9. Olśnienie

5K 405 81
                                    


Harry podejrzewał, że jest już druga nad ranem. Leżał na łóżku, podpierając głowę łokciem. To był dziwny dzień – pomyślał. Rano czuł się podle. Jak śmieć, wyrzutek. Po południu miał już ułożony „plan" i nie mógł doczekać się zmroku. Późną nocą miał ochotę uciekać spod przejścia do Slytherin'u. Potem musiał zwalczać w sobie chęć, żeby nie pogryźć Pansy. Chyba zaliczył cały wachlarz przeciwnych emocji jednego dnia! 

A teraz... Teraz leżał w jednym łóżku z Malfoy'em! W jednym łóżku! Sam nie wiedział, jak do tego doszło.

Patrzył na idealny, jak dopiero co wycięty dłutem antycznego rzeźbiarza profil Dracona. Ślizgon spał, z jedną ręką pod głową. Oddał mu całą kołdrę, więc Harry widział go praktycznie całego.

Draco naprawdę wyglądał jak grecki bożek. Ciało miał szczupłe i gibkie, mięśnie pięknie zarysowane na klatce i płaskim brzuchu. Na jego skórze nie było żadnej blizny czy skazy – oprócz Mrocznego Znaku oczywiście. Harry nie wyobrażał sobie, jak wypadłby, gdyby ktoś go z Malfoy'em porównywał. Było przecież wręcz usiany rysami – pamiątkami po wszystkich mniej lub bardziej dziwnych i groźnych przypadkach, jakie mu się przytrafiały.

Gapienie się na pogrążonego we śnie Ślizgona sprawiało Harry'emu jakąś niepojętą, przewrotną przyjemność. Sam nie wiedział, dlaczego. Przecież on nie jest... To znaczy... Nie lubi facetów. Tego mógł być chyba pewien – wielokrotnie przecież widział przebierającego się Rona albo zawodników z drużyny quidditcha w szatni... I nie robiło to na nim żadnego, nawet najmniejszego wrażenia. Nawet nie myślał o takich rzeczach!

A teraz gapi się na Malfoy'a. Paranoja. W dodatku CAŁOWAŁ SIĘ – jakkolwiek chciałby to określić Draco – z tym blond draniem. To wszystko było takie chore – jęknął. Starał się nie użalać nad sobą, ale jakoś nie mógł pozbyć się wrażenia, że jego życie jest do bani. Od początku do końca.

Wyciągnął rękę i musnął palcami delikatny, lekko zapadnięty policzek. Bez zastanowienia przeciągnął dłonią po jego żebrach, starając się je policzyć. Dotarł do tego ulubionego miejsca na jego ciele, nad wystającymi kośćmi miednicy. - Zignorował jakiś cichy, wrzeszczący piskliwie głosik w jego głowie: „Ty nie masz na nim żadnych ulubionych miejsc! Żadnych!" - Narysował palcem kółeczko na tej kości. A potem przeciągnął samym opuszkiem wzdłuż linii jego spodni.

Zamarł, gdy dotarł do kępki włosów, wystających spod materiału. Bardzo powoli zabrał rękę. Chciało mu się śmiać. Krzyczeć wariacko i biegać po pokoju. Ciekawe czy Draco „tam" też jest blondynem? Zabił w sobie to absurdalne pytanie.

Westchnął. Czas spać. Zakopał się głębiej w pościeli. Znów spojrzał na Malfoy'a. No cóż... W sumie, czemu nie, w końcu użyczył mu łóżka. No i obiecał.

Przysunął się do niego i okrył ich obu kołdrą. Jego ręka już tak została – przerzucona przez tors Ślizgona, obejmująca go. Nie zdążył jej zabrać – zasnął.

***

Draco tymczasem nie spał wcale. On również uważał, że to był dziwny dzień. W życiu nie miał takiej huśtawki nastrojów. Na przemian uważał się za błazna, idiotę, najnieszczęśliwszą istotę na świecie, potem za geniusza, króla i w końcu władcę wszechświata. Osiągnął swój cel – Harry sam do niego przyszedł, z własnej, nieprzymuszonej woli. Już się prawie poddał, rzucił to wszystko w diabły – a tu proszę, niespodzianka! Harry w jego sypialnie, niesssamowite.

No i teraz leżeli w jednym łóżku. Co prawda tylko leżeli, nic więcej, ale od czegoś trzeba zacząć. „Obietnica" nie przeszkadzała mu już tak dotkliwie. Zresztą, to nie jest przecież ostatnia noc świata, mają jeszcze dużo czasu. Gryfon nie będzie się przecież opierał przez wieczność. A jeśli zaczeka, zwycięstwo będzie smakowało lepiej...

Poczuł ciepły dotyk na swoim policzku. W ostatniej chwili przypomniał sobie, że przecież śpi i nie może nic zrobić. Lekkie palce ześlizgnęły się na jego żebra, potem jeszcze niżej... Czuł, że robi mu się gorąco. Całym sobą koncentrował się, żeby oddychać równo. A potem poczuł dotyk jeszcze niżej, znacznie bliżej... Och, a może zwycięstwo przyjdzie świętować już tej nocy? Nie miałby nic przeciwko! No dalej, Gryfonie, pokaż na co cię stać!

Ale ciepło jego dotyku zniknęło, rozpłynęło się gdzieś. Draco zdusił w sobie jęk zawodu. No tak... Ten idiota wciąż nie wie czego chce. Bawi się nim i nawet o tym nie wie! Miał ochotę uderzyć głową w ścianę. Niekoniecznie własną.

Słyszał jeszcze szelest pościeli. Mógłby mu trochę oddać – pomyślał zrzędliwie. I nagle szczupłe ramię objęło go, otulając ciepłą kołdrą. Może Potter naprawdę czyta w myślach? – Otworzył szeroko oczy i spojrzał na Gryfona.

Zero romantyzmu. Pięknooki już kimał, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie. Przewrócił oczami – taki właśnie jest ten świat.

Przysunął się do niego jeszcze bliżej, obejmując ciasno i wkładając mu ramię pod głowę. I kolano między nogi, ale to już był odruch bezwarunkowy. Zbliżył usta do jego ucha i wyszeptał.

- Myśl sobie co chcesz. I tak w końcu będziesz mój. Tylko mój.

***

Poranek przyszedł niepostrzeżenie. Harry obudził się, ale nie otwierał oczu. Czuł, że w pokoju jest już jasno. Ron pewnie i tak zaraz wstanie i zacznie hałasować... Tak samo Neville... Nie ma się co śpieszyć – łazienka i tak będzie wolna dopiero za kwadrans. Zresztą – jest sobota, mógł pospać trochę dłużej.

Było mu tak ciepło, wygodnie i przytulnie jak jeszcze nigdy. Coś go obejmowało, oplatało.... Mmm, wspaniałe uczucie. Przytulił się bardziej do tego czegoś. Właściwie, wcale nie ma ochoty dzisiaj wstawać z łóżka... Mógłby cały dzień tak leżeć i wdychać słodki zapach tego... Tego...

Jezus Maria.

- Cześć, śpiąca królewno – Draco uśmiechnął się szelmowsko. Jeszcze przed momentem Harry wtulał nos w jego szyję, a teraz ich twarze dzieliło od siebie zaledwie kilka centymetrów!

- Ach... E... Cześć Draco... – Harry zdawał sobie teraz doskonale sprawę, w jakiej pozycji leży. Miał przerażającą świadomość wszystkich tych rąk i nóg... Wszędzie. Głównie na nim.

- Jak się spało? – Malfoy wciąż uśmiechał się łobuzersko, ani myślał zabrać rąk.

- Ja... Bardzo... Ee... Dobrze... Tak...

- Cieszy mnie to niesamowicie, uwierz.

Nagle Harry zdał sobie sprawę z kolejnego mrożącego krew w żyłach faktu. Och nie... Tylko nie to... Nie teraz... Jego źrenice zmniejszyły się z przerażenia. Draco chyba też to zauważył bo z trudem powstrzymywał śmiech.

- Ja... E... Łazienka! – Krzyknął rozpaczliwie i zaczął wyplątywać się ze szczupłych kończyn. Ślizgon przykrył sobie głowę poduszką, dusząc się ze śmiechu. Harry jednym skokiem znalazł się przy drzwiach. Kiedy je zatrzasnął, Malfoy po prostu piał z radości.

- Wspaniale – mruknął. Spojrzał wściekle w dół. – Czy ty zawsze musisz mi to robić w takich chwilach?!

***

Draco uspokajał się powoli, chociaż wciąż nie mógł zetrzeć uśmiechu z twarzy. Przeciągnął się, aż trzasnęły mu wszystkie stawy. Biedny Harry, nie umie zapanować nad odruchami...

Ubrał się szybko i podszedł do drzwi łazienki. Zapukał kilka razy.

- Już rozładowałeś emocje, Harry, skarbie? Może potrzebujesz pomocy? – Dławił się śmiechem. – Więcej rąk, większa satysfakcja. Gwarantowana!

- Och, zamknij się, Malfoy! Daruj sobie. I podaj mi moje ubranie.

Przewrócił oczami i pozbierał wszystkie części garderoby Pottera. Podał mu je przez uchylone drzwi. Chwilę potem Harry objawił się całkowicie ubrany. Z mokrych włosów kapała woda.

- Wpakowałeś głowę pod kran? Myślałem, że ty...

- Malfoy, opanuj się. Przecież nie będę tego robił z tobą pod drzwiami. – Spojrzał na niego jakby był naiwnym czterolatkiem. - W dodatku myśląc o... O... Hm. – Harry porzucił ten wątek. Zamiast tego przeszedł przez pokój i zza szafy wyciągnął swoją pelerynę niewidkę. – Spadam. Lepiej, żebym wrócił do wieży przed śniadaniem. Wiesz, mogą tam się zacząć martwić albo coś...

- Taa, jasne. – Patrzyli na siebie przez chwilę.

- Może... Moglibyśmy spotkać się dzisiaj w Pokoju Życzeń? Ja... Muszę ci chyba coś opowiedzieć. – Potter zarzucił na siebie pelerynę dokładnie w momencie, kiedy zdradliwy rumieniec zaczął wypełzać na jego policzki. Draco skinął głową. Na jego wargach zabłąkał się lekki uśmiech.

- Nie ma sprawy.

Słyszał kroki przez pokój. Drzwi uchyliły się lekko.

- I jeszcze jedno. – Dobiegł go głos Gryfona. – Nieźle ci z takimi włosami.

- Już wyglądam jak ty? – Mimowolnie przeczesał palcami rozwianą czuprynę. Harry zachichotał.

- Nie wyobrażaj sobie. Od mojej perfekcji dzielą cię lata świetlne.

I drzwi zamknęły się, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wciąż się uśmiecha.

***

Już dawno nie czuł się taki szczęśliwy. Zupełnie nieuzasadniona euforia wprost go rozsadzała. Przeskakiwał po trzy stopnie na schodach, wcale nie czuł zimna podłogi. Szczerzył się jak idiota pod peleryną, miał ochotę ucałować każdą mijaną osobę.

Jak to się śmiesznie życie układa... Przestał kłócić się z Malfoy'em, prawdopodobnie Ślizgon nie zrobił mu nic niestosownego w nocy... I jakoś tak lekko mu było na duchu. Miał wrażenie, że gdyby w korytarzu nagle powiał wiatr, uniósł by się w powietrze. Przed portretem Grubej Damy zrzucił pelerynę i schował ją pod szatę. Do pokoju wspólnego po prostu wleciał, jakby miał skrzydła u ramion.

- Gdzieś ty był całą noc?! – Od razu obskoczyli go Ron z Hermioną. – Ostatnio wszędzie chodzisz beze mnie!

- Ale nie byłeś w żadnym zakazanym miejscu, prawda? – Hermiona patrzyła na niego z troską.

- Nie... – Wyjąkał tylko. Nie miał pojęcia, czy sypialnia Slytherinu to „zakazane miejsce". A za nic w świecie by nie zapytał. Niespodziewanie do rozmowy przyłączyła się Ginny.

- Byłeś u tej swojej panny? – Zapytała na pozór wesoło, jednak w jej oczach czaiło się napięcie. Harry próbował przestać się uśmiechać i powiedzieć w końcu coś konstruktywnego, ale nie był w stanie. Ron roześmiał się głośno i klepnął go w plecy, aż coś zagrało mu w płucach.

- A nie mówiłem, że nie ma się o co martwić?

Wymknął się z uścisku przyjaciół i pobiegł po schodach do swojego dormitorium. Kiedy zamknął drzwi, westchnął głośno. Wciąż czuł się bardzo dobrze, jednak...

Nie mógł powiedzieć im prawdy. Co by zrobili, gdyby dowiedzieli się, że spał z Malfoy'em? Dosłownie, jasne, ale i tak... Och, to było straszne. Do tego Ginny... Harry był jej wdzięczny, że nie robi mu żadnych wyrzutów, nie płacze po katach ani nic w tym stylu. Mógłby nawet powiedzieć, że zachowuje się prawie normalnie. No właśnie – prawie.

Jego życie jednak było jednym, wielkim bagnem. Czasami bardziej kolorowym a czasami mniej, ale jednak.

***

Kiedy przyszedł w końcu do Pokoju Życzeń, Draco kończył już kieliszek wina. Harry rzucił pelerynę na stół i nalał sobie również z zielonej butelki.

- Opowiedz mi, co się wtedy stało. W waszym pokoju wspólnym. Różne plotki krążą po lochach... – Rzucił Ślizgon nonszalancko, bawiąc się swoim szkłem.

- Po to tu jestem. Żeby ci to opowiedzieć. – Usiadł ciężko na kanapie i wypił duszkiem. Wiedział, że alkohol to jego wróg, jednak... Jednak nie umiałby mówić o tym zupełnie trzeźwy.

Wino było słodkie i rozgrzewało przyjemnie. Nalał sobie jeszcze jeden kieliszek. I zaczął mówić.

Opowiedział o wielkim wężu, o bólu, o tygrysie i lwie. O niebosiężnym murze ze stali. Po trzecim kieliszku wyrzucił z siebie nawet ten fragment o wspomnieniu. „Dlaczego ty mnie nie chcesz?" Mówienie przychodziło mu z trudem – ale kiedy już zaczął, nie było tak źle. Draco przez cały czas nie odezwał się ani razu. Siedział tylko prawie bez ruchu, sącząc swoje wino. Kiedy Harry skończył, blondyn również się nie odezwał. Na długą chwilę zapadła cisza.

- Tak... No i... Ja... Chciałbym ci podziękować, Draco. – Wyrzucił w końcu. Cisza zaczynała go już drażnić. Alkohol szumiał mu już lekko w głowie, ale Harry nie zwracał na to uwagi.

- Podziękować? – Draco spojrzał na niego po raz pierwszy od początku tej rozmowy. Harry poruszył się niespokojnie.

- Tak. Bądź co bądź, gdyby nie ty to... To on... Dziękuję.

Znowu zapadło milczenie. Harry czuł, jakby coś niewidzialnego przytłaczało go, zaciskało mu się pętlą wokół szyi. Jakaś dusząca, ciężka mgła. Wstał zamaszyście i zaczął chodzić po pokoju.

- Nigdy mu tego nie wybaczę. Nigdy.

- Komu? – Draco patrzył na niego, lekko zdezorientowany.

- Voldemortowi. Mam tak mało dobrych wspomnień. Nie zniosę, jeśli będzie mi je jeszcze odbierał, kalał swoją obecnością. – Odwrócił się do Ślizgona, zatrzymując się. Miał zacięty wyraz twarzy. – Ty nie wiesz jakie to było straszne uczucie. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak to jest, kiedy On wdziera ci się do głowy. On mi za to zapłaci. Za wszystko mi zapłaci.

- No jasne, fajnie tak sobie pewnie rzucać pogróżki na wiatr. – Parsknął blondyn, opadając na oparcie kanapy. – A masz jakiś plan? Sorry, ale jakoś wątpię.

Harry zamilkł. Znów zaczął chodzić po pokoju.

Voldemort włamuje mu się do głowy. Harry nawet nie rozważał pomysłu, żeby zrobić mu to samo. Podejrzewał, że od zobaczenia jego myśli zmieniłby się w roślinę. Jakoś nie miał ochoty wyglądać jak pani Malfoy albo rodzice Neville'a. Więc legilimencja odpada.

Co jeszcze mógł zrobić w pojedynkę? Poproszenie o pomoc Zakonu odpada także – oni na pewno sami próbują, mają pełne ręce roboty. Ścigają Śmierciożerców, ochraniają zamek i tak dalej... Był zdany tylko na siebie. Dopóki siedział za murami Hogwartu był całkowicie bezpieczny. Ale on miał dosyć siedzenia i chowania własnego tyłka! Chciał działać, robić coś...

Dobrze. Przeanalizujmy to jeszcze raz. Voldemort bezpardonowo włazi mu do głowy. Do jego własnej, prywatnej głowy. Do której, teoretycznie, tylko on powinien mieć dostęp. A Czarny Pan zachowuje się, jakby z fałszywym zaproszeniem przyszedł na bal urodzinowy przedszkolaka.

Zaraz, zaraz, chwileczkę... Poczuł, że przed momentem otarł się o rozwiązanie. Nić skojarzenia powiewała na wietrze, cienka jak pajęczyna, gotowa zerwać się w każdej chwili. Wyciągnął rękę i chwycił ją, samymi opuszkami palców.

Fałszywe zaproszenie.

Wciągnął ze świstem powietrze. Był geniuszem.

***

Draco patrzył, na miotającego się po pokoju Pottera. Może wino już zdążyło uderzyć mu do głowy... Gryfon nie zwracał na niego większej uwagi, więc oddał się własnym rozmyślaniom.

Dziwnie się poczuł, kiedy Harry powiedział mu, jakie wspomnienie obudziło w nim wolę walki. To było osobliwe uczucie. Wcale nie niemiłe, ani też nie złe, ale... Nie miał pojęcia, jak się do tego odnieść. Z jednej strony fajnie, że jednak coś tam dla Potter'a może znaczyć. Jednak... Niepewnie się czuł ze świadomością, że ktoś może być od niego zależny. Że ma nad kimś władzę. I to nie taką, jaką dawało mu dobre pochodzenie i para goryli za plecami – do tego był zupełnie przyzwyczajony. To było coś zupełnie naturalnego, jednak tym razem... Chodziło o taką władzę, jaką można mieć nad szczurem w klatce.

Trochę go to przerażało.

Nagle Potter zatrzymał się. Wbił wzrok w ścianę. Draco prawie widział wszystkie kółeczka i trybiki, obracające się szaleńczo w jego czaszce. Czyżby na coś wpadł? I skąd w nim to przeczucie, że jednak go to nie zachwyci?

- Draco... – Harry spojrzał na niego. Te oczy o szmaragdowo zielonych tęczówkach błyszczały, jak w gorączce. Może od wina, ale może od czegoś zupełnie innego. To spojrzenie powodowało, że coś w nim drżało, coś atawistycznego, pierwotnego.

Gryfon podszedł do niego i spojrzał mu głęboko w oczy, sięgając prawie dna duszy. Draco czuł, że nawet gdyby świat rwał się na strzępy tuż nad jego głową, nie byłby w stanie przerwać tego wzrokowego kontaktu. Takiej namiętności nie widział już dawno, nigdzie. To, co przed chwilą ledwie w nim drżało, teraz wyło i rzucało się o ściany jego umysłu. Spragnione dotyku.

Nie ośmielił się poruszyć.

- Draco... Musisz mi opowiedzieć o swoim Mrocznym Znaku. Wszystko.


Bardzo powoli odstawił kieliszek na stół. Potem, równie powolnym ruchem, jakby nie chciał spłoszyć dzikiego zwierzęcia, ujął twarz Harry'ego w swoje dłonie. Chciał patrzeć w jego oczy tak samo głęboko, jak on patrzył w jego. Ale widział tylko błyski i własne odbicie.

Sięgnął ustami jego ust. Już je prawie miał. Już prawie czuł ich smak, miękkość ich dotyku... Nagle jednak dłonie Harry'ego, niespodziewanie szybko zacisnęły się na jego nadgarstkach. Odsunął się stanowczo. Draco poczuł się tak, jakby ktoś wyszarpał mu wielką dziurę w sercu.

- Opowiedz mi.

Opuścił ręce i ukrył twarz w dłoniach. I zaczął mówić.

O koszmarach i łzach | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz