Co powiecie na Kalambury?

23 1 1
                                    

Wspominałam już, że postawę, a raczej posturę, Wspaniałego można spokojnie przyrównać do Quasimodo z "Dzwonnika z Notre Dame"? To już wspomniałam. Było to coś, co definiowało Martineza w oczach obcych ludzi. Jego znak rozpoznawczy, jego atrybut. Coś w stylu:

Random no.1- Yo, ziomek kojarzysz Marcina z mojej klasy???

Random no.2- Y, nie. Przybliż jakoś.

No.1- Nooo... wysoki, blondyn, chodzi w jeansach... cały na czarno, chodzi w koszulkach z kuc- zespołów, dość się garbi...-

No.2- AAAA, KUC- QUASIMODO.

Generalnie można o nim powiedzieć wszystko, ale znany jest tylko z jednego. Żywa legenda.

Mimo, że przydomek ten nie był znany samemu jego właścicielowi, to wśród dzieciaków ze szkoły gościł on w każdej rozmowie na temat Wielkiego. Aż dziwne, że ziomek nadal tego nie podłapał i nie poleciały wyzwiska w stronę matki rozmówcy, bo przecież nie można normalnie pogadać. Martinez zdawał już sobie sprawę, że był Transformersem, jeżem, żółwiem, kucem, piłką do kosza, ale mimo jego niewątpliwie wysokiej inteligencji i 200-stu punktów IQ co najmniej, fakt bycia Quasimodo jakoś mu umknął.
Dziwna postura była z nim tak mocno kojarzona, że nikt nie umiał wyobrazić go sobie inaczej. Cóż, nie jego wina, ale ludzie są okrutni i beka sama się nie pociśnie, więc here we go. I tak jego pseudo- znajomi nie zwracali uwagi na wygląd (nie oszukujmy się- tylko u nich. Dziewczyny obgadywali za wygląd równo), więc o tyle dobrze.
Teksty debili z klasy i spoza niej jednak były cały czas te same i po 3 razach nie znudziły. "Martinez, wyprosuj się!" Nie bawiło tak, jak za pierwszym razem. Największa beka była jednak, gdy ktoś z IQ większym, niż 15 wkraczał do akcji. Choćby nieświadomie.

******


Pewnego pięknego dnia w pięknej szkole, przy pięknych 30°C w salach, nasza kochana wychowawczyni wpadła na genialny pomysł zajęcia nam jakoś tych 45 minut godziny wychowawczej, która swoją drogą przypadła w piątek na ostatniej lekcji. Pół klasy spieprzyło, wiadomka, więc typiarka zaproponowała grę w KALAMBURY w 15 osób.
Zmęczeni życiem przystaliśmy jednak na ten pomysł i każdy zaczął pisać hasła na małych karteczkach, które pani dostała prawdopodobnie na dzień nauczyciela czy coś. Takie małe, kolorowe do biura. Zrobiliśmy, co mieliśmy zrobić i wrzuciliśmy wszystko do jakiegoś randomowego kubka (jednego z 20-stu z napisem "Dla Najlepszej Nauczycielki! <3" ukitranych w jednej z szafek)
Jako że pani jest duszą towarzystwa, to zagrała z nami UwU
Gra jak gra. Trochę śmiechu, trochę popisywnia się. Nie graliśmy na punkty ani na drużyny, więc było każdy na każdego. Każdy sobie rzepkę skrobie, hehe. Po chyba 10- ciu minutach pokazywania przez Kulę słowa "sztos", zwycięzcą okazała się pani! Wymęczyła się i zgadła. Padła więc kolej na nią. Pognała zgrabnie, jak sarenka w tych swoich szpileczkach i wylosowała karteczkę. Po minie widać było, że ktoś dojebał, bo nagle spoważniała. Ale tylko na sekundę. Uśmiechnęła się szeroko i zaczęła pokazywać.

-Hmm, kula. Coś okrągłego.- myślałam.

Ludzie wiedzieli tyle, co ja, czyli nic, więc babka, nadal nie przestając się śmiać, wzięła gumkę do włosów, po czym związała swoje w niską kitkę i obróciła się do nas plecami.
Nic, zero.
Widząc kompletny znak zapytania na naszych twarzach, ta wzięła zajumała Kuli krzesło, usiadła, zrobiła wkurwioną minę, splotła ręce na piersi i siedzi z takim wkurwem, hamując śmiech. Już miałam krzyknąć odpowiedź, ale ta mnie wyprzedziła dziwnym dźwiękiem i wstała z krzesła uginając kolana. Zrobiła ten dziwny kuc- gest, który robi się na koncertach i zaczęła majtać włosami w kółko XD

-MARCIN, KURWA XDDD- krzyknął Kula z końca sali.

-TAK XDD- dumnie odkrzyknęła pani- anioł.

Nawet nie zareagowała na "kurwa", taka była dumna XD
No jebłam. Sama bym tego lepiej nie ujęła. Kochałam ją 3x bardziej.
Całe szczęście, że Martinen spierdolił na waksy, bo już by pozwy z sądu leciały XD

Kocham jej dystans. Nie chciała go urazić, ale gdyby tam był to ojjjjj, śmierć na miejscu. Critical hit za 200 HP. Żaden Heal by nie pomógł. Poskładałby ją (w myślach ;) )
Dobrze, że nie krzyknęłam odpowiedzi, bo chciałam powiedzieć "wokalista My Chemical Romance", a przecież byłaby to ujma na honorze Wielkiego. Takiego gówna słuchać, pff. Jedno wielkie XD gościło na twarzy klasowego anioła przez resztę lekcji, jak i przy wsiadniu do samochodu (nikogo nie śledzę, jakoś po prostu widziałam xd). Taka dumna nigdy z siebie nie będę, jak ona wtedy.

Mój Marcin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz