Prolog

373 22 65
                                    

- Barton, Romanoff, w gabinecie za 5 minut - w bazie T.A.R.C.Z.Y. rozbrzmiewał głos dyrektora Nicka Fury'ego. Zgodnie z poleceniem jednookiego para chwilę potem stała przed drzwiami gabinetu i czekała, aż Fury skończy rozmowy z rekrutami. Wiedzieli o tym, że pięć minut to to raczej nie potrwa, ale gdyby wyjątkowo się tak zdarzyło, to woleli się nie sprzeciwiać Fury'emu. Dla własnego dobra. Natasha stawiła się jako pierwsza, więc gdy ujrzała Clinta na korytarzu pomachała w jego stronę. Odmachał jej, poczym podchodząc do niej pocałował ją krótko. Chwilę potem opierał się o ścianę, przy której stała jego dziewczyna.

- Wiesz może po co nas tu wezwał? - spytał Clint.

- Nie, ale to zapewne jakaś misja. Mam nadzieję, bo nie zamierzam szkolić nowych - Natasha wywróciła oczami.

- A ja tym bardziej. Wiesz jak oni działają mi na nerwy. Tym bardziej po...

- Po tej akcji z zeszłego tygodnia? - spytała Nat. Clint westchnął zrezygnowany.

- Super. Czyli już cała baza o tym gada.

- Obiło mi się o uszy. Ale przypominam, że byłam na kilkudniowej solowej misji i szczegółów nie znam - Romanoff zrobiła szczenięcą minkę. Barton popatrzył na nią i westchnął ponownie.

- Ten nowy, młody. Jak mu było? Jimmy... Andrews? No chyba. - Kiedy zobaczył zdezorientowaną minę Nat dodał - taki rudy, z piegami. Jakieś dziwne bluzy nosi. Z resztą nieistotne. Kiedy zobaczył, że mam łuk, zaczął się śmiać, skakać, przez chwilę wyglądał jakby miał padaczkę, ale potem się spytał czy może mi się pochwalić jak on strzela, bo kiedyś ojciec go uczył. A ja głupi się zgodziłem. Nie wiem co miałem wtedy w głowie, ale się zgodziłem. Ustawiłem więc mu tarczę i na chwilkę dałem swój łuk. Pokazałem gdzie są strzały, ale "zapomniałem" ostrzec, że nie wszystkie strzały są normalne. No to on strzela. Raz. Drugi. Trzeci. Za każdym razem zapewnia, że zaraz trafi w tarczę. Podawałem mu strzały i przez "totalny przypadek" podałem mu strzałę boomerang.

- Clint...- zaczęła Natasha kręcąc z rozbawieniem głową. - Jesteś okropny.

- Oj tam, zaraz okropny. Chciałem mu po prostu pokazać, jak działają moje inne strzały. Miałem dobre zamiary - stwierdził, czym wywołał chichot Czarnej Wdowy.

- No dobra, co było dalej.

- Wycelował w tarczę i strzelił. Niestety, kiedy strzała zawróciła i leciała wprost na jego brzuch... ten matoł odskoczył. A ja stałem za nim. Skoczyło się to...tak - rzekł Clint, poczym odchylił lekko swój podkoszulek ukazując ranę na boku.

- Karma - prychnęła roześmiana Tasha oglądając na ranę łucznika.

- Mówiłem ci już: chciałem dobrze. A ten Andrews do tej pory biega po bazie i rozpowiada wszystkim jak to wielki Hawkeye próbował go zabić. Debil - podsumował Clint.

- A co na to Fury? - zaciekawiła się Wdowa.

- Najpierw go skarciłem, potem się roześmiałem, a na końcu kazałem mu przeprosić Andrewsa choć i tak wiedziałem, że tego nie zrobi - usłyszeli zza pleców głos dyrektora.

- A rekruci...? - zaczęli równocześnie agenci.

- Nie miałem rekrutów. Ciekawy byłem po prostu, o czym się teraz gada wśród agentów - gdyby Nick miał drugie oko zapewne puściłby do nich oczko, ale w jego przypadku po prostu mrugnął. Ruchem głowy pokazał im, aby weszli do pomieszczenia.

Gabinet Nicholasa Fury'ego nie wyglądał jakoś specjalnie ciekawie. Może na ludziach, którzy są w nim po raz pierwszy robi jakieś wrażenie, ale na pewno nie na Natashy i Clincie, którzy nie liczyli już ile razy się w nim znaleźli. Gabinet był urządzony w stylu nowoczesnym, wszystkie meble, podłoga, sufit jak i ściany były w kolorach czarnym lub białym. Pomieszczenie nie było jakieś ogromne. Po środku stało czarne biurko, po jednej stronie znajdował się wygodny, obrotowy fotel, a na przeciwko stały dwa krzesła w tym samym kolorze. Na ścianie wisiały obrazy i zdjęcia, głównie z kochanym kotem Nicka, oraz telewizor. Ściana po prawej od biurka była jedną wielką szybą, z której rozpościerał się widok na Nowy Jork.

Dwójka agentów zajęła krzesła, a Nick oklapł na ukochany fotel.

- Od razu mówię, że żadnych nowych szkolić nie będę - żachnął się Clint patrząc błagalnym wzrokiem na szefa. - Mam już traumę.

- Ty czy ci, których szkoliłeś? - Fury uniósł do góry brew.

Chwilę panowała cisza, którą przerwał chichot Romanoff. Niedługo potem udzieliło się również łucznikowi. Dyrektor patrzył z politowaniem to na bruneta, to na rudowłosą.

- Dobra, przejdźmy do rzeczy, bo nie po to was tu wezwałem. Dzień się jeszcze nie skończył, ja też mam swoje plany - Nicholas czekał cierpliwie, aż agentom przejdzie głupawka. Kiedy w gabinecie w końcu zapanowała cisza, szczęśliwy dyrektor zaczął objaśniać ich nowe zadanie.

- Mike Tuscon. Świta coś komuś? - Fury rzucił im na biurko akta misji. Na zdjęciu u góry widać było umięśnionego mężczyznę z kruczoczarnymi, lekko zakręconymi  włosami z grzywką opadającą na lewą część czoła. Mike miał również oczy koloru błękitnego i lekki zarost.
Zabójcy pokręcili przecząco głowami, a Nick kontynuował. - Marionetka Pierce'a. Tego to już na pewno znacie - tym razem para przytaknęła, a ich miny wyrażały zażenowanie, zmęczenie i jakby strach? - H.Y.D.R.A. powierzyła mu przechowanie pewnego pendrive'a z danymi. Nie wiemy dokładnie, co tam się znajduje, jednakże Pierce ostatnio zniknął nam z radarów. Dlatego sądzimy, że może tam być coś, co nas bardzo zainteresuje.

- Czyli mamy po prostu tam wejść, zabrać pendrive i wyjść? Więc dlaczego wysyłasz tam nas? Nadajemy się do wyższych celów. - Barton prychnął z niezadowoleniem.

- Ta informacja jest ci na razie zbędna - westchnął jednooki. - Jak na razie quinjet na was czeka. Macie dziesięć minut i ani sekundy więcej na przygotowanie do misji. Zrozumiano?

- Yhym - mruknęli jednocześnie Clint i Natasha, poczym zaczęli się zbierać do wyjścia.

Kiedy byli już przy drzwiach agenci odwrócili się jeszcze do dyrektora.

- A co do tego wspólnego pokoju... - zaczął z nadzieją w głosie Barton.

- Pomyślimy jak wykonacie swoje zadanie - westchnął czarnoskóry. Na ustach zabójców pojawiły się szerokie uśmiechy. - Tylko błagam, nie spierdolcie tego. To ważne.

- A czy my cię kiedykolwiek zawiedliśmy? - spytała Natasha, poczym zniknęła wraz z Clintem za drzwiami gabinetu.

Dyrektor poczekał, aż agenci odejdą, ściągnął z głowy maskę i odetchnął z ulgą, poczym wziął do ręki urządzenie podobne do łoki-toki i nacisnął na nim zielony przycisk.

- Agenci w drodze - rozłączył się i zaśmiał ochryple.

- Powodzenia, gołąbeczki.

***

Poprawki czas zacząć ;)

"It was unexpected" - Clintasha Story 2 *wolno pisane*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz