***
Minęło kilka lat.
Tak, i przez te lata dużo się zmieniło. Mógłbym powiedzieć, że bardzo dużo.
Berk zostało odbudowane, i panował tu ład i spokój. Byłem bardzo szczęśliwy. Panowałem nad zdrowym, pełnym życia ludem Wandali.
Śledzik coraz więcej czasu spędzał przy moim boku. Co się dziwić, praktycznie wszyscy z jego przyjaciół zmarli podczas "wielkiej czystki" jakby to chamsko nazwał Drago Krwawdoń. Był moim pomocnikiem i podpisywał wiele papierów oraz dokumentów. Pomagał mi również przy wychowaniu Rose, która obecnie miała pięć lat. Wyrosła na prześliczne dziecko i ten, kto by powiedział, że jest brzydka związałbym do masztu na kilka dni.
Mała siedziała na puszystym, beżowym dywanie i bawiła się zabawkami. Leżała na brzuchu i udawała, że materiałowe smoki latają w powietrzu.
- Dziadku, pobawisz się ze mną? - dopytywała z nadzieją, podbiegając do blatu stoła.
- Nie mogę, ale zapewne Śledził będzie mógł! - zaproponowałem. Dwudziesto dwu latek wstał i usiadł koło Rose, łapiąc za maskotki. Ingerman doskonale dogadywał się z dziewczynką, zastępował jej wujka, bądź ojca. W sumie to ojca nie... Taty nigdy nikt jej nie zastąpi. Czkawka jest jedyny w swoim rodzaju.
Nagle blondyn krzyknął, odsuwając się od Haddock. Zaczął się jąkać. Zielonooka przerażona skuliła się w miejscu.
- Wodzu, ona... ona nie dotykając tej zabawki podniosła ją! Siłą umysłu!
- Na kłamstwa Lokiego...
Czyli jednak. Rose odziedziczyła moce magiczne po Czkawce. Nie wiedziałem. Byłem pewien, Czkawka zresztą też, że dziewczynka odziedziczy śmiertelność po matce. Jednak oboje się zdziwiliśmy. Rose jest czarodziejką. Ciekaw jestem jakie moce będzie objawiać. Na pewno będę ją kochać nie zważając na magię.
***
Stałem na ślubnym kobiercu, wyczekując swojej przyszłej małżonki. Nerwowo poprawiłem rękawy. Zacząłem rozglądać się po sali.
Szczerbatek siedział w pierwszym rzędzie, gdzieś na uboczu, nie pomiędzy ludźmi. Yen wraz z Geraltem siedzieli w drugiej ławce. Kobieta była ubrana w piękną wrzosową suknię, która pasowała do jej różowych oczu. Sięgała do kolan. Czarne loki miała upięte w koka. Geralt o szarych włosach ubrał odświętne ubranie. Darya miała długą sukienkę, aż do kostek o odcieniu cyjanu. Julius założył czarne spodnie oraz białą koszulę. Vanadey miała eozynową suknię. Nie lubiła rozstawać się z kolorem brązowym, nawet buty założyła brązowe. Dream natomiast ubrała gołębią suknię, o szerokim dekolcie i mnóstwem falban.
Podsumowując wszystkie wyglądały ślicznie.
Nagle zabrzmiał dzwon, a bardowie zaczęli grać na lutniach oraz innych instrumentach. Zabrzmiał marsz weselny.
Zza drzwi twierdzy weszła Ayla. Po raz pierwszy widziałem ją taką piękną. Spod wachlarza czarnych rzęs jaśniały piękne fioletowe oczy. Białe włosy były rozpuszczone, a wśród nich wystawały pięknie czerwono - białe róże. Jej rubinowe usta szeptały coś cicho do osoby towarzyszącej, kim był Francis. Jej platynowa suknia płynęła po czerwonym dywanie. Welon, tego samego kolory niosła mała dziewczynka - Mirabell. Po marszu weselnym Ayla odłączyła sie od Francisa i stanęła przede mną, uśmiechając się wstydliwie. Z jej oczu płynęły łzy, zapewne szczęścia. Otarłem je kciukiem, patrząc na piękne oczy. Promieniały szczerą radością.
- Nie płacz, kochanie. Nie płacz. Mirabell patrzy - odparłem.
Mirabell była naszą córką. Miała cztery latka, a mimo to chodziła i mówiła niezwykle dobrze. W tej chwili na rękach trzymała ją matka chrzestna - Yen. Dobrały się i ta i ta. Obie miały czarne włosy. Nie mam pojęcia dlaczego, z mojej rodziny nikt czarnych włosów nie miał. Może któreś z rodziców Ayly?
CZYTASZ
Magic, Love, War, Dragons
Fantasy"Ludzie połączeni przeznaczeniem zawsze się odnajdą" 💖 Miłość to najsilniejsze zaklęcie, które potrafi wszystko połączyć i wszystko zniszczyć. Czkawka rostaje się z Astrid. Nie kocha jej tak jak dawniej, a zaufanie w stosunku do niej spadło i pękło...