··· prolog ···

1.5K 139 74
                                    

- Co ty sobie myślałeś? - warknął białowłosy, odchylając brutalnym ruchem głowę swego towarzysza do tyłu. Paskudna rana po wilczych zębach odznaczała się wyraźnie na bladej szyi barda. Prawie cały czas jęczał z bólu, a jego panika była widoczna nawet mimo tego, że nie miał możliwości by wyrazić jej słowami. Geralt jednak nie zamierzał obchodzić się z nim delikatniej niż zazwyczaj, zwłaszcza, że złość wręcz z niego kipiała. Odkorkował jedną z buteleczek z eliksirami i chlusnął mętną cieczą prosto w otwartą ranę.

Krzyk brązowowłosego rozdarł względną ciszę lasu, a on sam zacisnął dłonie na kolanach tak mocno, że o mało nie wydarł sobie paznokciami dziur w słonecznikowych, obcisłych spodniach. Po jego policzkach popłynęły łzy i widać było, że całą siłą walczy on by nie upaść na ziemie i nie zacząć się kulić z bólu.

- A mówiłem kurwa, że masz się nie zbliżać? - zawarczał wściekły zabójca potworów, sięgając po bandaż. Kilkoma szybkimi ruchami opatrzył szyję trubadura, a ten jedynie spojrzał na niego i otworzył szerzej usta, jednak tym razem, o dziwo, nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Możesz się czuć wyjątkowy. Jeszcze nigdy nie widziałem wilkołaka, który rozszarpywałby ofierze gardło - dodał wiedźmin z kpiną, patrząc z nienawiścią prosto w błękitne tęczówki. Wyraźnie rozkazał mu jakąś godzinę temu, że ma nie opuszczać obozowiska, jednak ten, jak na złość jeden jedyny raz nie posłuchał tego typu przestrogi. Wpadł praktycznie od razu w paszczę wilkołaka, z którym wiedźmin walczył i zanim Geralt zdążył zareagować, zęby potwora już tkwiły w gardle tchórzliwego muzyka.

- Czy ciebie to bawi? - ledwo wyszeptał półżywy brunet. - Gdybym tam wtedy nie wbiegł, ty byłbyś na moim miejscu! - dodał już trochę głośniej, odpychając dłonie towarzysza od swojej szyi. Białowłosy zacisnął zęby na te słowa, ignorując zupełnie to, że jego medalion delikatnie zadrżał.

- To był tylko wilkołak. Dawałem sobie radę, tylko musiałeś się wpieprzyć - prychnął w odpowiedzi, wstając z klęczek. - Jak do wszystkiego. Bardzo dobrze, że cię uciszył w taki sposób, może wreszcie przestaniesz śpiewać te swoje durne piosnki.

- Nie, wiesz co? - młodszy z mężczyzn szybko podniósł się na równe nogi, przez co na chwilę go zamroczyło. - Mam cię dosyć. Traktujesz mnie jakbym był ci kompletnie zbędny. Jakby twoje życie się skomplikowało przez moją obecność w nim. Jak zwykłą kurtyzanę, która ma obowiązek reklamowania cię na prawo i lewo tylko dlatego, iż ludzie boją się takich jak ty. Morderców i bandytów najgorszego sortu.

- Bo tak dokładnie jest.

Przez długą chwilę złote, kocie tęczówki, mierzyły się z zazwyczaj niewinnymi, błękitnymi oczami barda. Geralt nigdy nie widział go tak rozsierdzonego jak teraz. Nawet ludzie wyśmiewający jego sztukę nie byli obdażani taką nienawiścią ze strony mężczyzny. Tego dnia zresztą, czuł się jakby miał przed sobą nie Jaskra, widzącego wszędzie piękno, o kwiecistym języku i niewyparzonej jadaczce, która nigdy się nie zamykała, a jakiegoś słabo udającego go dopplera. Od rana nie odzywał się on bowiem ani słowem, nie uśmiechnął się ni razu i starał się trzymać jak najdalej Płotki oraz jadącego nań wiedźmaka.

Brunet wkrótce odwrócił wzrok, jednak jedynie po to, by wyszukać nim swą lutnie. Momentalnie chwycił instrument i swoją torbę podróżną, po czym wpakował doń jeszcze kilka bandaży.

