[3] Prędzej mandragory przestaną krzyczeć

116 19 54
                                    


Jesień całkowicie zadomowiła się w Hogwarcie.

Liście spadające z drzew, tworzyły kolorowe dywany, deszcz częściej stukał w szyby podczas zajęć lekcyjnych, a na stole podczas posiłków zaczęły się pojawiać wyczekiwane przez wszystkich dyniowe wypieki. W zamku można było wyczuć ekscytację spowodowaną nadchodzącą Nocą Duchów oraz meczem quidditcha. Cameronowi tylko przybywało treningów. Gdyby nie Aiden, który pozwalał mu spisywać prace domowe, byłby skończony do końca semestru. Sam Smith praktycznie przestał wychodzić z biblioteki, w której parę razy zastałem go śpiącego na stosie książek od alchemii.
Ja natomiast ani nie grałem w quidditch, ani nie studiowałem Alchemii, więc albo przesiadywałem w pokoju wspólnym z innymi gryfonami, gdzie graliśmy w szachy czarodziejów albo Amanda Voyle pomagała mi z nawałnicą prac domowych.

Któregoś weekendu, po godzinach mojego przekonywania i namawiania, udało nam się wyjść całą trójką do Hogsmeade. Aiden się opierał, tłumacząc, że nie ma przecież formularzu pozwolenia, ale nie udało mu się nic wskórać, ponieważ Cam wyczarował mu podrabiane. Nauczył się tej sztuczki rok temu po tym jak rodzice nie podpisali mu formularza, gdyż ukradł kotkę woźnego Filcha i za pomocą jakiegoś zaklęcia znalezionego w Zwariowanych Zaklęciach Dla Lekko Stukniętych Magów, powiększył ją trzykrotnie, a ona przestraszona zdemolowała połowę pokoju wspólnego gryfonów. Prawie nie został przez to dopuszczony do SUMów, stracił piędziesiąt punktów, a w ramach kary musiał do końca roku sprzątać odchody po hipogryfach.

Tak więc znaleźliśmy się w wiosce.
Popołudnie było chłodne, wiatr wiał nieprzyjemnie, ale nie przeszkadzało nam to zbytnio, bo cieszyliśmy się, że w końcu spędzimy razem więcej niż godzinę pomiędzy zajęciami lub na posiłkach. Szliśmy w stronę Pubu pod Trzema Miotłami, naszego ulubionego miejsca w wiosce. Cameron wyciągnął z kieszeni płaszcza paczkę papierosów, wyciągnął jednego i zapalił za pomocą różdżki.

- No co? - zapytał widząc moje spojrzenie.

- Mugolskie fajki? - mówiąc to uniosłem brwi.

- Genialny wynalazek, małe, poręczne i palą się w parę minut, a nie godzin jak te nasze wielkie, drewniane. Tytoń wymagałby magicznej poprawki, to fakt, ale nie narzekam. - mówiąc to zaciągnął się i wypuścił dym nosem, a na jego ustach pojawił się uśmieszek.
Westchnąłem i przewróciłem oczami.

Niedługo potem dotarliśmy do pubu. Tam zajęliśmy nasze ulubione miejsca i zamówiliśmy piwo kremowe dla każdego z nas. Gdy dostaliśmy zamówienie przez chwilę żaden z nas się nie odzywał, bo byliśmy zbyt zajęci rozkoszowaniem się ciepłym trunkiem.

- Słuchajcie panowie, mam dla was ściśle tajną wiadomość. - oznajmił Black.

Spojrzeliśmy po sobie z Aidenem, domyślając się, że chodzi o kolejny fenomenalny plan chłopaka.

- Oby to było coś przez co Gryffindor nie straci połowy punktów - mruknął prefekt, poprawiając okulary. Cameron sięgnął do kieszeni, po czym wyjął z niej pomięty, stary zeszyt. Otworzył go na odpowiedniej stronie i położył przed nami.

- Znalazłem go na strychu w zapieczętowanych skrzyniach. Było tam też mnóstwo innych gratów, najwyraźniej rodzicom zależało, żeby nikt tego nie znalazł co jest dość dziwne. To przecież zwykły notes, prawda? No właśnie. Tak myślałem na początku. Później odkryłem, że został zaklęty a jego prawdziwa zawartość ukryta.

- I oczywiście musiałeś przełamać zaklęcie, prawda? - jęknął Aiden wyraźnie nieprzekonany. Czarnowłosy uśmiechnął się przebiegle w odpowiedzi.

- Okazało się, że zeszyt należał do mojego krewnego. Syriusza Blacka. Nie mam pojęcia kim był, jest, cokolwiek. Ważne jest to, że był animagiem.

𝐒𝐳𝐤𝐚𝐫ł𝐚𝐭𝐧𝐢 𝐜𝐡ł𝐨𝐩𝐜𝐲 / 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐟𝐢𝐧𝐝𝐨𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz