Prolog [0]

254 19 15
                                    

Tego ranka, Nowy Orlean tętnił życiem. Wschodzące słońce dodawało jeszcze większego uroku miastu, które znajdowało się w Luizjanie.

Niklaus obserwując wschód stał zamyślony na balkonie opierając się o bariery. Nikt nie wiedział co hybryda mogła mieć w głowie, co było tak ważne, że nawet nie zauważył zbliżającego się do niego starszego brata.

- Witaj Niklausie - Rzekł pierwotny stając obok swojego młodszego brata - Czyż dzisiejszy poranek nie jest piękny?
Młodszy z braci słysząc pytanie brata, spojrzał na niego kątem oka, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Przepiękny. Mimo tak długiego czasu, jaki spędziliśmy w tym mieście, nigdy nie widziałem piękniejszego wschodu. Warto by było go upamiętnić, prawda? - Odparł młodszy z braci. Elijah nie musiał się zastanawiać o co chodzi z tym upamiętnianiem. Jego brat można powiedzieć, że od zawsze fascynował się malarstwem. W wolnym czasie dużo malował, a nawet bardzo dużo.

- O czym myślisz? - Po dłuższej chwili milczenia odezwał się starszy z braci. Nie wiedział, czy ma się martwić, bowiem od kąt zostali pierwotnymi to właśnie on pomagał swojemu psychicznemu bratu w wielu momentach. Bez niego, Klaus już dawno by oszalał.

- O niczym ważnym, nie musisz się martwić Elijah - odpadł próbując go uspokoić. Postanowił nie wgłębiać się w umysł brata. Jeszcze chwilę stali w milczeniu, po czym dołączyła do nich Rebekah.

- Najpierw robicie wampirze kółko czytelnicze, a teraz wampirze kółko marzycielskie? - zakpiła ich siostra, na co bracia się zaśmiali - Kol przyszedł. Czekamy na dole

I tak o to blondynka zostawiła ich ponownie samych. Oboje spojrzeli po sobie zaniepokojeni, bowiem myśleli, że Kol nie żyje. Po chwili poszli w ślady siostry. Za chwilę mieli się przekonać, jak Kol żyje, a co najważniejsze, po co przyszedł.

- Witaj Kol - Zaczął - Znudziło ci się bycie martwym? Czy ty, wraz z ojcem postanowiliście zrobić sobie ,,Rodzinny dzień powracania zza grobu"?

- Mi również miło ponownie ciebie widzieć - powiedział z ironią w głosie ich "martwy" brat - Prze zabawne Niklausie. Jak mogę wnioskować, nasz ojciec również wrócił do żywych. Nasza matka będzie szczęśliwa kiedy ponownie zobaczy swojego męża

- Kogo tym razem Esther opętała? - do rozmowy dołączyła Hayley, która właśnie przekroczyła próg pokoju - tylko nie mów, że czarownice, bo tego się domyślamy

- Wybacz rodzinko, ale obiecałem matce, że nie zdradzę wam tego do wieczora - na jego twarzy zagościł wredny uśmiech

- Jak to wieczorem? - zadał pytanie nierozumiejący Elijah - Co wtedy się niby dzieje?

- Myślisz, że dlaczego tu przyszedłem? Matka kazała przekazać, że dzisiaj wieczorem odbędzie się tutaj rodzinna kolacja. Jak za dawnych czasów prawda? - zakończył swój monolog. Klaus widocznie stał się lekko poddenerwowany. Nie tylko on, bo Hayley i Elijah również. Obawiali się, że ich matka odkryje, że Hope tak na prawdę żyje, a ich szalona jak cała ich wielką rodzinka ponownie będzie chciała ją uśmiercić.

Hope zaraz po porodzie została zabrana przez czarownice żniw, w celu oddania córki Klausa i Hayley w ofierze przodkom, na rozkaz ich matki. Nikt z obecnych nie wiedział dlaczego. Dobrze widziała, jak to jest stracić dziecko, historia Henrika mówiła wszystko. Rozszarpany przez wilkołaki. Kto wie, gdyby Henrik żył, oni może nadal byliby ludźmi?

Teraz się tym nie przejmowali, bowiem mieli ważniejszą sprawę do załatwienia. Musieli zapewnić ochronę Hope zanim ich matka odkryje prawdę, a oni będą mieli kłopoty...

// Kilka Godzin Później //

- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - było wiadomo, że Camile się bała. Bycie człowiekiem nie jest łatwe, zwłaszcza wiedzącym w Nowym Orleanie.

- Innego nie mamy. Musimy zapewnić ochronę Hope podczas obecności matki, a ty jesteś teraz ostatnią osobą która może nam jakoś pomóc - Próbował przekonać przyjaciółkę - Hope to jeszcze dziecko, a ja nie pozwolę aby Esther próbowała je znowu skrzywdzić.

Blondynka jeszcze chwilę na niego patrzyła, po czym przeklnęła samą siebie w myślach. Wiedziała na co się pisze, godząc się na jego prośbę. Ale miał rację, Hope to tylko niewinne małe dziecko, które nie ma jak się bronić.

- Nie wierzę w to co robię... Niech ci będzie - przystała na jego prośbę. Można było zauważyć, że jego mięśnie trochę się rozluźniają. Hybryda się uśmiechnęła, po czym podziękował i wyszedł. Tą sprawę miał już z głowy. Jedyne co mu pozostało, to przygotowanie wraz z rodzeństwem kolacji w nadziei, że ich matka nawet się nie zorientuje, że jego córka żyje.

Mimo tego, że dziewczynka była bezpieczna, Klaus czuł jakiś niepokój, jakby coś się miało wydarzyć. Nie wiedział co, a sam nie miał zamiaru tego zmieniać. Jak to się mówi, im człowiek mniej wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje wolność, ale unieszczęśliwia...

//W tym samym czasie//

Siedziała samotnie na dachu budynku, obserwując tłum naiwnych i słabych ludzi. Ah, jak dawno nie czuła wspaniałego powietrza. Wypuściła szybko powietrze niezadowolona. Musiała zacząć planować to, na co czekała aż tysiąc lat. W końcu zemsta sama się nie wykona. Wredny uśmiech wkradł się na jej twarz.

- Niedługo się spotkamy Niklausie... Mam nadzieję, że wciąż mnie pamiętasz...

~ CDN

Cześć kochani!
Tak, w końcu coś napisałam i wstawiłam. Tak strasznie mi się podoba ten rozdział 😍
Chcę poinformować, że akcja odbywa się w drugim sezonie ,,The Originals" (raczej nic nie pomyliłam).
Podkreślam, że książka powstała NA PODSTAWIE serialu The Vampire Diares i jego spin-offu The Originals, na którym głównie buzuje.

Chciałabym SERDECZNIE POZDROWIĆ:
nikolettae03
ZuzannaFilia (Profilowe cudowne mordo)

Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach niczego nie zepsuje, bo nie wybaczę sobie tego. To tyle!

Powodzenia w nauce! (Jakby co nadal mam szlaban)

Ilość słów: 854

Zawsze i na wieczność ~ The OriginalsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz