10

194 11 3
                                    

***

Minęły dwa dni, a nawet więcej od spotkania z tajemniczą czarodziejką oraz Pavettą. Ani razu nie ustaliśmy w drodze, a odpoczynek polegał na tym, że zamiast galopu, konie ledwo co szły. Zawsze te kilka kroków dalej.

Nagle moja klacz opadła z sił i uklękła. Była zrezygnowana. Zamknęła na krótką chwilę oczy i oddychała ciężko.

- Nasze konie muszą odpocząć.

Zgodziłem się z Yennefer, miała jak zwykle zresztą rację. Jakby nie patrzeć, to z nas wszystkich ona była tą najmądrzejszą, a ja tym najgłupszym, który rwał się do kłopotów jak smok do ryb.

- Niedaleko jest jaskinia. Tam możemy odpocząć. Konie się napoją, zjemy coś.

Kobieta miała rację. Niedaleko była jaskinia. Było również pożywienie oraz woda dla zwierząt. Oparłem się o głaz, ręce kładąc pod głowę. Spoglądałem ukradkiem na rozmawiające dziewczyny. One nie martwiły się o swój związek. Nie bały się o przyszłość. A ja tak. Bałem się jak cholera, ponieważ każda minuta oddalała mnie do Ayly, w tej, w której się zakochałem. W tej chwili mogła cierpieć, płakać, a może i się śmiać. Mogła też leżeć na stole bądź łóżku i patrzeć, jak Regulus Czarnyj zakłada rękawiczki i zaczyna zabieg.

Z groty dobiegł potężny ryk. Sparaliżowało mnie natychmiast i odskoczyłem od wejścia, dobywając piekielnika. Nie byłem jeszcze tak zdolny magicznie, by odgonić straszydło czarami. Jakby to powiedzieć... Jestem ćwierć czarodziejem.

- Co to było? - z przerażeniem szepnęła Vanadey, celując w ciemność łuk.

- Nie wiem...

Z ciemnych czeluści wyszedł ów stwór. Był to... smok. Tak, smok czego się kompletnie nie spodziewałem po tak potężnym ryku. Był wielkości chaty, no może troszkę mniejszy. Miał jednolicie szafirową skórę, a łuski srebrzyły w słońcu, jakby były ze srebra. Na końcu czterech łap widać było ostre niczym brzytwy pazury, a z paszczy wyłonił się rząd białych zębów. Oczy miał kolory srebra, co było zapewne zabiegiem magicznym, gdyż nigdy nie spotkał stworzenia o praktycznie białych oczach. Smok był poprostu piękny, zakochałem się w nim od razu. Nie mogłem go zabić, nie miałem psychiki do tego.

Bestia rozwarła paszczę, kłapiąc szczękami, wydając dźwięk zamykanej skrzyni. Ani my - czarodzieje, ani on nie posunął się do żadnych kroków.

- Czyli to te problemy, przed którymi nas ostrzegała ta wiedźma... - mruknąłem, podziwiając ten niebywały gatunek. - Pierwszy raz widzę taki gatunek smoka! Niebywały, piękny!

- To jest Srebrnak Błękitny. Bardzo, ale to BARDZO RZADKI - podkreśliła Vanadey. - Zostały niemalże całkowicie wybite, gdyż z jego łusek, pazurów, oczu oraz wątroby i serca powstają mikstury. Serce Srebrnaka o czterech komorach sercowych jest warte sześćset złotych monet! A łuski sprzedawane zazwyczaj na targu są warte o wiele więcej. Ile wywarów, ile możliwości!

- Dość. Nie mamy zamiar go zabijać. - wtrąciła Yen, bardzo słusznie. - Ten smok nic nie zrobił, to my jesteśmy na jego terytorium. Nie mamy prawa odebrać mu życia.

- Co prawda, to prawda - powiedziałem. - Możemy stąd odejść lub go wytresować, by nas nie zabił.

Zapaliłem miecz, a smok mimo oporom podążał za nim wzrokiem. Jestem ciekawy, jakiego typu ma ogień. Następnie nakreśliłem dymem koło i zapaliłem je. Podchodziłem coraz bliżej, jednak Srebrnak strzelił białym ogniem wprost pod moje nogi.

- Biały ogień... Niesamowite...

***

Emeline znikła bez śladu. Wstałam, ocierając się z krwi oraz błota. Przedzierałam się przez gałęzie oraz krzaki, których było tu pełno. Po chwili stałam już na dosyć ruchliwej drodze, po której spacerowali mieszkańcy wraz ze swoimi zwierzętami oraz powozami.

Magic, Love, War, DragonsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz