[4] Gryffindor do boju!

91 13 43
                                    


Wiatr wiał niemiłosiernie, targając koronami drzew na wszystkie możliwe strony. Wkradał się w każdy nieszczelny zakamarek zamku przez co wszędzie (z wyjątkiem pokoju wspólnego, gdzie był kominek) panował przenikliwy chłód. Jesienne dywany zostały rozwiane i kolorowe liście wirowały w powietrzu. Niebo było pochmurne i nie zapowiadało się na to, żeby w najbliższym czasie miało się rozpogodzić. Listopad rozpoczął się na dobre. Herbata schodziła litrami prawie tak szybko jak zapał do robienia czegokolwiek. Nauki tylko przybywało, nasze oceny spadały w dół szybciej niż liście z gałęzi drzew. Wszyscy chodzili przeziębieni, pociągając nosami i pokasłując. Pani Pomfrey miała tyle roboty w skrzydle szpitalnym, że musiała wziąć do pomocy uczniów, którzy zachęceni podwyższoną oceną z zielarstwa, dzielnie przygotowywali napary dla chorujących. W świadomości większości osób wciąż był ciepły wrzesień i złoty październik, kiedy to niepotrzebny był szalik czy cieplejsza szata. Nic więc dziwnego, że niemalże cały zamek był chory. Na duchu podtrzymywał wszystkich jedynie zbliżający się ogromnymi krokami mecz quidditcha, do którego został równo tydzień.

Któregoś wieczoru wybrałem się do biblioteki, żeby towarzyszyć Aidenowi, któremu mało brakowało do zamieszkania w niej. Wcześniej jeszcze robił sobie przerwy na kawę czy herbatę, które wypijał w dormitorium, ale od kiedy Cameron podrzucił mu zaklęcie kryjące ciepłe napoje przed czujnym okiem bibliotekarki, to zamknął się pośród książek na dobre.

Mój przyjaciel pochłonięty był robieniem notatek, a ja krążyłem między regałami w poszukiwaniu "Sztuka zmiennokształtności" potrzebnej mi do napisania pracy na Transmutację.

- Często mówisz sam do siebie? - usłyszałem kobiecy głos tuż za sobą.

- Co? - Nie rozumiejąc pytania zwróciłem się w stronę osoby, która je zadała. Zobaczyłem znajomą twarz. Dziewczyna miała proste, brązowe włosy związane w luźny kok. Na zdecydowanie za duży szary sweter narzuciła swoją szatę slytherinu. Domyśliłem się, że sweter zabrała bratu.

- Mamrotałeś pod nosem - wytłumaczyła. Uniosłem brwi, zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, że to robiłem.

- Lenoore Rattler, witaj

Lenoore była bliźniaczką Styxa, ale różniło ich niemalże wszystko poza tym, że oboje należeli do Slytherinu. Owszem, miała ten sam kolor włosów i szmaragdowo zielone oczy jak brat. No i miała tę wrodzoną wyższość, którą posiadał każdy członek rodziny Rattlerów, ale zawsze uważałem, że nie czyni jej to wyrozumiałą, a dodaje wdzięku. Kiedy byliśmy dziećmi Styx nigdy nie pozwalał jej się z nami bawić czemu ja byłem przeciwny i często prowadziło to do kłótni. Zawsze zwracała moją uwagę, przez pierwsze lata w Hogwarcie nawet mi się podobała, ale Cam wybił mi ją z głowy.

"Zwariowałeś do cholery jasnej? Siostra Styxa? Slytherin? Może od razu zmień dom!"

- We własnej osobie, co cię tak zajęło, że aż zacząłeś gadać do siebie samego?

- Pochłonęły mnie poszukiwania Sztuki zmiennokształtności, wiesz może gdzie ją znajdę?

- Na pewno nie w dziale smoków - zaśmiała się dźwięcznie na co paru uczniów siedzących niedaleko zareagowało głośnym "Ciiii". Spiorunowała ich jednak spojrzeniem i natychmiast zamilkli.

- Powinna być gdzieś w dziale o transmutacji, eureka prawda?

- Nie wpadłbym na to - odparłem, uśmiechając się. Dziewczyna życzyła mi powodzenia i zniknęła pośród regałów, a ja ruszyłem do wskazanego przez nią działu. Nie znalazłem tam niestety tego czego szukałem, bo niemal wszystkie książki dotyczące zmieniania postaci były wypożyczone. Został jedynie "Jak zmieniać formę i nie zwariować? Poradnik dla początkujących", więc musiałem się nim zadowolić i liczyć, że profesor McGonagall nie będzie wymagała wielu szczegółów. Niestety, było to mało prawdopodobne.

𝐒𝐳𝐤𝐚𝐫ł𝐚𝐭𝐧𝐢 𝐜𝐡ł𝐨𝐩𝐜𝐲 / 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐟𝐢𝐧𝐝𝐨𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz