Charlotte to miasto, w którym ludzie zatrzymują się tylko po to, żeby wypić kawę.
Codziennie widywałam okropnie dużo ludzi z ogromnymi, przepełnionymi papierami aktówkami, którzy bez najmniejszego wyrazu zmęczenia zamawiali dość czystym, a nie zachrypniętym przez ciągłą rozmowę przez telefon, głosem najczęściej zwykłą, małą czarną, a ja z każdym kolejnym dniem coraz bardziej nie znosiłam jej zapachu.
Niekiedy ludzie w Charlotte potrafili znaleźć czas na inne sprawy, niż bankowość, zapraszając swoich bliskich na przesłodzoną, karmelową bądź orzechową latte z dodatkową bitą śmietaną i prośbą o torebkę cukru trzcinowego, który uchodzi za zdrowszy.
Choć w istocie cukier to cukier, zabija w każdej postaci.
Najczęściej wieczorami po uliczkach roznosił się mdlący zapach tego, co próbują nazwać miłością, zapraszając swoich lubych z biura i zamawiając macchiato z dodatkową, mleczną pianką, które postawiłoby ich z powrotem na nogi, chociażby na zegarze wybijała dwudziesta druga. Życie w Charlotte nigdy się nie kończy, a ja, chociażbym wzbraniała się od tego jak najmocniej tylko potrafię, stawałam się powoli dokładnie taka sama, jak to miasto. Pachniałam kawą i nie potrafiłam się zatrzymać.
- Layla, to ty włączyłaś ten czajnik? — usłyszałam za sobą ciepły głos, który na dobre oderwał mnie od okna. - Woda się gotuje, nie słyszysz?
- O, już idę — poprawiłam kokardę na swoim niebieskim fartuchu i szybkim krokiem stawiłam się tuż obok palnika, po chwili wyłączając go sprawnie i zalewając kolejny tuzin espresso, który czekał na wydanie.
- Odetchnij trochę, kochanie! — Elodie pogłaskała mnie krótko po głowie, po chwili zjeżdżając ręką nieco niżej i kładąc ją na lewym ramieniu. - Masz wakacje, nie marnuj się ubierając ten brzydki fartuch!
Elodie to nieco starsza kobieta, która pracowała tutaj odkąd pamiętam. Zawsze była dla mnie jak druga matka, szczególnie wtedy, kiedy chwilowo zabrakło tej pierwszej, a ja od dziecka patrzyłam na nią, jak na autorytet, zazdroszcząc jej każdej, chociażby najmniejszej rzeczy, zaczynając od ormiańskiej urody, a kończąc na zawsze idealnie spiętych włosach.
Westchnęłam cicho, wsypując cukier tam, gdzie zostałam o to wcześniej poproszona.
- Naprawdę lubię to miejsce, Elodie — wzruszyłam ramionami, odkładając cukier na bok i ustawiając filiżanki na tacy. - Póki moja mama nie wyzdrowieje, ktoś musi ją zastąpić — uśmiechnęłam się krótko, kiedy to kobieta pokręciła głową.
Zawsze szukałam jakiejś wymówki, którą mogłabym usprawiedliwić to, że nie spędzam swojego wolnego czasu z koleżankami, robiąc rzeczy, które zazwyczaj robi się będąc w moim wieku, a znacznie lepiej bawiłam się, krzątając się w kółko i podając kawę i ciastka. Lubiłam robić to, co robię i dla mnie wydawało się to najbardziej oczywistą sprawą na świecie, jednak każdy wokół, jakby próbował mi wmówić, że robię zupełnie nie tak, jak robić powinnam.
- Gwen była już u lekarza? — spytała po chwili, wycierając ręce w papierowy ręcznik.
- Tata mówi, że to prawdopodobnie grypa, ale zapisał ją na wszelki wypadek do lekarza rodzinnego po receptę — odparłam, wyglądając przez malutkie okienko, przez które z kuchni miałam wgląd na drzwi wejściowe do kawiarni. - Mama mówi, że czuje się już lepiej, ale stale męczy ją ból stawów.
- Jesteście dokładnie takie same — znów zachichotała krótko. - Ty też wkrótce nabawisz się bólu stawów, jeśli cały czas będziesz biegać w kółko.
Wsadziłam do kieszeni w fartuchu swój notes i ołówek, po chwili biorąc do dłoni tacę z kawą i zaczęłam rozdawać ją gościom, którzy zazwyczaj zapominali o swoim zamówieniu, rozkładając na stoliku swój laptop i bez przerwy uderzając w klawiaturę.

CZYTASZ
Let Me In PREMIERA 22.02.2023
Dla nastolatkówVincent van Gogh przychodzi do dziewiątego stolika każdego dnia... Layla to dziewczyna, która trzyma się ustalonych przez samą siebie zasad. Wszystko, czym się zajmuje, musi być zrobione perfekcyjnie. Każda zmierzająca w nieoczekiwanym kierunku sytu...