3. Mroczny Znak

6.3K 457 128
                                    

Neville nie mógł pojąć wielu rzeczy. Nie wiedział na przykład, jak to jest możliwe, że kiedy śnieg prószy tak pięknie, kiedy wszystko jest białe, nikt w całym Hogwarcie nie wychodzi na błonia i nie rzuca się śnieżkami. Nie umiał też uświadomić sobie, że nie ma w szkole profesora Snape'a, którego powolutku w myślach przyzwyczajał się już nazywać "starym nietoperzem". To wydawało mu się takie dziwne, że nikt nie dyszy mu w kark na lekcji, nikt nie śledzi jego ruchów czekając tylko na najmniejszą pomyłkę. Dziwny jest nowy nauczyciel OPCM, od którego chyba nawet Neville zna więcej zaklęć. Dziwne było też dla Neville'a Longbottoma puste krzesło pośrodku stołu prezydialnego.

Dziwna była Ginny Weasley, która nie miała teraz żadnego chłopaka i udawała, że Harry Potter już jej nie obchodzi chociaż gdyby tylko dał jej jakiś znak, na pewno pobiegłaby za nim nawet na koniec świata. Dziwne dla Nevilla są śniadania, kiedy sowy przynoszą Proroka. Wszyscy odwracają gazety na ostatnią stronę i czytają nekrologi a nie sprawozdania z meczów quidditcha. Dziwne jest, że te zawody zostały odwołane w tym roku w Hogwarcie.

Dziwna była dla Nevilla wielka trójca Hogwartu, która już nie była trójcą. Dziwnie było, kiedy Ron Weasley całował Hermionę Granger w policzek, a potem w usta. Dziwne było, kiedy prawie nie zwracali uwagi, gdy ich przyjaciel, Harry wychodził. Niesamowite było, że nikt nie zauważa, jak często Harry'ego teraz nie ma w pokoju wspólnym. Że już nie uśmiecha się tak często, ale jest zamyślony. Że czasami nocą gryzie poduszkę, żeby nie krzyczeć albo nie płakać. Albo wychodzi i nie ma go aż do rana.

Neville wie, że Ron też czasami wstaje. Że spotyka się późną nocą z Hermioną w pokoju wspólnym, że długo szeptają do siebie. Nie robią nic złego. Po prostu rozmawiają. A potem Ron całuje ją czule i patrzy, jak wraca do siebie. Ale Neville nigdy nie przyzna się, skąd to wie. Za to jest pewny, że Harry nie ma żadnej dziewczyny w Gryffindorze. Wątpi też, by miał jakąś w Ravenclaw. Od czasu, gdy zerwał z tą śliczną Cho mało rozmawia z ludźmi z tamtego domu. W Hufflepuffie nie został nikt, kim ktoś taki jak Harry mógłby się zainteresować. A Slytherin? Nie, to niemożliwe, przecież Harry nienawidzi Ślizgonów.

Neville stara się teraz to wszystko ignorować.. Ale ciężko jest nie myśleć, kiedy się słyszy jak on, Harry, znów wstaje ze swojego łóżka. Jak stara się być cichy i jest, jest bardzo cichy. Gdyby Neville spał, na pewno by się nie obudził. Patrzy, jak Harry zakłada bluzę, jak wiąże trampki, jak spod łóżka wyciąga tą swoją pelerynę a z półki zabiera różdżkę i okulary. A potem Harry okrywa się peleryną i Neville już go nie widzi, słyszy tylko skrzypnięcie drzwi i cichutkie kroki na schodach.

Teraz Neville może w końcu zasnąć, ponieważ jest doskonale pewien, że Harry Potter nie wróci już tej nocy do łóżka.

Przynajmniej nie do swojego.

***

Zamknął za sobą cicho drzwi Pokoju Życzeń i ściągnął pelerynę. Draco już na niego czekał, siedział na kanapie, z różdżką założoną za ucho, wczytany w tekst księgi od Slughorna. Harry uśmiechnął się do siebie i okrążył na palcach kanapę. Miał nadzieję, że Ślizgon go nie zauważył.

- Powinieneś być bardziej czujny. Szepnął, zasłaniając mu od tyłu oczy dłońmi.

- Potter. Od początku wiedziałem, że tu jesteś. Draco odtrącił jego ręce jak natrętne muchy.

Od kilku dobrych tygodni ćwiczyli oklumencję. To znaczy, Malfoy próbował wedrzeć się do umysłu Harry'ego. I czasami mu się udawało a czasami nie. Ale Harry wątpił, by to była jego zasługa. Przypuszczał, że Draco jest po prostu słaby w leglimencji. Nie mógł się równać ze Snape'm, ćwiczenia z Malfoyem były igraszką, w porównaniu z tą katorgą z Mistrzem Eliksirów.

Ćwiczyli, kiedy tylko mieli ochotę. Wypróbowali też kilka innych zaklęć z księgi. Zawsze spotykali się w Pokoju Życzeń. Kiedy pierwszy zjawiał się tam Draco, Harry mógł być pewien, że na stole będzie stała butelka rumu. A kiedy pierwszy przychodził Harry, na stole stało kilkanaście butelek piwa.

Czasami żaden z nich nie był w stanie wrócić z powrotem do sypialni. A kiedy budzili się rano, w budzących niepokój konfiguracjach... Harry zazwyczaj na podłodze, z dłonią Malfoy'a pod koszulą. Sam Malfoy leżał na kanapie, z błogim uśmiechem na twarzy. Harry dotąd nie rozszyfrował, czy w tych momentach Ślizgon śpi, czy tylko udaje.

- Popatrz lepiej, co znalazłem. - Wskazał mu fragment tekstu. Harry zajrzał mu ciekawie przez ramię. Nie zdążył jednak przeczytać nawet linijki. Ślizgon zwinął się nagle z cichym syknięciem, upuszczając książkę. Przyciskał rękę do piersi a jego twarz wykrzywiła się grymasem bólu.

- Hej! Co jest?! - Harry momentalnie znalazł się tuż obok niego. Siłą odciągnął jego rękę od piersi, zadzierając wysoko rękaw koszuli. Mroczny Znak odcinał się czarnymi liniami na białej skórze Malfoya. Harry patrzył na to zafascynowany.

- On... Znów... - Draco zaciskał zęby tak mocno, że nie był w stanie nic powiedzieć. Głos miał zachrypnięty.

Harry poczuł, jak Ślizgon przyciska twarz do jego ramienia, ale nie zwrócił na to uwagi. Opuszkami palców dotknął znaku. Czuł szybki, urywany oddech Malfoya na swojej szyi. Musnął delikatnie linie ponurego symbolu. I jeszcze raz. Czuł rozchodzące się od niego ciepło. Jak gorączka.

Fascynujące.

***

Czuł się, jakby w żyłach płynęła mu nie krew, ale igły. Miał ochotę odgryźć sobie tą przeklętą rękę, zedrzeć skórę z tatuażem. Gdyby był pewien, że to coś da... Mocniej wtulił twarz w ramię Pottera. Palce drugiej ręki zaciskały się na jego koszuli, ale on wydawał się tego nie zauważać. Miał ochotę krzyczeć. Czuł chłodne, gładkie jak marmur palce Pottera prześlizgujące się po jego skalanej znakiem skórze. To mogłoby być takie przyjemne, gdyby nie ten ból... To przekleństwo...

To zdarzało się już kilka razy. Potter był przy tym, to nie była żadna nowość. Ale... Ale to nigdy nie było takie silne... Nigdy nie bolało tak mocno... Nie aż tak, żeby musiał zaciskać pięść na koszuli Potter'a i słyszeć jak trzeszczą jej guziki.

Nagle Potter pochylił się. Draco zamarł, kiedy poczuł jego język na znaku. A potem jego usta. Miękkie i delikatne jak jedwab, świeże i chłodne... Wciągnął ze świstem powietrze. Co ten drań wyprawiał...?!

***

Co on wyprawiał?! Poderwał się z miejsca, Malfoy osunął się na kanapę, puszczając jego koszulę. Podszedł do ściany i oparł się o nią plecami. Ściągnął okulary i zaczął je przecierać skrajem koszuli.

- Mam nadzieję, że już nie boli. - Rzucił zimno w przestrzeń. Słyszał szelest koszuli Ślizgona, słyszał jak materiał ociera się o skórę. Słyszał jego oddech, na pewno wciąż gorący, pachnący miętą. Słyszał, jak prostuje się na kanapie. Był pewien, że patrzy teraz na Mroczny Znak.

- Tak... Już w porządku... - Jego głos był wciąż zmieniony ale Harry nie odważył się na niego spojrzeć. To, co właśnie zrobił było czystym szaleństwem. Paranoja. Nie chciał, żeby ktoś wykrzyczał mu to w twarz.

Stał, oparty o tę cholerną ścianę i czyścił szkła okularów, jakby chciał je zetrzeć na proch. Wciąż czuł ciepło jego skóry na wargach. Jej słodki smak na języku. Miejsca, w których dotykały go jego palce paliły teraz żywym ogniem. Jak mógł nie zwrócić na to wcześniej uwagi?

- I... Dzięki... Harry...- Coś drgnęło w nim, gdy usłyszał swoje imię wypowiedziane jego ustami. Pierwszy raz odkąd pamiętał nazwał go po imieniu. Podniósł wzrok na Malfoy'a. Na szczęście nie widział wyrazu jego twarzy, bez okularów wszystko było zamazane i nieostre. Uśmiechnął się leciutko.

- Nie ma sprawy. Kolejne zebranie? - Rzucił nonszalancko. Chciał udawać, że nic się nie stało, że to nie miało miejsca. Nigdy.

- Na pewno. - Malfoy opuścił rękaw koszuli, ukrywając znak. Podniósł z podłogi książkę, wertując ją w poszukiwaniu właściwej strony. - Ale mniejsza z tym, spójrz na to...

Tej nocy nie rozmawiali już na temat Voldemorta, Mrocznego Znaku czy czegokolwiek. Ćwiczyli oklumencję i Draco wdarł się do umysłu Harry'ego tylko kilka razy. A potem nawet nie wypili tak dużo, prawie zupełnie trzeźwi wrócili do własnych sypialni.

***

Była czwarta nad ranem, ale o tej porze roku na zewnątrz wciąż panował mrok. Harry wsłuchiwał się w równe oddechy Rona i Neville'a. Nie mógł zasnąć. Przewracał się na łóżku, wciąż rozmyślał o tym, co się stało.

Jeszcze miesiąc temu uważał Draco Malfoy'a za swojego największego wroga. Za śmiecia, zdrajcę, psa. Za coś mniej niż człowieka. A teraz... Nie, jeszcze mu nie wybaczył, nie ufał mu tak samo jak na przykład Ronowi czy Hermionie. Wciąż był przy nim czujny, nawet, kiedy pili starał się mieć różdżkę w zasięgu ręki.

To dlaczego do diabła pocałował go?

No dobrze. To nie był pocałunek. Po prostu dotknął ustami jego skóry, nic więcej. Żadnych emocji, nic więcej. Naprawdę nic. To był impuls, jakiś pierwotny instynkt. Albo kolejna robota Voldemorta. Tak właśnie. Nie miał podstaw przypuszczać, że to było cokolwiek więcej.

Nagle zdał sobie sprawę, że jego ręka wędruje po prześcieradle, coraz niżej, niebezpiecznie blisko... Nie do diabła! Ze złością włożył obie ręce pod poduszkę, przekręcając się na brzuch.

Nie będzie sobie przecież tego robił, myśląc jednocześnie o Draco Malfoy'u.

***

Draco Malfoy również nie spał. Leżał na łóżku, opierając stopy wysoko na ścianie. Był w samych bokserkach. Jednak zazwyczaj sypiał tylko w nich, więc nie było to nic nadzwyczajnego. Jedną rękę miał założoną pod głową, w drugiej trzymał papierosa. Patrzył na serpentyny dymu unoszące się pod sufit, znikające w otworze wentylacyjnym.

Odkąd Crabbe i Goyle odeszli ze szkoły miał całe dormitorium dla siebie. Większość sypialni Slytherinu była trój-osobowa. Na początku mieszkanie w samotności było trochę przygnębiające, ale teraz już się do tego przyzwyczaił. Nawet cieszył się z takiego rozwoju sytuacji.

Zaciągnął się głęboko dymem. Oto dzisiaj Harry Potter, Zbawiciel Czarodziejskiego Świata pocałował go. Prawie. Spojrzał na znak na swojej ręce. Po raz pierwszy nie myślał o nim ze wstrętem.

Przypomniał sobie jego usta. I język. To było tak piekielnie zmysłowe, tak... Chciałby poczuć te chłodne wargi jeszcze raz. Na swoich ustach. Chciałby żeby ich języki splotły się, chciałby czuć jak jego palce błądzą po jego skórze, jak paznokcie wpijają się w ciało, chciałby słyszeć jak jęczy, jak nazywa go bogiem i błaga o jeszcze...

Do prostytutki biedy, kurwy nędzy! Przecież to Potter! Zakała Hogwartu! Pozer i idiota, bratający się ze szlamami...

Draco westchnął. Przecież już tak o nim nie myśli. Jeśli naprawdę jest Zbawicielem Czarodziejskiego Świata to mógłby na kolanach prosić o zbawienie...

Coś się w nim przekręciło, kiedy wyobraził sobie siebie na kolanach przed Potter'em. Przed Harry'm... Spojrzał w dół, na swoje bokserki.

- Kurwa. - Jęknął z głębi serca. Strzelił niedopałkiem do przepełnionej popielniczki i zwinął się w kłębek, sięgając dłońmi do spodni.

Starał się nie wyobrażać sobie, jak jutro spojrzy Potter'owi w oczy. A zresztą do diabła z tym, najwyżej znów zabierze mu okulary.

***

- Coś mało cię ostatnio widać, Harry. - Powiedział Ron następnego dnia w pokoju wspólnym. Harry właśnie kierował się do przejścia za portretem Grubej Damy. - Ciągle gdzieś wychodzisz.

- Och przestań go męczyć. - Uśmiechnęła się Hermiona, przerywając na chwilę pisanie eseju z numerologii. Siedziała, opierając się plecami o zgięte kolana Rona. Weasley bawił się jej włosami.

- Może Harry znalazł sobie dziewczynę? - Roześmiał się Ron. Harry kątem oka zauważył, jak Ginny przerywa rozmowę ze swoją przyjaciółką, rzucając mu rozpaczliwe spojrzenie.

- Może tak, może nie... - Powiedział cicho, uśmiechając się przepraszająco. Udając zawstydzonego wyszedł szybko, nie oglądając się za siebie. Słyszał jeszcze jak Ron pieje cienko, co najmniej jakby wygrał w pojedynkę mistrzostwa Quidditcha.

Westchnął ciężko, zarzucając na siebie pelerynę. Sam nie wiedział, dlaczego do tej pory nie powiedział im o swoich „lekcjach" z Malfoy'em. Co prawda obiecał Ślizgonowi, że to będzie tajemnica, ale... Ale nawet Dumbledore pozwalał mu wyjawiać sekrety przyjaciołom. Może tym razem nie chciał zawracać im głowy, burzyć ich szczęścia? Zwłaszcza teraz, kiedy bycie ze sobą było ich jedyną radością, codziennie w proroku ukazywały się nowe ogłoszenia o atakach i zgonach.

Z drugiej strony nie wyobrażał sobie reakcji Rona na wiadomość, że Harry większość wolnego czasu spędza z Malfoy'em - wrogiem publicznym numer jeden.

Ale kiedy nie mówił im prawdy, pozwalał im na takie właśnie domysły jak ten przed chwilą. Harry Potter ma dziewczynę - ha ha ha. Co oni wszyscy by pomyśleli, gdyby dowiedzieli się o Malfoy'u? Zachciało mu się śmiać. I kiedy w końcu zamknął za sobą drzwi Pokoju Życzeń i legł na granatowej kanapie, nie mógł już się powstrzymać od śmiechu.

***

- A gdzie ty się znowu wybierasz, jaszczureczko moja? - Poczuł, że coś łapie go za rękaw szaty. Spojrzał w dół, na fotelu, wyciągnięta jak kotka w rui leżała Pansy. Spódniczkę miała wysoko zadartą, udawała, że nie dostrzega męskich spojrzeń błądzących po jej kształtnych nogach. Patrzyła na niego wzrokiem wygłodniałego zwierzęcia. Stanowczo wyrwał rękaw z jej palców.

- Nie twój interes. - Warknął.

- Och, nie mów tak do mnie. - Odwróciła się, teraz stała na fotelu na czworaka, wyciągając do niego rękę. Na pewno myślała, że wygląda w takiej pozycji seksownie. Wyobrażała sobie, że staje mu od samego patrzenia na nią. Ciekawe, czy teraz cały pokój wspólny widzi jej majtki, czy tylko ci, którzy siedzą najbliżej, zastanawiał się Draco. - Ostatnio prawie ze mną nie rozmawiasz, nigdzie ze mną nie wychodzisz...

- Nie mam ochoty nawet cię dotykać. - Syknął, odwracając się, wściekły. Nie obejrzał się, słysząc swoje imię przeplatane z przekleństwami.


Przeszedł korytarzem, wspiął się po schodach na piętro. W samą porę zdążył ukryć się za kotarą, kiedy nagle w korytarzu pojawił się jakiś duch. Nasłuchiwał, ale teraz było już cicho. Spojrzał na zegarek, Potter pewnie już czekał. Odsunął kotarę i...

Przeraźliwy krzyk poniósł się po korytarzu. - To zawsze zdarza się w takich momentach -pomyślał, zrywając się do biegu. Pani Norris krzyczała, syczała i piszczała wściekle. Już słyszał kroki Filcha, prawie czuł jego oddech na plecach...

Skręcił jeszcze kilka razy, wspiął się po kolejnych schodach, a Filch był coraz bliżej i bliżej... Był pewien że biegnie najkrótszą drogą, był dużo szybszy niż stary woźny, jednak Filch miał nad nim tę przewagę, ze znał chyba wszystkie tajemne przejścia zamku. W ostatnim momencie dopadł drzwi, wpadł do Pokoju Życzeń i zatrzasnął je. Długą chwilę stał przy nich bez ruchu, słyszał jak woźny przebiega obok, pomstując wściekle. Słyszał skrobanie małych pazurków, kiedy niedługo potem pobiegła za nim Pani Norris. Dopiero wtedy odetchnął głęboko, z ulgą.

- Jakieś problemy?

Odwrócił się. Potter leżał na kanapie, z okularami założonymi na czoło i butelką kremowego w ręce. Koszula wysunęła mu się ze spodni. Kilka ostatnich guzików było rozpiętych, Draco podążył wzrokiem za wąską ścieżką czarnych włosów, biegnącą od pępka i znikającą pod niebieskim dżinsem spodni. Zmusił swój głos, żeby brzmiał normalnie.

- To Filch. Nieprzewidziane randez vu z Panią Norris.

- Teraz będzie na ciebie czatował. Zobaczysz, przyczai się za zbroją i... - Potter nie wytrzymał i roześmiał się głośno.

- Bieganie tutaj codziennie zaczyna robić się trochę kłopotliwe. - Zrzucił nogi Pottera na podłogę, robiąc sobie miejsce na kanapie. Starał się nie patrzeć na jego rozporek. Gryfon przestał się śmiać.

- Znaczy... Nie chcesz już mi pomagać? - Draco kontemplował jak w jego zielonych oczach zapalają się iskierki gniewu. Bardzo się cieszył, że tym razem Harry nie ma okularów.

- Nie do końca to miałem na myśli.

- ?

- Ty masz pelerynę-niewidkę, ja nie mam. Ale mam sypialnię tylko dla siebie. Może jutro zamiast tutaj spotkamy się u mnie? - Wyrzucił z siebie prawie jednym tchem. Potter patrzył na niego przez chwilę bez słowa. A potem szybko założył sobie okulary na nos i odstawił butelkę na stół.

- Chyba oszalałeś Malfoy. - Spojrzeli sobie w oczy. - No dobra, pomyślę nad tym. Ale niczego nie obiecuję, jasne?

Draco uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.

***

Kilka godzin później podniósł się obolały spod ściany. Harry już podbiegł do niego i pomagał mu wstać.

- Potter, do diabła, następnym razem, kiedy będziesz wywalał mnie ze swojego umysłu racz być delikatniejszy... - Wystękał rozcierając sobie żebra.

- Naprawdę sorry. To niechcący... Dalej nad tym nie panuję. - Gryfon otrzepywał jego szatę. Draco starał się ignorować jego dotyk. Średnio mu wychodziło.

- Na dzisiaj sugeruję skończyć. - Odsunął się od nieco nazbyt chętnych dłoni pięknookiego. - Jutro u mnie, jasne?

- No, jak tak bardzo chcesz to chyba nie mam wyboru. - Potter usiadł na kanapie, czochrając sobie włosy.

- Hasło brzmi „lavare manus". Nasz salon jest...

- Nie wysilaj się, doskonale wiem, jak dojść do waszego salonu. - Gryfon uśmiechnął się czarująco na widok jego zdumionej miny.

- Co? Ale...

- Do jutra Draco!

I drzwi zamknęły się za nim. Ślizgon stał przez chwilę pod ścianą, zupełnie skołowany. Skąd on może wiedzieć, gdzie są kwatery Slytherinu? I... Draco... Nazwał go Draco... Co prawda wolałby usłyszeć to imię wykrzyczane, wyszeptane pomiędzy błaganiami o więcej... Ale tak też nie było źle. Uśmiechnął się i zupełnie nieświadomie musnął opuszkami palców swoje wargi.


_______________

Wywiązuje się ze swoich umów i oto kolejny rozdział, haha. 

Jak wam się podoba? ja osobiście moge zaliczyć Blemish do jednego z moich fav drarry 

O koszmarach i łzach | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz