[2] Salazar zawsze w naszych sercach

153 23 29
                                    


-  Cam, pospiesz się!

- Przecież już idę, cholera jasna!

- Aiden nam nie wybaczy jak znowu stracimy punkty!

- O Merlinie, no już!

Zdenerwowany spojrzałem na zegar, stojący w rogu pokoju wspólnego. Punkt dziewiąta. Snape będzie miał największą satysfakcję, odejmując nam punkty.

W końcu usłyszałem jak schodzi po schodach. Wyglądał jakby przed chwilą wstał. Szata cała pognieciona, zdecydowanie za długie czarne loki - każdy w inną stronę i nie zawiązane sznurowadła. Ale od tego wszystkiego uwagę odwracał jego zawadiacki uśmiech, na którego widok dziewczyny mdlały, a ja i Aiden dostawaliśmy białej gorączki. Potraktowałem go pełnym wyrzutu spojrzeniem i ruszyłem w stronę wyjścia. Do lochów, gdzie odbywały się zajęcia z eliksirów dobiegliśmy piętnaście po dziewiątej co i tak było dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę fakt, że uciekły nam schody.
Staraliśmy się wejść niezauważenie.

- Gerbil, Black. Co za niespodzianka, nie sądziłem, że panowie w ogóle postanowią zaszczycić mnie swoją szanowną obecnością.

Nie udało się. Profesor Snape w swojej długiej, czarnej pelerynie świdrował nas wzrokiem, stojąc przy tablicy, na której wypisane były składniki jakiegoś eliksiru. Usłyszałem jak z drugiego końca sali, gdzie siedzieli ślizgoni, ktoś się zaśmiał. Od razu wiedziałem kto.

- Przepraszamy panie profesorze, to się nie powtórzy.

- Mówicie tak za każdym razem, wasze przeprosiny są nic niewarte. Każdy z was traci 2 punkty, plus dodatkowe pięć za niesłowność. Na miejsca.

Znowu śmiech. Cameron jęknął. Usiadłem przy swoim stanowisku, które dzieliłem z Aidenem.
Ten spiorunował mnie wzrokiem w taki sposób, że chciałem się zapaść pod ziemię. Żałuję, że tego nie zrobiłem, bo akurat znałem na to zaklęcie.

Nauczyciel wrócił do omawiania składu mikstury, którą mieliśmy opanować. Później w parach kazał nam ją przygotować, Eliksir Tymczasowej Niewidzialności jak się okazało.
Całe szczęście, że byłem w parze z Aidenem, który słuchał pilnie od początku zajęć, bo inaczej na pewno wysadził bym swój miedziany kociołek w powietrze.




***



- Weź nie przesadzaj. Każdemu zdarza się stracić parę punktów, to nie jest koniec świata.

- Owszem, zdarza się, ale nie prawie codziennie! - wykrzyknął Aiden, kiedy parę godzin później przechodziliśmy przez dziedziniec, żeby dostać się do cieplarni, gdzie mieliśmy zielarstwo.

Smith był prefektem już drugi rok z rzędu, między innymi dzięki niemu Gryffindor rok wcześniej o mało co nie zdobył Pucharu Domu, przegrywając z Ravenclaw zaledwie dwunastoma punktami. Wzbudzał ogólny respekt wśród innych uczniów. Zawsze idealnie wyprasowana szata, jasne włosy zaczesane do tyłu i okulary na nosie, które miał w zwyczaju nieustannie poprawiać. Oprócz tego był jednym z najlepiej uczących się gryfonów, przez co inni uczniowie często zwracali się do niego z prośbą o pomoc. Równocześnie jednak był swego rodzaju introwertykiem i niekoniecznie miał ochotę na pomaganie wszystkim wokół przez co niektórzy uważali go za chłodnego i niespecjalnie miłego. W tym roku obrał sobie za cel wygranie Pucharu choćby nie wiem co. Nie pomagały w tym ciągłe ujemne punkty łapane głównie przez Cama. Chociaż ja też miałem swój udział i wcale nie byłem z tego dumny. Black natomiast niespecjalnie zaprzątał sobie tym głowę i jak zwykle - robił co chciał.

- Co prawda to prawda. Tak bardzo działacie na niekorzyść swojego domu, że zaczynam się zastanawiać czy nie jest to celowe.

Odwróciliśmy się. Za nami stał Styx Rattler. Wysoki, szczupły, z prostymi, brązowymi włosami do ramion. Cała rodzina w Slytherinie, w przeciwieństwie do mnie, on także. Nasze rodziny świetnie się znały i od zawsze były w bardzo przyjaznych stosunkach. Praktycznie się z nim wychowałem. Mogę śmiało powiedzieć, że pół dzieciństwa spędziliśmy razem.

𝐒𝐳𝐤𝐚𝐫ł𝐚𝐭𝐧𝐢 𝐜𝐡ł𝐨𝐩𝐜𝐲 / 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐟𝐢𝐧𝐝𝐨𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz