądał jak by zaraz miał się popłakać. Zabrałam rękę.
-Nie chciałam.-posmutniałam.
-Nic nie szkodzi.-powiedział i pocałował mnie delikatnie. Na koszuli Jugg'a pojawiła się krwista plama.
-Jughead, poczekaj...-powiedziałam i zdjęłam mu koszulę. Bandaż był cały zalany krwią. Rana się nie zagoiła.
-Jughead połóż się tutaj.-powiedziałam i wskazałam na kanapę.
-Betty, ale nie trzeba...-powiedział, a ja zignorowałam to i odkleiłam ogromny plaster z jego klatki. Rana była dosłownie czarna. Zaczęłam pomagać jak umiałam. Po około pół godziny Jughead spał, a ja pozbywałam się resztek zakrwawionych bandaży. Kiedy już posprzątałam położyłam się na kanapie obok Jugg'a. Zasnęłam.
-Betty...-usłyszałam pomruk, który wybudził mnie ze snu.
-Tak?-
-Przepraszam, że nie mogę pomóc ci w niczym. Powinienem być teraz przy tobie i robić to co mi karzesz. Powinienem być na każde twoje zawołanie i wspierać cię, a tym czasem ja leże...-
Faktycznie był już prawie 8 miesiąc ciąży, a ojciec mojego dziecka czuł się fatalnie. Mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku kiedy będę rodzić... Oczywiście to nie jego wina..., ale wolałabym gdyby był przy porodzie...
-To nie twoja wina...- powiedziałam, a on spojrzał n mnie zaszklonymi oczami i nic nie odpowiedział.
-Najważniejsze jest to, że zdrowiejesz...- uśmiechnęłam się.
-Betty, odkąd cię poznałem moje życie się zmieniło. Byłem i jestem szczęśliwy. Gdyby cie nie było chyba bym nie przeżył.- powiedział, a jego oczy znów się zaszkliły.
-Kocham cię.-powiedziałam i pocałowałam go. No i się popłakałam.
Minęły 2 tygodnie. Jughead w pełni wyzdrowiał. Był właśnie na zakupach, żeby kupić łóżeczko dla dziecka. Cały czas rozmawialiśmy wideo, bo nie chciał spuścić mnie z oczu. Jughead dojechał do sklepu, a ja poczułam ogromny ból.
-Juggie wracaj, szybko!-syknęłam.
-Betty już jadę, czy ty...-zawiesił się.
-Tak, chodź tu...-
Po około 5 minutach usłyszałam szybkie kroki w stronę mojego pokoju.
-Betty? Jesteś?-
-Tak tutaj.-
-Jedziemy do szpitala-
Jughead podniósł mnie i pocałował. Czułam jak cały się trzęsie. Wsiedliśmy do samochodu. Około 3 minut później Jughead niósł mnie do szpitala.

CZYTASZ
Bughead kontynuacja 4 sezonu
RomanceOto kontynuacja według mojej teorii/pomysłu. Ostrzegam też przed: *gorącymi sytuacjami * spoilerami 4 sezonu ( na potrzebę książki/opowieści) *przerażającymi błędami ortograficznymi i gramatycznymi ZAPRASZAM SERDECZNIE DO PRZECZYTANIA ( to jest pół...