- A ty dokąd? - burknął na niego Rzeźnik z Blaviken, marszcząc przy tym brwi. Bard obrócił głowę i posłał mu absolutnie zimne spojrzenie, który bardziej pasował do Yennefer niż do kochającego wszystko i wszystkich wokół Jaskra.

- Jak najdalej od ciebie, parszywy mutancie.

Warknął, a te słowa wbiły białowłosego w ziemię. Nim zdążył się on obejrzeć, muzyk już znikał mu z oczu, na trzęsących się nogach. Geralt spojrzał na swój medalion i zacisnął pięści. Był pewien jednego. Jaskier nigdy by się tak nie zachował, a już na pewno nie wzgęlem niego.

Gdy tylko się otrząsnął, od razu ruszył za nim, a dokładniej za mocnym zapachem perfum, zawsze roznoszącym się wszędzie, gdzie tylko Jaskier się znajdował.

***

Wysoki blondyn o szczupłej posturze jeszcze mocniej zacisnął zęby na popękanych wargach. Jego oczy, przypominające dwie błękitne bryłki lodu, błądziły w niezdecydowaniu pomiędzy trzymanym przezeń w ręku sztyletem, portalem znajdującym się dosłownie krok dalej, a leżącym na ziemi, nieprzytomnym muzykiem.

Według planu już dawno miał go zabić i teraz polować na kogoś innego, jednak z jakiegoś powodu tym razem nie był w stanie tego zrobić. Coś go powstrzymywało, gdy patrzył w nieruchomą twarz mężczyzny i świeżo założony na jego szyję opatrunek. Był całkowicie niewinny i bezbronny, a blondyn nie musiał robić kompletnie nic, by powalić go na glebę. Zemdlał sam z siebie, prawdopodobnie z powodu wycieńczenia i utraty krwi.

Westchnął, przyklękając przy brunecie i unosząc w górę swą broń. W ostatnim jednak momencie przesunął dłoń, a ostrze wbiło się w wilgotną ziemie. Pierwszy raz w życiu nie umiał zabić. Czuł się z tym podle, choć już dawno wiedział, że może nie być w stanie zrobić tego akurat tej osobie.

Nagle usłyszał kroki. Nie myśląc długo wziął barda na ręcę i wskoczył do portalu. Nie zamierzał narażać się na niebezpieczeństwo z rąk Rzeźnika z Blaviken, zwłaszcza, że teoretycznie wykonał swoje zadanie. W razie gdyby nie rozpoznał jego osoby, zostawił swój sztylet wbity w ziemie, nie wyczyszczony jeszcze z krwi dosłownie przed pięcioma minutami zabitego wieśniaka. Plan nie mógł się nie udać.

Już po chwili wylądował z gracją na kamiennej posadzce, po czym przeszedłszy kilka kroków położył delikatnie młodszego odeń mężczyznę na swym łóżku. Usiadł obok i po chwili wpatrywania się w niego, lekko nim potrząsnął.

- G-geralt... - zaczął brunet, uchylając oczy, jednak przerwał, gdy tylko zobaczył nad sobą obcą twarz. Praktycznie odskoczył, na co blondyn jedynie się uśmiechnął.

- Nie ma tu tego czegoś - odparł, zbliżając się doń, co tylko zwiększyło panikę muzyka. - Nareszcie od niego uciekłeś. Nareszcie spełniłeś swe pragnienie.

- Co ty pieprzysz..?

- Możesz okłamywać jego, a nawet siebie, ale mnie nie dasz rady - mężczyzna przycisnął swój palec do czoła trubadura, który zrobił się przez ten gest od razu dużo spokojniejszy. - Znam twoje myśli. I mogę zrobić to, o co tyle razy prosiłeś. Wystarczy twoja zgoda, piękny artysto, a odciążę twą duszę z najgorszego z koszmarów. Nie musisz się martwić. Zadbam, byś czuł się dobrze, zaopiekuję się twym ciałem i duchem. Nie to co on.

Brunet przez długą chwilę milczał z otwartymi ustami, po czym niepewnie pokiwał głową. Nie mógł zdawać sobie sprawy, jak wielkie konsekwencje to przyniesie i jak fatalne w skutkach będzie. Krótko potem poczuł tępy ból w czaszce, nasilający się z każdą sekundą.

Sam pozwolił na to wszystko, co się z nim stało.

Cena Szczerości | Geralt x JaskierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz